Opuszczam posesję Louisa i przed bramą zamiast mojego ojca zauważam Theo opartego o maskę auta. Akurat wolałabym żeby on się tu nie pokazywał.
— Tylko nie mów, że się mnie nie spodziewałaś — zaczyna na samym wstępie. — Bardzo trudno było mi przekonać wujka by nie przyjechał po ciebie zaledwie po kilku godzinach. Wiedziałem jednak, że potrzebujesz czasu żeby ochłonąć.
— Przyszedł już jednak czas byś wróciła ze mną.
— Już mówiłam, że tego nie zrobię. Odpuść.
Głośno wzdycha i odbija się od swojego auta.
— Pomyśl Marcello czy naprawdę chcesz porzucić tamtą część swojego życia?
Słowa Theo sprawiają, że tracę swoją pewność siebie. Gdybym mi nie zależało na mojej przeszłości to już bym spaliła swój pamiętnik.
— Na pewno nie zrezygnuje z Louisa — zaznaczam.
Brunet robi krok w moją stronę. Jego oczy dalej są we mnie wpatrzone. Nie ukrywam, że nie lubię jak jest tak blisko mnie. Boję się, że przez jego obecność nie zdołam nad sobą zapanować. A nie jest mi on niestety obojętny.
— Zawrzyjmy układ. Jeśli pozwolisz mi bym pomógł ci spróbować odzyskać pamięć i się uda, a ty nadal będziesz twierdzić, że wolisz jego to ja raz na zawsze zniknę z twojego życia. Nie będę się narzucał wiedząc, że nic dla ciebie nie znaczę.
Teraz mając szczątki swoich wspomnień wiem, że on był dla mnie cholernie ważny. Gdybym nad sobą nie pracowała to już dawno bym wskoczyła mu do łóżka.
— Sama sobie poradzę — zrywam nasz kontakt wzrokowy.
— Skoro już odcinasz się ode mnie i wujka to może powinnaś także i od niego. Jeśli prawdziwie go kochasz to waszemu związkowi nie zaszkodzi jeśli na jakiś czas wyjedziesz. Sama, bez żadnych nacisków.
Te słowa do mnie trafiają. Obecnie czuje się przebodźcowana i może właśnie przez to mam mętlik w głowie. Nie wyjawiam jednak moich myśli od razu. Ta kwestia jest jeszcze do przemyślenia.
— To ja jadę już do domu — po prostu to oznajmiam. Szczerze to jestem zdziwiona, że zachowuje się tak racjonalnie. Pozytywnie mnie zaskoczył.
Zmierza do auta, ale na chwilę się też odwraca w moją stronę.
— Zadzwoń też do wujka, bo on po twoim porwaniu stał się bardzo drażliwy. Wiem, że cię czasem irytuje, ale nie zapominaj, że jesteś dla niego bardzo ważna — po tych słowach po prostu wsiada do samochodu i odjeżdża.
Jestem bardzo zadowolona z tego jak przebiegła ta rozmowa. Spodziewałam się gróźb, a już na pewno nie tak spokojnej i rzeczowej rozmowy.
Wracam do domu i w korytarzu wpadam na Louisa, całe szczęście, że Theo tak szybko pojechał.
— Czemu tam poszłaś? Takie sprawy powinienem załatwiać ja, nie chcę byś zawracała sobie tym głowę — posyłam mu wściekłe spojrzenie. Jak mogłabym się nie angażować w sprawy własnej rodziny.
— To dla ciebie będzie lepiej jeśli będziesz się trzymał z boku.
Posyła mi ciepły uśmiech i układa dłoń na moim policzku. Delikatnie go głaszcze, a ja wtulam się w jego rękę.
— Przez te trzy dni jak ich nie było to czułem się jak wcześniej. Nie chcę cię odcinać od rodziny, ale oni nie wpływają dobrze na nasz związek — jakby tego nie wiedziała.
Cholera jeśli teraz mu powiem, że chce wyjechać to na pewno się wkurzy. Lecz nie mogę też zrezygnować z samej siebie. W końcu miesiąc lub trochę dłużej rozłąki to nie jest jakaś tragedia. To jedynie pokaże jak silne jest nasze uczucie.
— Nie sądzę by nasze wspólne mieszkanie to był dobry pomysł. Za bardzo się pośpieszyliśmy — Lou unosi brwi na znak zdziwienia. Zabiera też rękę z mojego policzka.
— Kochanie przypominam, że już jakiś czas ze sobą mieszkaliśmy. I z tego co ja pamiętam to nie byłaś zadowolona z naszej rozłąki. A teraz tak po prostu stwierdzasz, że już tego nie chcesz i to po wizycie tego chłopaka — od razu widać, że jest zazdrosny o Theo. I choć nie zamierzam mu o tym wspominać to ma rację.
Theo ma szczególne miejsce w moim sercu.
— Jeśli cię to pocieszy to nie zamierzam także wracać do domu ojca.
— To gdzie chcesz iść? Marcello twoje życie nadal jest zagrożone, Davis nie został jeszcze znaleziony, a nawet jak już się tak stanie to przecież nie mamy pewności, że komuś dodatkowo tego nie zlecił. Nie może mieszkać sama.
Teraz dopiero widzę jak sensowną myśl podsunął mi Theo. Tutaj ciągle muszę być pod nadzorem. Powinnam pojechać do mojego kraju. Do domu, w którym spędziłam najwięcej czasu.
— Jak pewnie wiesz jestem Włoszką. To właśnie tam jest dom, w którym się urodziłam i wychowałam. Jeśli coś mi się ma przypomnieć to pewnie tylko tam.
Po minie Louisa widzę, że mój pomysł nie napawa go optymizmem, ale mi coraz bardziej ta propozycja się podoba.
— Przecież jesteś ze mną szczęśliwa. Po co to zmieniać? — Lou nie rozumie jak się teraz czuję. Ludzie się ze mną witają, a ja nie mam pojęcia jakie mnie łączyły z nich relacje. Obecnie można mi też wmówić wszystko.
Nie chce by tak już pozostało. Nie jest łatwo żyć bez wspomnień.
— Bo tego właśnie chce — kończę naszą dyskusję, bo jest ona pozbawiona już sensu. Wymijam go i idę do sypialni.
Na miejscu siadam na łóżku i włączam telefon. Od razu zaczynają docierać do mnie powiadomienia. Wiadomości, a także nieodebrane połączenia od taty i Theo. Może naprawdę postąpiłam zbyt samolubnie.
Wybieram numer taty. Nie muszę zbyt długo czekać, bo momentalnie odbiera.
— Wreszcie postanowiłaś dać znak, że żyjesz — przewracam oczami na jego ton. — Kiedy wracasz do domu. Tęsknię — w mgnieniu oka zmienia mu się ton głosu. Nadal nie przyzwyczaiłam się do jego wahań nastroju.
— Wracam, ale nie do tego domu.
— Jaśniej Marci. Ostatnio nie sypiam najlepiej — no i próbuje podstępnie wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia. Nie dam się na to nabrać.
— Ostatnio sam stwierdziłeś, że powinnam zmienić otoczenie. I dlatego wyjeżdżam. Sama — ostatnie słowo wyraźnie podkreślam. Niech nie myśli, że będzie mi towarzyszył.
— Okej — rozszerzam oczy na te słowa. Cholera czyżby nie zrozumiał tego co do niego powiedziałam. — Davis i tak jest już w moich rękach, więc nie widzę powodu by ci zabraniać. A jeśli chcesz usłyszeć co ma nam do powiedzenia to przyjedź do domu — oznajmia i się rozłącza.
Muszę spojrzeć temu człowiekowi w oczy.
Liczę na waszą opinię.