cz 2.13

225 21 1
                                    


— Zapomniałaś chyba, że ten dzień należy do mnie — przypomina mi ojciec nadal trzymając dłoń na mojej klatce piersiowej zupełnie tak jakby myślał, że zaraz mu się wyrwę. Co nie powiem przechodzi mi teraz przez myśl.

— Myślałam, że chcesz go spędzić ze mną, a nie tracić czas na podtykanie mi Theo. Ja nie zmienię swojego zdania względem niego — wiem, że to, że rozmawiam o nim zupełnie tak jakby go tu nie było, ale to oni rozpoczęli.

Jak w ogóle im przyszło do głowy, że jest możliwość bym zgodziła się z nim mieć dziecko. Nie jestem gotowa by zostać teraz matką. A tym bardziej nie chce dziecka z człowiekiem, którego nie kocham i nie wyobrażam sobie z nim wspólnego życia.

— Kochanie to jest jedynie moja propozycja, możemy ją negocjować, ale musisz chcieć ze mną rozmawiać.

— Najlepiej będzie jak później wrócimy do tego tematu — nagle odzywa się Theo. Nie odwracam się nawet w jego stronę, bo dobrze wiem, że to jest jego pomysł. Jak go nie było to tata o niczym takim nie wspominał.

Chociaż myślę, że nawet on nie mówiłby o takich sprawach w domu Louisa. Szatyn na pewno zrobiłby wszystko by nie dopuścić mnie do ojca.

— Racja dziś mam urodziny i ten dzień ma być doskonały — oznajmia i muska mój policzek. — Zaraz wracam skarbie — informuje, a następnie wstaje i idzie do bocznego przejścia. Jako, że zostaje sama z Theo to mam zamiar wyjaśnić co oznacza ta dziwna propozycja.

Wstaje i podchodzę w jego kierunku.

— Ty naprawdę myślałeś, że za pomocą mojego ojca uda ci się mnie do tego szaleństwa namówić? Seks z tobą jest przyjemny, to muszę przyznać, ale na pewno nie pozwolę ci zrobić mi dziecka. Odpuść sobie — warczę w jego stronę.

Spuszcza wzrok, a ja jestem zbyt zdenerwowana, by mu współczuć. Nawet jeśli mnie kocha to nie usprawiedliwia go.

— Wiem, że nie lubisz zobowiązań i właśnie ja ci oferuje takie życie. Nie będę się sprzeciwiał jeśli będziesz czasem potrzebowała się z kimś zabawić. A pozycji naszego dziecka nikt nie zdoła podważyć.

Theo ma obsesję na punkcie swojej pozycji. Odkąd tylko pamiętam on zawsze starał się przekonać, że zasługuje na przynależność do naszej rodziny. Rozumiem, że to może być spowodowane tym, że jest adoptowany i niektórzy z naszych krewnych co chwilę mu o tym przypominali.

— Jeśli już zdecyduję się na dziecko to będzie ono Louisa — widzę na jego twarzy złość, ale na całe szczęście ma w sobie jeszcze tyle taktu, że nie komentuje mojej wypowiedzi. Opuszcza jedynie pomieszczenie bez żadnego słowa.

Szczerze to nie jestem pewna czy bym tu przyszła jakbym widziała jak to się wszystko potoczy. Takiej propozycji nawet w najśmielszych snach się nie spodziewałam.

Dlatego też zaraz wymyślę jakąś wymówkę i wracam do domu Louisa.

— Uznałem, że od razu pojedziemy — tata bardzo szybko wraca. Ma na sobie jak zwykle czarną koszulę i tego samego koloru jeansy. — Nie mam wybranego żadnego filmu, więc może pójdziemy na żywioł. W razie czego możemy wyjść w trakcie seansu.

Widząc jego szczęśliwy wyraz twarzy już wiem, że z mojego planu nici. Bardzo kocham mojego tatę i nie umiem go ranić.

***

Skłamałabym twierdząc, że dzień spędzony z ojcem nie był dla mnie czystą przyjemnością. Było tak jak wcześniej, nie czułam tej cholernej presji i przynajmniej na moment zapomniałam na naszej różnicy poglądów.

Znów byłam dla niego tylko córką.

— To może znowu kino — proponuje jak już kończymy zamówioną przez nas pizzę. Nijak się ma do naszej włoskiej, ale jesteśmy tak głodni, że nawet tata nie grymasi. Ani razu nie usłyszałam, że za takie danie należy się kara.

— Jest już późno — informuje. Elektroniczny zegarek na moim nadgarstku wskazuje siedemnaście po dziewiątej.

— Późno to jest druga w nocy. A zresztą jesteś z tatą, więc nie musisz tak bardzo pilnować czasu.

Nagle łapie mnie za dłoń i ciągnie tak, że nachylam się w jego stronę.

— Jeśli on w jakikolwiek sposób cię ogranicza to zakończ ten związek. Niezależność przede wszystkim — nie mogę się powstrzymać przed przewróceniem oczami na te słowa. Akurat w ustach mojego ojca to brzmią one szyderczo.

— Wiesz, że jestem z nim szczęśliwa — mówię pewnym głosem by przekonać i jego i siebie.

— Skoro tak twierdzisz.

Nagle przed oczami miga mi ktoś kogo z całą pewnością nie powinno tu być. Octtavio nie należy do osób, które kręcą się po włoskich pizzeriach koło galerii handlowych.

— Witam panie Fernato — wita się z ojcem po podejściu do nas. Oczywiście musi zachować te cholerne pozory i powitać jako pierwszego męskiego członka rodziny.

Kocham Italię, ale czasem powszechnie panujące tam zasady mnie dobijają. Na całe szczęście są kobiety takie jak ja, które robią wszystko co tylko w ich mocy by zerwać z tymi zaściankiem.

Tata jednak nie poświęca mu zbyt wielkiej uwagi, a jedynie kiwa głową. Nie jest to fer zachowanie, ale z drugiej strony niech Octtavio wie, że beze mnie nic nie znaczy.

— Bardzo ciężko się do ciebie dodzwonić Marcello — tymi słowami blondyn bardzo skutecznie przykuwa uwagę mojego ojca. Z całą pewnością mu za to odpłacę.

— To wy macie kontakt? — pyta uważnie mi się przyglądając.

Póki co robiłam wszystko by ojciec nie odkrył, że wróciłam do interesów, a Octtavio właśnie to zepsuł.

— Przecież sam dopiero mówiłeś, że nikt nie powinien mnie ograniczać, dlatego nie muszę ci się tłumaczyć — zręcznie odbijam piłeczkę. Po minie ojca widzę jednak, że nie ma zamiaru odpuszczać.

A ode mnie się nic nie dowie, więc pozostaje mu blondyn. Mam jednak w sobie odrobinę empatii, i nie zamierzam zostawiać go na pastwę mojego wkurzonego taty.

— Nie będziesz miał nic przeciwko jeśli wyjdę już teraz?

— Będę — szybko odpowiada.

— A jak za kilka dni znowu cię odwiedzę?

Przez chwilę się namyśla.

— Okej, ale i tak nie unikniecie wytłumaczenia — kiwa głową na tak, a następnie wstaje i obdarowuje ojca całusem w policzek. — Pamiętaj, że cię kocham.

Odpowiadam mu, że też go kocham i kieruję się do wyjścia. Octtavio podąża za mną.

— Zaraz mi się wytłumaczysz — warczę do niego jak już opuszczamy lokal.

Liczę na waszą opinię.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz