— Okej, zaraz będę, ale coś się stało? — dopytuje. Muszę usłyszeć, że Louis'owi nic nie dolega i po prostu chce się ze mną spotkać. Oczywiście dostanie opierdziel, że sam się ze mną nie skontaktował.
— Ktoś zaatakował ojca — dobrze, że siedzę bo czuję, że po tych słowach bym upadła. — On już jest w domu, ale chce cię zobaczyć.
Cieszę się, że już wrócił do domu, bo to oznacza, że nic poważnego mu nie dolega. Martwi mnie jednak, że ktoś odważył się go zaatakować. I niestety chyba wiem o kogo chodzi.
— Powiedź mi co dokładnie się stało? — wiem, że powinnam szybko wsiąść w samochód i do niego jechać, ale muszę poznać jakieś szczegóły. Może to był zwykły wypadek i niepotrzebnie podejrzewam ojca. Chociaż Theo także może mieć z tym coś wspólnego.
— Ktoś do niego strzelał, na szczęście tata się zorientował i dostał jedynie w ramię. Przyjedź jednak, bo on bardzo chce cię zobaczyć — Matt wydaje się być bardzo zmartwiony.
Ja także czuję, że wszystko się we mnie trzęsie. Tak niewiele brakowało, a mogłabym stracić Louisa.
— Okej, zaraz będę — rozłączam się i wstaje. Jak zwykle chowam pamiętnik za poduszkę i łapię jedynie torebkę leżącą na fotelu.
Szybkim krokiem pokonuje schody, ale jak już jestem w salonie to się zatrzymuje. Widok ojca sprawia, że nie mogę pójść dalej. Po prostu nie mogę mu nie powiedzieć co o nim myślę.
— Gdzie się wybierasz skarbie? — pyta podnosząc wzrok znad ekranu laptopa.
— Obiecywałeś, że nic nie zrobisz Louis'owi — staram się mówić poważnie. Jest to jednak trudne, bo mam ochotę się rozpłakać. Czemu mi to zrobił?
Tata marszy brwi i odkłada komputer na szklany stolik.
— O czym ty mówisz? Nawet go nie dotknąłem, a ostatnio też pozwoliłem mu tu przyjechać co mnie wiele kosztowało — może bym mu uwierzyła gdybym tyle razy nie słyszała jak grozi Lou. Tak bardzo pragnął by on zniknął z naszego życia. I widocznie postanowił się do tego przyczynić.
— Myślisz, że jak kogoś wynajmiesz to, to zwalnia cię od odpowiedzialności? Nie.
Ojciec wstaje i zaczyna do mnie podchodzić. Szybko robię kilka kroków do tyłu by zachować między nami odległość. Po tym co się wydarzyło nie chce mieć z nim już nic wspólnego.
— Kochanie — zaczyna spokojnie. Znowu chce mi zamydlić oczy. Nie mogę pozwolić by ciągle mną manipulował. Na zbyt wiele mu pozwoliłam.
— Przestań. Ciągle pokazujesz jak ci się nie podoba mój związek. Sądziłeś, że jak coś się stanie Louis'owi to stanę się taka jak wcześniej? To już się nie stanie!
— Coś się stało? — do pomieszczenia wchodzi drugi z podejrzanych. Odwracam głowę w jego stronę.
— A może to ty postanowiłeś się pozbyć Louisa?!— pytam wściekle.
— A żyje? — jego ton jest dość lekceważący.
— Tak.
— No to od razu można się domyśleć, że to nie ja. Jeszcze nigdy ten kogo chciałem zabić nie przeżył — podchodzi do kanapy i się na niej rozsiada. — Zresztą i tak wiem, że prędzej czy później do mnie wrócisz, więc nie mam zamiaru marnować na niego swojej energii.
— A ja także postanowiłem poczekać aż się nim znudzisz. Marcello — znów robi krok w moją stronę.
Nie, nie mogę pozwolić by znów zaczął mną manipulować.
— Obecnie nikomu innemu poza wami nie zależy na jego śmierci — oznajmiam, a następnie idę dalej.
Dalsza rozmowa z nimi nie ma już żadnego sensu. Znowu zaczną mnie przekonywać, że są niewinni, a przecież obaj chcieliby by Louis raz na zawsze zniknął z mojego życia.
Na całe szczęście nie mam żadnego problemu. Jestem tak zirytowana, że nie miałabym oporów żeby wyciągnąć broń ze schowka i strzelić do tego, kto ośmieliłby się mnie zatrzymać. Nie przejmuje się także tym, że znacznie przekraczam prędkość, bo w razie czego to mandat przyjdzie do mojego ojca. Niech płaci za to w jak podły nastrój mnie wprawił.
Jak już jestem na miejscu to prawie biegiem zmierzam do domu. Bez utrudnień wchodzę do środka gdzie już czeka na mnie Max.
— Dobrze, że już jesteś. Zamiast spać i odpoczywać to czeka na ciebie — jest to cholernie słodkie, ale nie jest to czas na rozczulanie się. Idę, więc na górę i wpadam do jego sypialni.
— Marcella — słabo uśmiecha się na mój widok. Jest bez koszulki. Ma owinięte bandażem ramię i bark. Cholera brakowało kilku centymetrów, a mógłby oberwać w serce. A to już by miało o wiele gorsze konsekwencje. — Wiem, że nie powinienem cię martwić, ale... — podchodzę do niego i zamykam mu usta pocałunkiem.
— Byłabym na ciebie wściekła jakbyś mnie nie poinformował.
— Zostaniesz dzisiaj ze mną? — uśmiecham się na jego słowa. Mam dla niego bardzo dobrą informację.
— Wracam do ciebie na stałe, o ile nadal mnie chcesz — wreszcie jego oczy zaczynają błyszczeć. To ogromnie przyjemne uczucie wiedzieć, że on mnie kocha. Pokochał mnie nie wiedząc kim jestem i dlatego z całą pewnością mogę stwierdzić, że jego uczucia są szczere.
Co do innych nie ma takiej pewności.
— Skoro już zobaczyłeś Marcellę to może wreszcie odpocznij, a my przygotujemy coś do jedzenia — wtrąca Max. Cholera, byłam tak przejęta, ze nawet nie zauważyłam, że on podąża za mną.
— Okej, ale jeszcze jeden buziak — z radością jeszcze raz całuję Louisa, a następnie z Max'em opuszczamy jego sypialnię.
— Nie obraź się, ale mam pewne podejrzenia co do tego postrzału — zaczyna po kilku krokach. Czyli to takie oczywiste, że nie tylko ja na to wpadłam.
— Obaj zaprzeczyli, ale żadnemu nie wierzę — przyznaje. Nie zamierzam go okłamywać w żadnej kwestii.
— A jaką mamy pewność, że teraz jak już się stamtąd wyprowadziłaś to twój ojciec się nie wścieknie i po prostu tu nie wpadnie by dokończyć to co zaczął?
Zatrzymuje się i odwracam w stronę Maxa.
Bardzo bym chciała zapewnić go, że tak się nie stanie, ale to by było zwykłe kłamstwo. Nie znam swojego ojca, a to co o nim słyszałam nie wprawia mnie w optymizm.
— Najpierw by musiał zastrzelić mnie. A nie sądzę by się do tego posunął.
— Oby — odpowiada, a następnie mnie wymija.
Liczę na waszą opinię. A wy jak myślicie kto zaatakował Louisa?