Nie mam pojęcia jak opisać moje zadowolenie z faktu, że to Max przywlókł się do kuchni. Na samą myśl, że Marcella mogłaby się dowiedzieć, że za jej plecami kontaktuje się z Rodrigo podziałałoby to bardzo negatywnie na nasz związek. Kończę połączenie, bo mój syn zamiast wziąć to co potrzebuje sterczy przede mną i posyła mi znaczące spojrzenie.
— Czy to nie dziwne, że dorosły człowiek w swoim własnym domu rozmawia przed telefon po ciemku w środku nocy — specjalnie przedstawia to w taki sposób by można było się doszukać jakiegokolwiek problemu.
— Przestań się czepiać.
— O której wróciła? — on chyba wziął sobie za zadanie by mnie wyprowadzić z równowagi. Łatwo to mu się jednak nie uda.
— Z tego co mi wiadomo to Marcella jest dorosła i nie muszę sprawdzać o której wraca. A ty jak będziesz aż tak kontrolował swoją dziewczynę to żadna z tobą nie wytrzyma — rzucam i opuszczam kuchnię.
Wiem, że w tym co mówi Max jest odrobina racji, ale nie zamierzam mu o tym wspominać. Nie chce nawet przed samym sobą się przyznać, że mój związek z Marcellą nie wygląda tak jak powinien.
***
— Nie za mocno skarbie? — dopytuje moja słodka brunetka siedząc na moich plecach okrakiem. Z samego rana Marcella zaproponowała mi, że na dzień dobry wymasuje mi kark. Ja oczywiście nie mogłem jej odmówić.
Zresztą byłbym głupi gdybym nie skorzystał z takiej okazji.
— Idealnie słoneczko.
— Myślisz, że powinna zadzwonić do mojego ojca? — dopytuje.
Jej słowa są na tyle dziwne, że zaczynam podejrzewać, że Max jednak usłyszał z kim rozmawiam i doniósł o wszystkim Marcelli. Nie ma przecież innego sposobu czemu on akurat teraz miałaby wspominać o Rodrigo.
Ja jednak nauczony doświadczeniem nie wyciągam od razu wniosków tylko decyduje się iść ciągle w zaparte.
— Jeśli masz na to ochotę — odpowiadam bardzo zachowawczo, bo niedługo będę zmuszony opowiadać o Feranto w samych superlatywach co z trudem przejdzie mi przez gardło, ale skoro trzeba.
— On ma dziś trzydzieste szóste urodziny — o kurwa. Czyli ona sama się do niego zbliży przez mojej pomocy. Nic nie robiąc powinienem zyskać jego wdzięczność. — Myślę, że powinnam chociaż na chwilę do niego pojechać.
— Wiesz, że niezbyt go lubię, ale myślę, że powinnaś to zrobić. On cię kocha — Marcella się na mnie układa i całuje mnie w kark.
— Uwielbiam, że w pierwszej kolejności zawsze myślisz o mnie. Spodziewałam się, że powiesz, żebym sobie odpuściła — dostaje jeszcze jednego buziaczka od mojej słodkiej księżniczki i zeskakuje ona z moich pleców.
— Chcesz żebym ci towarzyszył? — ślicznotka odwraca się w moją stronę i od razu widzę, że jej odpowiedź będzie przecząca.
— Myślę, że będzie lepiej jak spędzę ten dzień razem z nim. Obiecuję jednak, że wrócę do ciebie — znów do mnie podchodzi i obdarowuje mnie pocałunkiem. — Zależy mi na tobie Louis — mówi patrząc mi prosto w oczy.
A ja widząc jej spojrzenie naprawdę wierzę w te słowa.
Pov Marcella
Zaopatrzona w pudełko czekoladek jadę do domu ojca. Zawsze na urodziny ofiarowuje mu bombonierkę i wspólnie spędzony czas. Dlatego dziś rano po zerknięciu w kalendarz uświadomiłam sobie, że muszę do niego pojechać. Mogę być na niego wściekła, ale nie wolno mi zaprzepaścić naszej tradycji. W końcu on mimo wszystko pozostaje moją najbliższą rodziną.
Bez żadnego problemu podjeżdżam pod dom i wchodzę do środka.
I już w salonie nachodzę na smutny widok. Tata siedzi na kanapie i pije jakiś mocny alkohol z butelki. Jest dopiero jedenasta rano, a on już topi swoje smutki.
Podejrzewam, że sądził, że jednak nie przyjadę.
Nagle jednak nasze spojrzenia się spotykają. I od razu na jego usta wkrada się uśmiech, a oczy odzyskują blask.
— Marci — odstawia butelkę na szklany stolik i idzie w moim kierunku. Rozchyla ramiona zachęcając mnie bym go przytuliła. Co oczywiście robię, bo mi go brakowało, a dziś mogę sobie tłumaczyć dlaczego w ten sposób postępuje.
Wtulając się w jego czuję ten nieprzyjemny zapach alkoholi, ale rekompensuje mi to ten idealny przytulas.
— Tak bardzo pragnąłem byś chociaż dziś zapomniała o złości na mnie. I tak się stało — odrobinę się ode mnie odsuwa, ale łapie moją twarz w swoje dłonie i składa pocałunek na moim czole. — Posiedźmy z godzinkę w domu i gdzieś cię zabiorę. Kino, zakupy, a później fast fóod.
Jego niebieskie oczy aż błyszczą. Pozwalam się zaprowadzić w głąb domu i siadamy razem na kanapie. Ku mojej radości tata nie zwraca nawet najmniejszej uwagi na stojącą naprzeciwko niego butelkę.
— Mam nadzieję, że to nie są twoje ostatnie odwiedziny u mnie i, że ja też będę mógł do ciebie wpadać. Albo chociaż gdzieś cię zabierać — mówi i opiera swoją głowę o moje ramię. Wiem, że gra teraz na moich emocjach dlatego też nie zamierzam udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
— Zobaczymy.
— A może byś urodziła dziecko — rozszerzam oczy na jego słowa. Co on znowu wymyślił.
— Słucham? — nawet nie wiem co mu odpowiedzieć.
— No co? We wszystkim bym ci pomógł. Skoro ciebie wychowałem to z twoim dzieckiem też sobie poradzę — gryzę się w język by nie wypomnieć mu, że dużo wspólnego z moich wychowaniem miała babcia i dziadek.
Owszem ojciec mnie nie ignorował, ale traktował bardziej jak maskotkę.
— Jeśli masz ochotę na dziecko to czemu sam sobie go nie zrobisz. Wielu mężczyzn w twoim wieku i starszych zostaje ojcami.
— Nie ma innej kobiety niż ty, którą bym zniósł na dłuższą metę w swoim domu — przewracam oczami na jego słowa.
Już chce zmienić temat, ale na schodach zauważam Theo.
Kurwa co on znowu tu robi!
— O i nawet jest kandydat na ojca twojego dziecka. Theo jest do tego idealny — a ja przez chwilę uważałam, że ma na myśli dziecko moje i Louisa.
A on i w takiej chwili stara mi się wcisnąć Theo.
— Już ci mówiłam, że między mną, a Theo nic nie będzie — chce wstać, ale on mnie zatrzymuje.
Liczę na waszą opinię.