Nigdy bym nie powiedziała, że poważny gangster jakim jest mój ojciec założy czarne jensy i tego samego koloru koszulkę, a następnie weźmie mnie do kfc, bo stwierdził, że mało dziś jadłam. Lecz to właśnie w tym momencie się dzieje.
— No jedz kochanie — zachęca mnie. Patrzę na swoje serowe qurito, które naprawdę dobrze wygląda. Szczerze to sądziłam, że jest taką snobką, która pożywia się jedynie w pięciogwiazdkowych restauracjach.
Na całe szczęście wygląda na to, że nie jest to prawdą.
Chwytam jednak za papierowy kubek i biorę łyka mojej karmelowej latte. Tata ma shaka, ale ja podobno ich nie lubię.
— Często tak wychodzimy? — pytam jak zajada swojego burgera.
— Przynajmniej raz na dwa tygodnie chociaż czasem zdarzało się częściej. Po zrobieniu cholernie drogich zakupów wybieraliśmy takie pospolite kina i knajpy by nikt nam nie przeszkodził — to brzmi logicznie.
Zaczynam też jeść swoje niezbyt zdrowe, ale bardzo dobre jedzenie. Cholera czemu wszystko co jest takie pyszne musi być niezdrowe?
— Wybrałeś już jakiś film?
Kiwa głową na tak.
— Jak taki jak zwykle, amerykański sensacyjny. Uwielbiam oglądać jak scenarzyści wymyślają głupie sceny i próbują wmówić ludziom, że to prawda. Zostaw sobie trochę miejsca w brzuszku na popcorn — poleca, a ja jedynie parskam śmiechem.
Nie wiem czemu, ale czuję się dobrze. Chociaż sądziłam, że to wyjście będzie niemiłym obowiązkiem, lecz mi się podoba. I nie jestem pewna czy powinno tak być.
Z drugiej jednak strony nie powinnam chyba działać wbrew swoich emocjom.
— Okej, ale później to ja wybieram film. Mamy do spędzenia przecież cały dzień.
— Zgoda — przecież nic się nie stanie jeśli przez jeden dzień będę udawała, że mam kochającą rodzinę.
***
18. 04. 2014
Z każdym dniem jest mi coraz łatwiej. Oczywiście przed tatą doskonale odgrywam swoją rolę bezdusznej morderczyni. Widzę w jego oczach podziw co mnie tylko utwierdza w tym, że robię dobrze. Myśli, że jestem taka jak on. Nie ma jednak pojęcia jak bardzo się myli.
Odziedziczyłam słabość po mojej matce. Kobiecie, która wzbudzała w nim tylko obrzydzenie. Jakby zareagował na to jak jestem do niej podobna? Nie, to się nie może wydarzyć. Jestem Feranto i muszę się godnie zachowywać. Zresztą chyba znalazłam sposób na oderwanie swojego umysłu od tego feralnego dnia.
Zauważyłam, że jeden z nowych ludzi ojca mi się przygląda. Tata zawsze w jeden sposób poprawia sobie humor. A może ja powinnam zrobić to samo? Skoro mogłam zabić człowieka to mogę pieprzyć się z pracownikiem ojca.
Nie raz słyszałam, że jestem piękna.
Teraz właśnie utwierdzić się utwierdzić w tym przekonaniu.
Jestem Marcella Feranto, ta, która w wieku lat piętnastu stała się innym człowiekiem.
Zamykam pamiętnik. Nie mam siły tego wszystkiego czytać. Teraz będą dorosłą kobietą, widzę jakim zagubionym dzieckiem byłam. Dorastałam w chorym świecie i dlatego w głowie pojawiały mi się takie myśli.
Teraz już rozumiem czemu tak dobrze się poczułam w ramionach Louisa, który dawał mi dokładnie to czego w danej chwili potrzebowałam.
I chyba przywołałam go do siebie myślami, bo właśnie w tej chwili przychodzi do mnie wiadomość, od mojego kochanego.
Od Louis:
Pewnie masz teraz sporo na głowie ale co powiesz na spotkanie. Przyjechałbym po ciebie ale nie jestem pewny czy zostanę tam wpuszczony.
Jak znam życie to właśnie tak by się stało. A mogę się nawet spodziewać, że miałoby to o wiele gorsze konsekwencje, a tego zamierzam uniknąć.
Do Louis:
Najlepiej będzie jak ja do ciebie przyjadę. Zaraz wsiądę do auta.
Chowam notes pod materac, a następnie wrzucam telefon do torebki i opuszczam pokój.
W salonie jednak na chwilę się zatrzymuje. Niby jestem pełnoletnia, ale chyba powinnam poinformować ojca, że wychodzę. Jeśli tego nie zrobię to on znowu wściekły po mnie przyjedzie.
Kurwa aż mam ochotę mu powiedzieć, że szkoda, że się mną nie zajął jak tego potrzebowała. Powstrzymam się jednak przed tym. Nie mogę aż tak bardzo go oceniać przez wpisy wyrwane z kontekstu.
Nie znajduje go jednak w jego gabinecie ani sypialni. I szczerze to już nie mam pojęcia gdzie za nim iść. Jestem tu już kilka dni, ale nie zdążyłam jeszcze dokładnie obejść tego domu. I szczerze to nie mam specjalnie na to ochoty.
A skoro ojca nie ma to zwalnia mnie to z informowania mnie gdzie wychodzę.
Opuszczam dom i zmierzam do auta. Ten sam samochód, którym poruszałam się ostatnio stoi na podjeździe, więc do właśnie do niego się kieruję.
Nie jest mi jednak dane do niego dojść, bo zatrzymuje mnie ten starszy mężczyzna. Z tego co pamiętam to ma na imię Alessandro.
— Gdzie się wybierasz Marcello? — pyta. Mam do niego pewnego rodzaju niechęć. Jakby mnie wtedy nie rozpoznał to dalej bym była u Louisa i nie miałabym tego mętliku w głowie.
Wiem to głupie, ale ja chyba nigdy nie zachowywałam się racjonalnie. Można to wywnioskować po wpisach do mojego pamiętnika.
— Nie muszę się tobie tłumaczyć.
Mężczyzna nie zraża się na mój ton i po prostu łapie mnie za dłoń.
— Bardzo się o ciebie martwię. Tak samo jak twój tata.
— Chciałam go poinformować, że wychodzę, ale nigdzie go nie znalazłam — sama nie wiem czemu mu się tłumaczę.
Niestety ciągle jest we mnie coś co mi każe z nimi współpracować.
— Twój tata właśnie przesłuchuje osoby, które mogły mieć coś wspólnego z twoim zaginięciem. Może powinnaś także tam iść. Zawsze możesz sobie coś w międzyczasie przypomnieć.
Wiem, że obiecałam Louis'owi, że zaraz do niego przyjadę, ale po prostu czuję, że muszę tam pójść. Może wreszcie ci, którzy chcieli się mnie pozbyć za to zapłacą.
Kiwam głową na tak.
Alessandro prowadzi mnie w głąb ogrodu. Kilka metrów dalej znajduje się mały budynek. Wchodzimy do środka, ale nie ma tam nic zwyczajnego. Przypomina to bardziej pokój dla pracowników, a nie jakąś sale tortur. Są tu dwie czarne sofy, a nawet na ścianie wisi plazma.
Lecz starszy mężczyzna otwiera jakąś klapę w podłodze i pojawiają się drewniane schody prowadzące na dół.
Nagle też słyszę głośny krzyk, który sprawia, że mimowolnie podskakuje.
— Nie musisz tam iść — mówi do mnie Alessandro.
Ja jednak wiem, że muszę.
Liczę na waszą opinię. Chcecie by Louis pojawiał się częściej czy skupić się na przeszłości Marcelli?