— Będę wdzięczna za każdą informację. Nawet nie masz pojęcia jak to jest nic nie pamiętać. Ta pustka w głowie czasem bywa nieznośna — specjalnie to mówię by go zachęcić. Wiem, że nadal się waha.
Brunet na chwilę przymyka oczy i je otwiera. Widać, że to wszystko jest dla niego bardzo ciężkie. Nie zamierzam jednak mu tego ułatwiać. Muszę poznać prawdę.
— Jak pewnie wiesz byłaś zaręczona z Harrym Stylesem — kiwam głową na tak. — Podejrzewam, że twój ojciec cię zapewniał, że zrobiłaś to jedynie tego, że musiałaś. To nie prawda.
Cholera czyli co, kochałam go? Jeśli tak to nie rozumiem czemu nic do niego nie poczułam. Widok ojca i Theo na mnie podziałał, a Harry'ego potraktowałam jak obcą osobę.
— Byłam w nim zakochana?
— Nie Marcello — jego odpowiedź zupełnie już zbija mnie z tropu. Teraz to już nic nie rozumiem.
— Ale dopiero co powiedziałeś... — na całe szczęście wchodzi mi w słowa, bo ja już sama nie mam pojęcia co mówić.
— Traktowałaś go jedynie jako ucieczkę. Cały problem tkwi w twoim ojcu. On całe życie traktuje cię jak swoją zabawkę. A Theo podtyka ci tylko po to by mieć pewność, że nigdy go nie opuścisz. Od zawsze było wiadomo, że Theo jest wierny przede wszystkim twojemu ojcu.
Nagle dociera do mnie okrutna prawda. Ta rzeczywistość, która do tej pory była kreowana wokół mnie to zwykła fikcja. Tata postanowił wykorzystać, że pamięć do mnie nie wraca i ukształtować mnie tak bym mu odpowiadała. Bawił się mną.
— Nie zamierzam ci też wmawiać, że go twój ojciec nic dla ciebie nie znaczył. Kochałaś go i to bardzo, ale nie potrafiłaś także znieść tego jak cię traktuje. Dlatego postanowiłaś się od tego odciąć.
Masuje sobie jedną skroń. Ciężko mi pojąć, że prawda jest zupełnie inna niż do tej pory starano mi się okazać.
Stop. Muszę też zachować pewnego rodzaju rezerwę. Nie znam Antonio i nie mogę bezgranicznie wierzyć w każde jego słowo.
— Jest coś co mógłbyś mi pokazać. Nie obraź się, ale potrzebuję jakichś dowodów — chłopak kiwa głową na tak.
— Nie jestem pewien czy to wzbudzi w tobie jakieś wspomnienia, nie szkodzi jednak spróbować. I tak pewnie zostanę zabity za to co powiedziałem, więc chce byś wiedziała o tym miejscu. Andres na to zasłużył.
Już chce mu zdać pytanie kim jest Andres, ale on rusza do drzwi. Podążam za nim, bo nie chce by się rozmyślił.
— Gdzie się wybieramy? — dopytuje, bo mimo wszystko czuję opór przed wyjściem w nieznane miejsce z zupełnie obcą osobą.
On jednak nie wypowiada ani jednego słowa. Opuszczamy dom, a on dalej podąża w głąb ogrodu. Większych oporów doznaje jak zbliżamy się do ogrodzenie, a on wychodzi dalej.
Czy na pewno powinna za nim iść? Przecież równie dobrze on może chcieć zrobić mi krzywdę. Owszem umiem się bronić, ale ktoś może jeszcze na nas czekać.
Kurwa!
Nagle i on się zatrzymuje. Najwidoczniej zauważył moje zawahanie. Odwraca się do mnie i wlepia we mnie smutne spojrzenie.
— Nie zmuszę cię byś ze mną poszła, ale powinnaś zobaczyć to miejsce. Bardzo bym nie chciał by zostało zapomniane — oznajmia i idzie dalej.
Sposób w jaki mi to powiedział sprawił, że czuję iż mogę mu zaufać. Cholera, muszę zaryzykować. Nie chce później żałować, że nie wykorzystałam takiej okazji. Szkoda jedynie, że nie zabrałam ze sobą broni.
Teraz już nie ma czasu by się po nią wracać.
Antonio wprowadza mnie w głąb lasu. Dodaje mi to tylko utwierdzenia w przekonaniu, że może planować moje morderstwo. Teraz już nie ma czasu na wycofanie się.
Z każdym kolejnym krokiem zalewa mnie jakieś dziwne uczucie. Czyżbym jednak znała to miejsce? Było ono bliskie mojemu sercu?
I z całą pewnością tak jest, bo wyprzedzam Antonio i maszeruje na wprost. A jak już zauważam prosty drewniany krzyż to zaczynam biec. Dobiegam do grobu i padam przed nim na kolana. Moje oczy zalewają się łzami.
Głaszcze Andresa po głowie. Wiem, że jest martwy, ale chce wierzyć, że to sprawi, że jednak otworzy oczy. Pomimo dziury w skroni, którą wyrządziła mu kula wystrzelona przez mojego ojca.
Mój tata odebrał życie mojemu ukochanemu.
Dziś straciłam dwie ważne dla mnie osoby. Żadnego z nich nie będę już miała.
— Wiem, że jest ci ciężko, ale wkrótce zrozumiesz, że zrobiłeś właśnie to co było trzeba. On zasłużył na śmierć Marcello. Chciał cię wykorzystać.
Podnoszę głowę i spoglądam na niego ze złością.
— On mnie kochał — warczę. Moje dłonie są pokryte krwią Andresa.
— Marci on widział w tobie jedynie moją córkę. Omotał cię i sądził, że doprowadzi do ślub, a wtedy już nigdy nie byłby zwykłym ochroniarzem. On myślał jedynie o korzyściach.
Te słowa to kolejny cios w moje serce. A najgorsze jest to, że słyszę je z ust mojego własnego ojca.
Delikatnie zsuwam Andresa z moich kolan i wstaje. Nie jest to łatwe zadanie, bo nogi mam jak z waty. Ciągle chce wierzyć, że to jest jedynie zły sen, z którego za chwilę się obudzę.
— Czemu tak trudno ci uwierzyć, że ktokolwiek mógł mnie pokochać. Nie za to kim jest, ale za to jaka jestem. Uważasz, że nie zasługuje by mnie kochać.
Ojciec wyciąga dłoń w moją stronę by położyć ją na moim policzku. Robię jednak krok do tyłu. Nie chce by mnie dotykał.
— Ja cię kocham, Theo też.
I znów to samo. On uzurpuje sobie prawo do decydowania o moim życiu. Tak było zawsze. Lecz wreszcie nadszedł czas by także i to zmienić. Już nic nie będzie takie samo jak dotąd.
— A ja już mam dość. Nie będę się na tobie mścić, bo serce mi na to nie pozwoli. Nadal cię kocham, ale nie chce mieć już z tobą nic wspólnego. Odchodzę.
Liczę na waszą opinię.