Od razu po zejściu po schodach do moich nozdrzy dociera zapach krwi. Znam go doskonale, to po raz pierwszy go poczułam jak obudziłam w nowej rzeczywistości. Wystraszona, obolała i bez ani jednego wspomnienia.
Idę dalej. Mam ochotę stąd uciec, udać, że nie wiem co się tu dzieje, ale nie mogę. Jeśli tylko mogę tym przyczynić się do ukarania tego, kto mnie uprowadził i skrzywdził.
Kolejny głośny krzyk przenika moje uszy, przyśpieszam, więc kroku i widzę jak mój tata tnie nożem ramię mężczyzny, którego ręce są przypięte do zwisających z sufitu łańcuchów. Przeraziłby mnie ten widok gdyby nie to, że ja znam tego człowieka.
To jest ten sam, który przywiózł mnie do Louisa. Całą drogę radosnym tonem opowiadał mi jakie cierpienie mnie czeka. Wykorzystywał to, że leżałam na tylnym siedzeniu z opaską na oczach i nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Nagle jego wzrok pada na mnie.
Teraz to on jest przerażony. Zdaje sobie sprawę, że zaraz wszystko opowiem ojcu.
Tata także zauważa, że coś się dzieje i się odwraca. Jest zaskoczony moim widokiem.
— Przypomniałaś sobie o tym miejscu? — dopytuje. Jego wzrok jednak biegnie nade mnie, więc pewnie zauważył Alessandro.
— Uznałem, że ona najlepiej może skłonić więźnia do rozmowy — tłumaczy się starszy mężczyzna.
— Marcella nie powinna teraz tego oglądać. Chciałem jej zaoszczędzić tego widoku — głos ojca przybiera poważny ton.
On sam wygląda teraz przerażająco.
Ubrany jak zwykle na czarno, ale na jego twarzy i odkrytych ramionach widać kropelki krwi.
— To on mnie zawiózł do Louisa — odzywam się żeby nie dopuścić do kłótni. — Zapewniał mnie, że będę niewolnicą, której życie będzie przypominało koszmar. Przy okazji uderzył mnie też w twarz i kopnął w brzuch.
Robię dwa kroki w jego stronę. To przyjemne uczucie patrzeć jak teraz to on się boi. Życie jest cholernie przewrotne, z oprawcy stał się teraz ofiarą. Chociaż nie wiem czy można go nazwać ofiarą.
— Błagam — szepcze patrząc wprost na mnie. Jeszcze ma czelność o cokolwiek mnie prosić.
— Masz pomysł skarbie co mamy z nim zrobić? — pyta mnie tata kładąc dłonie na moich ramionach. — Zajrzyj głęboko w swój umysł. Dobrze pamiętam jaka byłaś w te sprawy dobra. Wymyślałaś doskonałe tortury.
Cofam odrobinę głowę i opieram ją o tors ojca. Jest wiele rzeczy, które bym chciała z nim zrobić. Pragnę by poczuł się tak samo jak ja wtedy. Samotny i bezbronny.
— Każdy boi się ognia. Podobno przypalenie to jeden z najgorszych bóli, ale ja nie chce bym on szybko odszedł. Nie zasługuje na tak prostą śmierć.
— Mam inny pomysł — tata gdzieś odchodzi, a następnie otwiera jedną z szafek.
I to naprawdę jest sala tortur. Znajdują się tutaj przeróżne narzędzia, które służą do zadawania bólu. Powinnam się tu czuć nieswojo, każdy normalny człowiek by się tu tak czuł. Lecz nie ja. A to najbardziej dowodzi tego, że jestem przesiąknięta złem.
Jednak w tym momencie najmniej mnie to interesuje. On musi zapłacić za to co mi zrobił, i innym kobietom także. Louis wyraźnie mówił, że jego mocodawca zajmuje się handel ludźmi, a skoro on brał w tym udział to jest tak samo winny.
Tata wyciąga jakąś małą buteleczkę.
— Nie możemy tu rozpalić ogniska, ale za to mamy kwas. Zaręczam ci skarbie, że ból będzie jeszcze gorszy od przypalania.
— Nie, nie — mężczyzna zaczyna się wyrywać. Chyba dotarło do niego, że przyszedł czas na spłacanie długów. No niestety. — Wszystko powiem. Pracuje dla Davisa!
Tata robi znudzony wyraz twarzy.
— Tylko, że ja to doskonale wiem. Miałeś mi powiedzieć jakieś szczegóły, które by mi pomogły ustalić, że on jest. Najwidoczniej jednak nie masz o tym pojęcia — tata odkręca buteleczkę, a następnie wylewa odrobinę tego płynu na poranione ramię tego człowieka.
Jego wrzask jest straszny. Przeszywa mnie na wskroś, jako człowiek, powinnam teraz poczuć współczucie względem niego. Ja jednak nic takiego nie czuję. Cholera, naprawdę jestem socjopatką.
— Przysięgam, że nic nie chciałem jej zrobić. Ja tylko wykonywałem polecenia — tłumaczy się wrzeszcząc i płacząc. — Nawet nie wiedziałem kim ona jest.
— A co mnie to kurwa obchodzi?! Znasz mnie i powinieneś wiedzieć, że nie ma takiej opcji bym odpuścił krzywdę mojego dziecka. Jeśli tak to znaczy, że jesteś głupi.
— Chce gdzieś jechać — oznajmiam. Tata odwraca w moją stronę głowę.
— Wiem gdzie i się nie zgadzam — już otwieram usta by powiedzieć, że nie ma prawa, ale on szybko dodaje. — Albo jednak możesz jechać.
To zachowanie jest cholernie dziwne, ale tego nie komentuje. Może torturowanie innego człowieka działa właśnie w taki sposób na mojego ojca. Szybko się jednak odwracam i idę do wyjścia. Mijam Alessandro, który zaczyna podążać za mną.
— Na twoim miejscu bym nie jechał.
Nagle staje. Czemu jeszcze i on chce się mieszać do mojego związku?
— Twój ojciec bez powodu się nie zgodził byś tam pojechała. Na pewno coś wymyślił.
— Sugerujesz, że chce mi wyrządzić krzywdę? — pytam spoglądając mu w twarz. Widzę w niej zawahanie.
— Oczywiście, że nie.
— No to nie zrobi nic mi ani Louis'owi — nie przydłużam już tylko idę do auta, które obecnie używam.
Droga do Louisa jak zwykle długo mi nie zajmuje. Tym razem jednak natrafiłam na troszkę większy ruch. I to mnie utwierdziło w przekonaniu, że niezbyt lubię prowadzić samochód. Lecz niestety w życiu trzeba robić rzeczy, których się nie lubi.
Do domu wchodzę bez żadnego problemu. Widać, że Lou dalej kazał mnie traktować jakbym z nim mieszkała.
Na miejscu jednak dostaję informację, że Louis jest w swojej sypialni, a to może oznaczać, że znów ma atak swojej choroby.
Maszeruje więc na górę i wchodzę bez żadnego pukania. Przecież nie ma on nic przede mną do ukrycia. I niestety widzę, że moje obawy się spełniły.
Mój kochany leży w łóżku i nawet nie zauważył, że weszłam. Po cichu więc się do niego zbliżam i siadam obok niego. Dzięki temu otwiera oczy.
— Powiedź, że to naprawdę ty — po jego głosie słyszę jak bardzo się męczy. Ręką też chwyta za inhalator, ale ja wyciągam mu go z dłoni i sama podaje lek.
Mój tata nie może się dowiedzieć o jego chorobie, bo uzna to za słabość. A on nie toleruje słabości.
Liczę na waszą opinię.