Ciężko jest jeść kolacje w towarzystwie Theo, który śnił mi się podczas drzemki. W mojej obecnej sytuacji najgorsze jest to, że nie umiem odróżnić zwykłego marzenia sennego od wspomnienia. Tutaj jednak czuję, że to się wydarzyło naprawdę.
— Mam parę spraw do załatwienia we Włoszech i niedługo muszę się tam pojawić. Może pojedziemy razem? Oczywiście później się rozdzielimy — proponuje brunet jak zajadamy się makaronem. W tym domu praktycznie codziennie jest podawany makaron. Nie mogę jednak powiedzieć by mi to przeszkadzało. Libię taką kuchnię.
Przeszkadza mi jedynie podróż w towarzystwie Theo. To jest dla mnie wielka pokusa, którą nie mam pojęcia czy tym razem dam radę pokonać.
— Mi się podoba ten pomysł — nawet nie spodziewałam się innej odpowiedzi od taty. — Zadbasz o to by Marcella dotarła bezpiecznie do domu. Oprowadzisz ją, wszystko wyjaśnisz i pojedziesz załatwiać swoje sprawy.
Nawet nie otwieram ust by zaprotestować. Nie mam ani jednego racjonalnego argumentu do powiedzenia. Przyda mi się jedna osoba, która mi pokaże miejsce, w którym mam mieszkać.
— Ja za jakiś czas cię odwiedzę — tata nachyla się nade mną i puszcza do mnie oko.
— Nie spodziewam się niczego innego.
— Nie mógłbym nie martwić się o swoje dziecko — tym razem dostaje buziaka w policzek. Nie umiem się nie uśmiechnąć na ten miły gest.
— Ja też obiecuję, że nie pojadę dopóki Marci się nie zaaklimatyzuje. Będę także na każdy jej telefon — robię wszystko co tylko w mojej mocy by nie pokazać mu jak bardzo mi to nie odpowiada. Moja niechęć może tylko go upewnić w tym, że nie jest mi obojętny.
Oby tylko moje uczucie do Louisa okazało się na tyle silne żeby powstrzymać namiętność do Theo.
Pov Louis
— Gdybym to ja tak spieprzył sprawę to nie dałbyś mi żyć — wypomina mi Max. I ma do cholery rację. Ostatnio mam kłopoty w biznesie przez ojca Marcelli, a teraz jeszcze i ja sam nie dopilnowałem dostawy.
Całe życie stosowałem zasadę ograniczonego zaufania, ale teraz mając do wyboru spędzenie czasu z Marcellą w ramionach, a nadzorowanie swoich ludzi to wybrałem moją księżniczkę. I teraz niestety trzeba zapłacić za swoją nieuwagę.
I to dość słono.
— Daj spokój. Wszystko się da załatwić — nie zamierzam mu mówić jak poważna jest nasza sytuacja. Niech przynajmniej on śpi spokojnie.
Ja od dawna mam niespokojne noce. Martwię się o pracę, a na dodatek o moją księżniczkę, która sama się ode mnie odsuwa. Nie wiedząc czemu postanowiła wyjechać do innego kraju chociaż ja jestem tutaj. Wybrała samotność zamiast mnie.
Choć wcale nie mam pewności, że ona będzie tam sama. Jeden chłopak już się przy niej kręci.
— Mama dzwoniła — jakoś wcale mnie to nie dziwi. Ona ma jakiś radar. Ilekroć coś zaczyna się pieprzyć w moim życiu to ona się pojawia i jeszcze bardziej rozpierdala mi nastrój. — Od dłuższego czasu nie przelałeś jej żadnych pieniędzy.
— I nie zamierzam — informuje go pewnym głosem.
Diana jest już od dłuższego czasu dorosła i może sama zadbać o swoje finanse.
— To z czego ona ma się utrzymywać? Przez te wszystkie lata godziłeś się na ten układ, więc czemu teraz to zmieniać? Nie jesteś jeszcze taki biedny.
— Ostatnio dałem twojej matce ultimatum. Rozwód albo odcięcie od moich pieniędzy. Ona nie podpisała tych papierów, więc nie dostanie ode mnie ani grosza. Niech się cieszy, że może chociaż korzystać z mojego domu... — nie jest mi dane dokończyć, bo mój syn opuszcza pomieszczenie głośno trzaskając drzwiami.
No cóż, wszystkich nie dam rady uszczęśliwić.
Najbardziej jednak żałuję, że dom Feranto jest tak chroniony, że nie mogę zdobyć o nich żadnych informacji. Nie mam pojęcia co tam się dzieje, a tym bardziej nie mam możliwości tam pojechać.
Kurwa! Czemu musi to być aż takie trudne.
***
Nie lubię porannych spotkań. A tym bardziej gdy gość pojawia się niespodziewanie i jest nim Rodrigo Feranto. Odkąd wiem, że jest ojcem Marceli to staram się przed nim prezentować jak najlepiej. A dziś muszę z całą pewnością stwierdzić, że wyglądam strasznie.
W nocy nie przespałem nawet chwili przez zmartwienia.
— Wiem, że dużo bardziej by cię ucieszył widok Marcelli, ale ona wyjechała. I to razem z Theo — komunikuje mi to z kpiącym uśmiechem. Uwielbia wykorzystywać tę władzę, którą nade mną ma.
Przeklinam dzień, w którym zdecydowałem się na współpracę z nim.
— Wspominała mi, że ma zamiar na trochę wyjechać — na pewno nie pokaże mu jak bardzo mnie ten jej wyjazd irytuje. Nie dam się sprowokować.
— A jak tam twoje interesy? — dopytuje swobodniej rozsiadając się w fotelu. O coś wie.
— Nie jest źle — udzielam wymijającej odpowiedzi.
— Przecież wiem, że jest źle, bo sam się o to bardzo postarałem. I mogę cię zapewnić, że będzie jeszcze gorzej. Stracisz wszystko co masz — jego ton automatycznie się zmienia. Teraz przypomina tego człowieka, o którym tyle złego słyszałem.
Wreszcie pokazał swoją prawdziwą twarz.
— Skoro jesteś tak dobrze poinformowany to czemu tu przychodzisz? Jeśli masz ochotę to możesz mi odebrać wszystko, a ja i tak nie zrezygnuje z Marcelli.
To może się wydawać dziwne, ale bardzo się cieszę, że mi grozi. To znaczy tylko jedno. Marcella dalej jest mną zainteresowana. Nie zrezygnowała ze mnie.
— To wytłumacz mi jak zamierzasz zaspokoić potrzeby mojej córki. Marcella jest rozpieszczona, zawsze dostawała wszystko co tylko jej się spodobało. A ty niedługo będziesz bankrutem — wstaje i posyła mi podły uśmiech. — Ogranicz z nią kontakt i odejdź z godnością. Inaczej stracisz wszystko, a Marcella i tak na koniec od ciebie odejdzie.
Wychodzi.
Pragnę żeby się mylił. Niczego innego nie chce, ale niestety jego słowa brzmią bardzo racjonalnie. Muszę coś wymyślić by nie stracić miłości mojego życia.
Mam do was pytanie. Chcecie Marcellę z Louis'em czy może kimś innym?