cz 2.10

254 23 6
                                    

Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam fastfood, chociaż w stosunku do mnie nie jest to zbyt szczęśliwe porównanie. Obecnie to jednak nie ważne, delektuje się jedząc burgera, którego dopiero co przywiózł Octtavio. Kątem oka spoglądam za okno, zapadł już zmrok, powinnam już wracać do domu. Lecz co wydaje mi się dziwne bardzo dobrze się czuję w tym miejscu.

Jeszcze zupełnie niedawno nie chciałabym nawet chwilę przebywać w takim miejscu.

— Co będziemy teraz oglądać? — pyta z pełnymi ustami. Octtavio wydaje się być zupełnie inny niż na samym początku się spodziewałam. Wyraźnie zyskuje przy dalszym poznaniu.

W ogóle nie przypomina Theo. Nie ma tego kija w tyłku co brunet.

— To na co masz ochotę, bo ja zaraz będę znikać — informuje, a on od razu robi obrażoną minę. W życiu bym nie powiedziała, że koło mnie siedzi mężczyzna, na którego większość boi się nawet spojrzeć.

— No nawet w ten sposób nie żartuj.

— Louis będzie się niepokoił — oznajmiam. Włączam ekran telefonu i widzę kolejną wiadomość od szatyna. Znów pyta kiedy wrócę. Jeżeli kolejny raz mu napiszę, że niedługo to już mi nie uwierzy.

— Jeśli ma ochotę się zamartwiać to już jego sprawa. Powinien przywyknąć, że z tobą to musi być gotów na wszystko — sama nie chce przed sobą tego przyznać, ale słowa Octtavio uświadamiają mi, że wcale nie chce wracać. Dobrze mi z Louis'em, ale nie zmienia to faktu, że ta stabilizacja, którą obecnie mi proponuje nie satysfakcjonuje mnie.

Pragnę czegoś innego. Nie zostałam stworzona do stagnacji, a działania.

— Nie wrócę zaraz do domu — mówię. Sama nie wiem czemu, ale na moje usta wkrada się uśmiech. — Zabierz mnie do miejsca, gdzie mnie trzymał Davis.

Entuzjazm blondyna od razu słabnie. Nawet jego oczy tracą swój blask.

— On ma kilka miejsc, w których trzyma te kobiety. Nikt dokładnie nie wie gdzie byłaś przetrzymywana. Nie wykluczone, że ze strachu nawet trzymał cię w domu — tłumaczy, ale to do mnie nie trafia. Czuję, że muszę odwiedzić te miejsca.

— Mam bardzo dużo czasu, więc nic nie stoi na przeszkodzie byśmy odwiedzili wszystkie te miejsca. Ty także nie wglądasz na zbytnio zagonionego — mówię z uśmiechem, ale mój głos i tak wskazuje na to, że niedobrze zniosę wszelkiego rodzaju sprzeciw.

***

Nikt w dwudziestym pierwszym wieku by się nie spodziewał, że mogą istnieć aż takie rudery. Miejsce, w którym ten stary dziad trzymał kobiety przypomina bardziej chlew. Chociaż tak naprawdę w obecnych czasach zwierzęta mają dużo lepsze warunki.

Wystarczy choćby wziąć oddech i już atakuje ten stęchły smród. Ogromna wilgoć także nie sprawia, że te lochy wydają się przyjemniejsze. Nie ma tu żadnych mebli, więc wszystko wskazuję, że egzystowały one na podłodze.

Nigdy nie byłam aniołem, ale nie wyobrażam sobie upodlić w taki sposób innego człowieka.

— Poczułaś coś? — moje zamyślenie zostaje przerwane przez Octtavio.

— Nie — odpowiadam szczerze. Miałam nadzieję, że będzie inaczej. W filmach zawsze po zobaczeniu miejsca, w którym się przebywało od razu się odzyskuje wspomnienia. W moim przypadku nic takiego nie miało miejsca.

W mojej głowie nie pojawił się ani jeden urywek tych chwili, które wydarzyły się podczas tego roku.

— Tak sądziłem — nie wiem czy mówi to do siebie czy te słowa są skierowane do mnie. Lecz to nieważne. Obecnie moje myśli są zajmowane przez inną sprawę.

— A co się stało z tymi kobietami? Kto je przejął po śmierci Davisa? — pytam i odwracam się w stronę blondyna. On przyjmuje ten swój obojętny wraz twarzy i nie wypowiada ani jednego słowa. Już wiem, że odpowiedź mi się nie spodoba. Lepiej jednak znać gorzką prawdę niż pocieszać się kłamstwem.

Zbliżam się do Octtavio i spoglądam mu prosto w oczy. Zimna stal wydaje się być niewzruszona.

— Chce wiedzieć co się z nimi stało?

— Z tego co mi wiadomo to zostały przejęte przez twojego ojca — to jest właśnie to czego się najbardziej bałam. Wiele jestem w stanie wybaczyć ojcu, ale nie coś takiego. Dobrym człowiekiem nie jestem, ale nie toleruje handlu ludźmi.

Odchodzę na bok i odwracam się do niego plecami. Wolę by nie widział tych emocji, które teraz mną targają.

— Nie wiemy jednak co dokładnie się z nimi stało. Nie wykluczone, że je wypuścił, albo chociaż zapewnił im spokojne życie.

Gwałtownie odwracam się do niego. Mam oczy zaszklone łzami.

— A ty postąpiłbyś w taki sposób? — pytam chociaż wiem co odpowie. Od razu widać, że nie nadaje się do tego świata. Wydaje mi się, że jestem zbyt słaba.

— Ja nie jestem twoim ojcem. On nie krzywdzi kobiet.

— Za wyjątkiem Larissy — oznajmiam smutnym głosem i ruszam do wyjścia. Po krokach jednak słyszę, że blondyn podąża za mną. Nie mam ochoty na dalsze rozmowy, więc delikatnie przyśpieszam.

— Marcello — woła za mną. Nie odwracam się, lecz jemu bardzo zależy na rozmowie, że mnie dogania i łapie za ramię zmuszając bym się zatrzymała. Jego uścisk jest stanowczy, ale nie na tyle mocny by pozostawić mi siniaki na skórze.

— Niepotrzebnie tak się tym przejmujesz. Nie ważne gdzie teraz są, mogę cię zapewnić, że na pewno jest im lepiej niż tutaj — przypiera mnie do ściany i staje przede mną uniemożliwiając mi ucieczkę. — Masz teraz tak wiele na głowie, więc nie zadręczaj się takimi głupstwami.

Łatwo jest to powiedzieć. Ostatnio wszystko wywraca mi się do góry nogami.

— Postaram się — mówię dokładnie to co chce ode mnie usłyszeć.

— Nie wierzę — najwyraźniej nie kłamię tak dobrze jakbym chciała.

Łapie mnie za podbrudek i unosi moją głowę tak bym musiała mu spojrzeć w jego stalowe tęczówki.

— Nie pamiętasz jedynie roku, a i tak wydajesz się być inna. Gdybym wcześniej cię dotknął w ten sposób to dostałabym w najlepszym razie kopniaka w jaja. A za to co zaraz zrobię zatopiłabyś mi nóż w brzuchu — marszczę brwi zdziwiona jego słowami.

Nie mam jednak okazji zapytać go o co mu chodzi, bo on łączy nasze usta.

Liczę na waszą opinię. Zapraszam też na prolog mojego nowego opowiadania pod tytułem Zakładniczka.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz