14

992 65 4
                                    

Wściekłość strzela w moje żyły. Ten stary zna każdy mój krok, nie ma przecież innego wyjaśnienia na to czemu tak szybko odnalazł swojego człowieka. W mojej załodze jest jakiś kret.

Biorę głęboki oddech dla uspokojenia i spoglądam na Rosie. Mała krzywi się z bólu. Kurwa zbyt gwałtownie nas okręciłem, ale za wszelką cenę nie chciałem dopuścić by Max zobaczył ją w takim wydaniu. Jestem na to zbyt zaborczy.

— Wyjdź, a ja zaraz do ciebie zejdę — informuje go. Słyszę jak drzwi się zamykają, więc to znak, że mój syn przynajmniej raz mnie posłuchał.

— Znowu gdzieś wyjdziesz? — pyta księżniczka. Układam dłoń na jej policzku i delikatnie go głaszcze. Ja też dużo bardziej wolałbym spędzić ten czas z nią. Niestety życie nie jest takie piękne.

— Nie mam innego wyboru, postaram się jednak by to potrwało jak najkrócej — daje jej szybkiego buziaka w usta i niechętnie wstaje. Idę do garderoby i tam ubieram pierwsze lepsze ciuchy. Wracam szybko do sypialni, a tam Rosie już siedzi na łóżku. W ogóle nie wygląda jakby miała zamiar się kłaść spać.

— A może z tobą pójdę? — proponuje czym powoduje u mnie zdziwienie. Kto jak kto, ale ona powinna akurat trzymać się od moich interesów z daleka. Spotkanie z tym światem może tylko wywołać u niej złe wspomnienia. A przecież nie chcemy by to do niej wracało.

— Tam nie ma nic ciekawego dla ciebie skarbie.

— Ale byłabym z tobą. A samej mi się tylko tu nudzi — wiem, że przez ostatnie dni mocno ją zaniedbuje, ale nie mam innego wyjścia. Bardzo mi zależy na tym by odkryć kto jej zagraża. Teraz nie może nawet sama wyjść, bo boję się, że ktoś ją napadanie i będzie chciał zabić.

— Jak razem wyjedziemy to będziesz miała mnie aż dość — obiecuję i opuszczam pomieszczenie. Nie mam czasu do stracenia.

***

— Ja pierdole — komentuje ten bałagan. Nie mogę użyć innych słów widząc co tu się stało. Wszędzie jest pełno szkła. A do tego krzesła i stolik są połamane. Ten, kto się tu włamał zadbał nie tylko o to by uwolnić mojego więźnia, ale też by zdemolować moją własność.

— Mam nadzieję, że dzięki temu wreszcie zrozumiesz, że ona nie jest zwykłą dziewczyną. Davis by tak usilnie nie ukrywał jej prawdziwej tożsamości gdyby nie było nic na rzeczy — kolejny raz powtarza mi syn.

— Przestań wymyślać, stary po prostu chronił swojego człowieka — odpowiadam mu chociaż sam nie wierzę w swoje słowa. Utwierdzam się jednak w przekonaniu, że jak najszybciej muszę odkryć kim jest Rosie.

— Mhm — Max już nawet nie komentuje mojej wypowiedzi.

— Wydaje mi się, że jesteś do niej za bardzo uprzedzony. A to wszystko wina twojej matki — owszem to wszystko co się obecnie dzieje z Rosie jest cholernie podejrzane, ale Max zmienił swoje nastawienie do Rosie po pojawieniu się Diany.

— Wcale nie. Lubię ją, ale uważam, że to dziwne, że taka dziewczyna jak ona potrafi strzelać jak snajper i jest lepiej wyćwiczona niż nie jeden z naszych ochroniarzy.

— A to akurat świadczy o tym, że mamy do dupy ochroniarzy — odbijam piłeczkę. On nie musi znać moich wątpliwości.

— Ona może i nic nie pamięta, ale ty za to jesteś cholernie zaślepiony — odpowiada i wychodzi.

Ja też zmierzam do innego pomieszczenia, bo muszę sobie wyjaśnić co nieco z ochroną. Z tego co widzę to każdy może mnie okraść i zniszczyć moje mienie.

— Czemu do cholery nie złapaliście tych intruzów! — warczę groźnym tonem. — A co najważniejsze jakim cudem ktoś zdołał zabrać mojego więźnia? On miał być jeszcze przesłuchiwany! — wrzeszczę.

Jestem pewien, że on miał jakieś informacje dotyczące Rosie. A tak to do cholery wracamy znów do punktu wyjścia.

— To wszystko działo się tak nagle — zaczyna się tłumaczyć Marcus. Głupszej wymówki to jeszcze nie słyszałem.

— Waszym zadaniem było pilnować więźnia. A jego tu nie ma!

Marcus i ten drugi chyba Andy spuszczają głowy. Tu jednak sam żal nie wystarczy. Straciłem właśnie bardzo cennego dla mnie człowieka.

— To już nigdy więcej się nie powtórzy — tym razem akurat głos zabiera Andy.

Ależ oczywiście, że już to się nie powtórzy. Na pewno do tego nie pozwolę.

Wyciągam pistolet i oddaje strzał w kierunku tego, który właśnie się odezwał. Upada i jeszcze się wierci, ale dostał w okolice serca, więc długo to już jego żywot nie potrwa. Marcus rozszerza oczy na widok swojego umierającego kolegi i widzę jak zaczyna się trząść. Boi się. I dobrze.

— A ty masz mi coś do powiedzenia? — dopytuje szatyna. W dłoni dalej mam pistolet i szczerze to sam nie wiem czy go zabijać czy nie.

— Przysięgam, że zrobię wszystko co w mojej mocy by naprawić ten błąd — głupie gadanie. Chociaż nie znoszę Davisa to muszę przyznać, że jego zabezpieczenia są na najwyższym poziomie. On dobrze wie jak dbać o swoje rzeczy.

— Nie sądzę żebyś dał radę sprowadzić tu tego człowieka.

— Zrobię to! — mówi z desperacją. Tak bardzo walczy o te swoje nędzne życie. W każdej chwili mogę je zakończyć.

Powinienem go zabić, lecz jak zwykle zamierzam okazać swoje dobre serce.

— Jeśli w ciągu czterech ni dnie przyniesiesz mi żadnych informacji to wykop sobie grób — informuje go i spoglądam na trupa. Kurwa chyba wypłynęła z niego cała krew i zapierdolił mi tą czerwoną cieczą całą podłogę. — Posprzątaj i pozbądź się ciała kolegi — rozkazuje, a następnie opuszczam to pomieszczenie.

Wchodzę do innego i zauważam, że mój syn siedzi w fotelu i gra w jakąś grę na na telefonie.

— Skończyłeś już mordować naszych ludzi? — pyta nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.

— Zrobiłem to co musiałem — Max to mój syn, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że on nie nadaje się to tego biznesu. Dlatego dopuszczam go tylko do handlu narkotykami. — A teraz wracamy do domu. Bo nie jesteśmy tu od sprzątania — niechętnie się unosi i idzie do wyjścia.

A ja też już wreszcie wracam do swojej Rosie. Na dziś mam już dość pracy.

Liczę na waszą opinię.

Tajemnicza kochanka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz