Rozdział 5

5.4K 341 10
                                    

Mika

Wróciłam do domu pod wieczór po spędzeniu kilku godzin w barze Billego. Tak jak obiecałam skontrolowałam czy aby bierze leki a także dostałam solidny uścisk od Soni, że mi się to udało. Najwyraźniej próbowała go przekonać do ich brania od kilku lat, ale jej się nie udało. Powiedziała, że jestem czystym dobrem co ogrzało moje serce.

Zapytałam Sonię o panią Montgomery, ale widząc jej minę nie musiała więcej mówić. Chciała jej pomóc, ale kobieta nie chciała mówiąc, że mąż jej nie bije i tylko upadła. Nie można pomóc nikomu na siłę, jeśli tego nie chcę, ale nawet po tym jak jechałam do domu nie mogłam o niej zapomnieć.

Dom. Byłam tu zaledwie dwa dni a już nazywałam to miejsce domem. Nic dziwnego, skoro zostałam tutaj przyjęta z miłością. Nadal ciężko mi było uwierzyć w to, że podchodzili do mnie obcy ludzie i zagadywali jak mi się tutaj podoba i czy już się urządziłam. Nie przywykłam do takiego zachowania, dlatego tym bardziej czułam się we właściwym miejscu.

Jutro miałam zostać w jednostce, gdyby ktoś potrzebował mojej pomocy, ale też miałam okazję, aby się w końcu rozpakować. Kiedy weszłam do sypialni moje walizki i torby leżały nadal w kącie.

Zdążyłam wyjąć tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy jak ręczniki czy piżama, więc mogłam bez problemu ogarnąć się do spania. Po drodze do łazienki zdjęłam koszulkę przez głowę a w łazience resztę ubrań. Dzisiejszy dzień mnie wykończył, dlatego jedyne czego potrzebowałam to kojący prysznic no i łóżko.

Włączyłam deszczownicę i wskoczyłam do środka zamykając za sobą drzwi. Woda uderzała w moje plecy i głowę spływając wzdłuż ciała. Nie chcąc zasnąć pod nim szybko się umyłam.

W myślach układałam co będę musiała jutro zrobić. Najważniejsze to zakupy. Nie miałam nic w lodówce, w której jedyne co było to światło. Kolejną rzeczą było rozpakowanie się i poukładanie wszystkiego po swojemu. Tyczyło się to też salonu a zwłaszcza kanapy, która jak dla mnie stała nie tak jak trzeba.

Wyłączyłam prysznic i okręciłam się ręcznikami. Wytarłam swoje ciało i nałożyłam spodenki wraz z koszulką na ramiączkach. Włosy zostawiłam rozpuszczone zaledwie kilka razy przeczesane szczotką. Zgasiłam światło w łazience i przeciągając się ruszyłam do łóżka.

Momentalnie stanęłam wiedząc, że coś jest nie tak. Odwróciłam się i spojrzałam wprost w czekoladowe oczęta które śledziły każdy mój ruch.

Niemo-kurwa-żliwe. Mieszkałam obok mężczyzny, który wywoływał we mnie wiele emocji niekoniecznie tych które chciałam a który skandował moje ciało powoli jakby się nim rozkoszował.

Co jak co, ale śmiałości mi nie brakowało, dlatego zrobiłam to samo co on. Podeszłam do okna, oparłam dłonie na parapecie i spojrzałam na jego szeroką i wysportowaną klatkę piersiową. Nawet z odległości pięciu metrów mogłam zauważyć maleńkie ciemne włoski które zniknęły pod jeansowymi spodniami które miał rozpięte przez co wisiały na jego biodrach. W dodatku tatuaże pokrywające jego prawą rękę i bok były idealnie wyeksponowane.

Spojrzałam w jego twarz i zobaczyłam na niej zuchwały uśmieszek.

- Napatrzyłeś się? – zapytałam szeptem przez szkło. Od razu pochylił się bardziej w moją stronę i pokręcił głową.

- Ściągnij – wyczytałam z jego ust, kiedy poklepał się po piersi.

Tak chcesz grać palancie? – pomyślałam. To ja ci pokażę na czym polega ta gra. Otworzyłam nieznacznie usta i przejechałam językiem po zębach. Jego oczy pociemniały jeszcze bardziej i teraz już były wręcz czarne. Oparłam jedną dłoń na oknie na drugą na dole swojej bluzki. Widziałam, jak przełknął a jego grdyka zadrgała, kiedy zaczęłam podnosić ubranie. Teraz widział już cały mój brzuch i nim się obejrzałam milimetry dzieliły mnie od pokazania mu piersi. Jeszcze trochę naciągnęłam i już miał widok na spód moich piersi. Zanim zdążył pomyśleć o tym jak wyglądają w całości puściłam podkoszulek i jednym szybkim szarpnięciem zasunęłam zasłony.

#1.My chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz