Rozdział 26

4.4K 310 15
                                    

Manolo

Nie byłem głupi. Wiedziałem, że mnie okłamuję i nie podobało mi się to. Nie miałem jednak czasu, aby dłużej z nią rozmawiać, dlatego zostawiłem ją na zewnątrz, kiedy w mojej głowie szalała burza niechcianych myśli.

Widok ich razem pokazał mi, że nadal coś ich łączy. Nie dało się tego nie zauważyć. Tych czułych spojrzeń pełnych wspomnień jakie przeżyli. Zastanawiało mnie czy to przez niego nie chciała za mnie wyjść. Czy nadal go kochała? Czy chciała do niego wrócić?

- Zostaniecie podzieleni na grupy. – słuchałem Stephena, który zaczął przemowę. Za mnie, bo ja, odkąd wróciłem do środka nie mogłem się skupić. Wystarczyło abym tylko kiwnął w jego stronę, żeby zrozumiał. Przejął pałeczkę i krok po kroku opowiedział jak będzie wyglądało całe szkolenie i czego od nich wymagamy.

Staliśmy w trójkę przed osiemnastką żołnierzy zebranym na zewnątrz w różnym wieku i o różnym stopniu, ale każdy nieważne czy był z tego zadowolony czy wściekły musiał się zrozumieć, że tutaj byli sobie równi w każdym tego słowa znaczeniu.

Stephen kończył omawianie wszystkich szczegółów dlatego, kiedy poczułem, że odzyskałem w miarę rozum zabrałem głos.

- Carson, White, Rossi, Harbor, Shaw, McDonald, Winston, Connors i Daniels – spojrzałem na faceta w moim wieku, który kiedyś był blisko z Mikaelą dając go do grupy, w której nie będzie się nudził. – Waszym opiekunem został David.

- Ale... - odezwał się Brandon niezbyt zadowolony z tego powodu. No jasne, że nie był. Sam chyba zesrałbym się w spodnie gdybym musiał słuchać swojego byłego przyszłego teścia, którego córkę zostawiłem dla kogoś innego.

- Jakiś problem? – zapytałem niezwykle zadowolony, ale z całych sił starałem się tego po sobie poznać.

- Nie martw się – odezwał się David patrząc na niego z mordem w oczach. – Będziemy się dobrze bawić synu – ostatnie słowo zaakcentował tak że nawet ja zrozumiałem.

Po tym szkoleniu wyjdzie tak naprostowany jak nigdy dotąd a sądząc po jego minie nie wiem, czy dotrwa do końca. Powinno mi go być szkoda i może by tak było gdybym nie poznał Mikaeli. Gdybym nie wiedział jaka cudowna była i z jaką pasją zajmowała się swoimi pacjentami.

- Reszta będzie w grupie Stevena – zarządziłem.

- Na razie możecie się rozejść i odpocząć do jutra a potem czeka was droga przez mękę – oświadczył patrząc jak zbierają swoje rzeczy i oddalają się w kierunku tymczasowego miejsca, w którym będą spać.

- Nie zmęcz go za bardzo – powiedziałem Davidowi.

- A myślałem, że będę się dobrze bawił.

- To nie zabawa a praca – przypomniałem mu.

- Jedno nie wyklucza drugiego, ale dobra. Trochę mu odpuszczę – pogwizdując zadowolony z siebie ruszył w kierunku swojego domku.

Do wieczora byłem zajęty szykowaniem całego planu szkolenia jak i potencjalnych rezultatów jakich się spodziewałem. Robota papierkowa była ostatnią rzeczą na jaką miałbym ochotę, ale musiałem ją wykonywać, czy tego chciałem czy nie.

Spojrzałem na zegarek wiedząc, że muszę już wychodzić, aby Mikaela nie musiała długo na mnie czekać. Jednak jedyne o czym mogłem myśleć to nie kolacja, którą chciała przygotować a jej były narzeczony i uczucia jakimi go darzyła.

#1.My chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz