Prolog

6.9K 372 25
                                    

Z góry przepraszam za literówki, które mogą się pojawić w książce. Są one moją zmorą, nad którą staram się ciągle pracować, aby było ich coraz mniej 😊


Caddo Mills to prawdziwe miasteczko jednak na potrzeby książki miejsca się w nim znajdujące zostały wymyślone.

Ps. Zawsze chciałam zacząć książkę z przytupem i chyba mi się udało 🤣🤣🤣




Mika

- Czy ty kurwa robisz sobie ze mnie jaja – wydzierałam się. Widok miłości mojego życia na którą czekałam po raz kolejny przez prawie rok w obecności innej kobiety to ból nie do opisania.

Znosiłam jego ciągłe wyjazdy na misje wojskowe, bo wiedziałam, że to tylko umacnia nasz związek. W ten sposób chciałam mu pokazać, że nie ważne co zawsze będę stać po jego stronie a co dostałam. Wywalenie wszystkiego co zbudowaliśmy przez te lata na bruk.

- Przepraszam. Zakochałem się. – stał z tą małolatą, która obejmowała go w pasie. Patrzyła na mnie wyzywająco jakby nic jej to nie obchodziło, że zniszczyła wszystko. Oni wszystko zniszczyli.

W całym tym szale musiałam mu przyznać jedno. Przynajmniej poleciał na moje przeciwieństwo. Bezmózgą kobietę, która wyglądała jak ekskluzywna prostytutka. Z tanimi doczepami we włosach, makijażem jak nic permanentnym, ale tutaj coś poszło zdecydowanie nie tak i te szpony, które inni nazywali paznokciami.

- W dupie mam twoje przepraszam. Czekałam na ciebie tyle lat. Wyjeżdżałeś co chwilę ma misję, ale się nie skarżyłam. A ty znalazłeś sobie inną? Zajebiście kurwa – przeczesałam włosy rękami. – Dwanaście lat ci poświęciłam ty kretynie.

Najlepsze lata mojego życia poszły się walić a to wszystko za sprawą tej głupiej rzeczy jaką jest miłość. Plułam sobie w brodę, że pozwoliłam na to czego chciał zamiast zakazać mu więcej wyjazdów i nakazać odejście z wojska. Znosiłam to, bo go kochałam, ale ta miłość przyniosła mi tylko ból.

- Mikaela uspokój się – matka Brandona podeszła do mnie obejmując za ramię. Widziałam jak bardzo była zawiedziona synem i tym co zrobił. Nie tylko ona.

Wszyscy byli zszokowani. Byłam przekonana, że robiąc mu niespodziankę wśród znajomych poczuje, że nic się nie zmieniło nawet jeśli nie było go jedenaście miesięcy. A on wraca sobie z inną i to na swoim przyjęciu powitalnym.

Nasi znajomi nie wiedzieli, gdzie patrzeć, ale to jego rodzina patrzyła na niego z wielkim rozczarowaniem. Zawodowy żołnierz, który znalazł sobie inną. Splamił mundur nawet nie poprzez to czym się zajmował podczas misji a to co zrobił. Zdradził a dla tej rodziny to była świętość.

Byliśmy ze sobą, odkąd miałam siedemnaście lat. Szkoła, studia medyczne a potem praca, którą zaczęłam niespełna kilka miesięcy temu. Wszystko mieliśmy zaplanowane nawet wesele, które miało się odbyć za siedem miesięcy.

Jego rodzina traktowała mnie jak własną córkę i okazywali mi to na każdym kroku. Tylko dzięki mocnemu uściskowi pani Olivii nie rozpadłam się do końca. Łzy szczypały mnie w oczy, ale nie chciałam pokazać im jak bardzo mnie zranili. Nie. Nie pozwolę im się złamać.

- Przepraszam panią – poklepałam ją po dłoni nie chcąc niepotrzebnie denerwować. – Chyba będzie lepiej jak wyjdę.

- Ale Mikaela? – podszedł do mniej tata Brandona. – Nie musisz wychodzić – mężczyzna stanął obok żony.

Uwielbiałam pana Chrisa, bo zawsze miał dla mnie dobre słowo. Czy widzieliśmy się wczoraj czy po kilku tygodniach zawsze traktował mnie tak samo. Miał w sobie coś z delikatności chociaż tak samo pochodził z rodziny wojskowej. Odszedł z honorami a potem, kiedy Brandon postanowił wstąpić do wojska był z niego niezwykle dumny. Tak mi się zdaję, że cokolwiek by nie robił i tak by go wspierał. Nawet jeśli chciałby pracować jako mechanik czy zwykły pracownik biurowy.

- Dziękuję panu, ale nie mogę – ledwo udało mi się zapanować nad emocjami.

Dziś nie był dobry dzień dlatego myślałam, że kiedy mój narzeczony wróci do domu powie mi co mam robić. Jakie decyzje dalej podjąć, ale spotkała mnie niespodzianka.

Przytuliłam szybko jego rodziców i machając nieporadnie do reszty jego rodziny i naszych przyjaciół wyszłam z ich domu. Z wysoko podniesioną głową nie pozwalając, aby to co się wydarzyło zniszczyło mnie psychicznie. Odetchnęłam głęboko czując jak coraz bardziej zaczynam się rozklejać.

Machałam ręką przed oczami starając się powstrzymać łzy frustracji, bezsilności i wściekłości. Straciłam nie tylko narzeczonego, ale i pracę. Kto by przypuszczał, że ten dzień będzie jeszcze gorszy niż zakładałam.

Mogłam się spodziewać, że to się wydarzy. Dyrektor szpitala miał niezwykłą słabość do stażystek i wystarczyło tylko pójść z nim do łóżka, aby dostać posadę. Jak widać dziewczyna, która zaczęła zaledwie dwa miesiące temu wskoczyła na moje miejsce. Miałam podpisaną umowę i zobowiązania, ale jak widać nie było to na tyle ważne i prawne. W jednej chwili zostałam z niczym.

Chciałam walczyć o tą posadę, ale słowa mężczyzny sprawiły, że nie mogłam. „W szpitalu zdarzają się wypadki. Pacjenci umierają. Chyba nie chcesz, żeby trafiło na twojego pacjenta?". To pogrzebało moje szanse na pracę w naprawdę prestiżowym szpitalu. Nic mi nie pozostało.

- Mikaela! – stanęłam z ręką na drzwiach samochodu.

Brandon zmierzał w moim kierunku żwawym krokiem a na jego twarzy majaczył przepraszający uśmiech. Serio kurwa? W jednej chwili roztrzaskał mój świat i miał czelność patrzeć na mnie jakby to był nic nieznaczący psikus. Niedoczekanie.

- Czego chcesz? – otarłam łzę, która zebrała mi się w kąciku oka.

- Czy możesz... - chrząknął patrząc się w swoje buty. - ... możesz oddać mi pierścionek?

- Co?

- Chciałem dać go Lizette – oznajmił patrząc na mnie błagalnie.

- Jesteś niemożliwy – zaśmiałam się z absurdu tej sytuacji. Ja tu przeżywam zakończenie wszystkiego na co liczyłam a on pyta o pierścionek. – Nie – powiedziałam.

- Ale... dostałaś go ode mnie.

- Właśnie dostałam. – otworzyłam drzwi zamaszystym ruchem. – Kup swojej Lizette... – powiedziałam zjadliwie. – ... coś co do niej pasuję. Może pierścionek z wizerunkiem srającej świni? – podpowiedziałam mając niezły ubaw z jego miny.

Wsiadłam do samochodu i nie przejmując się z tym, że krzyczy coś za mną ruszyłam z piskiem opon.

- Co za kutas – krzyknęłam w przestrzeń.

Spojrzałam na pierścionek na mojej dłoni. Więcej łez potoczyło się po mojej twarzy. Miałam dwadzieścia dziewięć lat. Myślałam, że niedługo wyjdę za mąż, założę rodzinę i wybuduję dom z Brandonem. Życie potrafi być niesprawiedliwe.

Otworzyłam okno i zsunęłam pierścionek z dłoni. Nic już dla mnie nie znaczył, dlatego bez zbędnych uczuć wyrzuciłam go przez okno.

- Nigdy więcej nie pozwól sobie na zaufanie żołnierzowi Mikaela. Nigdy więcej, bo skończysz ze złamany sercem. W sumie nie ufaj żadnemu mężczyźnie niezależnie czym się zajmuje. – obiecałam sobie głośno.

#1.My chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz