Rozdział 32

5K 301 8
                                    

Mika

- Zostaw to. No ileż można – trzepnęłam Manolo po łapach, kiedy kolejny raz wyciągnął rękę w kierunku ciasta, które niosłam w rękach.

Gdybym wiedziała, że tak uwielbia wypieki to robiłabym mu je codziennie. W ostatniej chwili przed wyjściem udało mi się je uratować a tak mało brakowało. Manolo stał z widelcem nad ciastem z miną mówiącą mi, że nie odda go bez walki.

Wtedy na szczęście zadzwonił dzwonek do drzwi i jakoś udało mi się je zabrać, ale jego niezadowolona mina mówiła sama za siebie.

Ciche śmiechy z tył sprawiły, że posłałam Stephenowi i tacie surowe spojrzenia, ale jak widać nic sobie z tego nie robili. W dalszym ciągu naśmiewali się z nas w najlepsze.

- Może ci pomogę? – załapał za brytfankę.

- Nie – warknęłam, ale nie chciał puścić.

- No daj – prosił jak dziecko.

- Puść albo coś cię zaboli – ostrzegłam sycząc.

Mierzyliśmy się spojrzeniami i nawet nie zauważyliśmy, że podeszli do nas Sonia i Bill którzy słuchali naszej wymiany zdań z uśmiechami.

- No weź – jęczał. – Tylko kawałek.

- Nie.

- Nikt nie zauważy.

- Powiedziałam, że nie to nie. – obstawał przy swoim. – Oddaj je a upiekę ci dwa takie same – kusiłam.

- Serio?

- Tak – wetchnęłam wiedząc, że sama się wkopałam.

- Dobra – puścił brytfankę zadowolony z siebie. – Wszystkiego najlepszego ciociu.

- Dziękuję kochany – poklepała go po policzku a potem przeniosła wzrok na mnie.

- Sto lat – powiedziałam z szerokim uśmiech i podałam jej ciasto. – Udało mi się je ocalić.

- No właśnie widzę. – mrugnęła do mnie. – Chodź Mika zostawmy ich samych.

Odwróciłam się jeszcze do Manolo który nie spuszczał ze mnie wzroku. Dałam mu szybkiego całusa mówiąc, aby dobrze się bawił po czym ruszyłam za Sonią.

- Widzę, że dobrze się wam układa – zagadnęła.

- Nie spodziewałam się, że będę mogła jeszcze kiedyś się zakochać a teraz nie wyobrażam sobie bez niego życia. – oznajmiałam.

- A planowaliście coś już? – zapytała, ale widząc moją minę zaśmiała się. – Ludzie nie dają wam spokoju co nie?

- Wiem, że chcą dobrze, ale to się robi irytujące. Kiedy będziemy gotowi to zrobimy kolejny krok, ale na razie jakoś nie mam takiego parcia na małżeństwo.

Weszłyśmy do kuchni, gdzie krzątało się kilka kobiet, ale to na jednej się skupiłam.

- Idź. Pytała o ciebie - rzuciła Sonia.

- Dziękuję. – w kilku krokach już przy niej byłam. – Cześć. – objęłam ją.

- Nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś. Nikogo tu nie znam. – szepnęła Adisa. – No dobra znam – powiedziała widząc moją minę. – ale to nie znaczy, że powinnam od razu mówić im o sobie wszystko.

#1.My chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz