Rozdział 24 (8.3)

264 17 1
                                    

Po przypieczętowaniu ich zakładu stanowczym uściskiem dłoni, Charles wydał krótkie polecenie swojemu pomocnikowi, który w mgnieniu oka zabrał się za opiekę nad końmi, wyprowadzając je z zagród i ciągnąc w nieznanym Amelie kierunku.

– Joseph zajmie się ich osiodłaniem i przygotowaniem do gry – poinformował rudy mężczyzna. – Ja tymczasem porozmawiam z pozostałymi graczami i dam im znać, że nastąpiła mała zmiana drużyn. Chcesz iść ze mną? – zapytał uprzejmie.

– Bardzo ch... – zaczęła, ale nie dane jej było dokończyć.

– Poczekamy – rozbrzmiał surowy głos Jamesa, wprowadzając Charlesa w zakłopotanie.

Amelie nerwowo przełknęła ślinę, bo wiedziała, że ton ten zwiastuje nieuchronne kłopoty.

Składając propozycję Charlesowi, Amelie była przekonana, że jej pomysł był w strzałem w dziesiątkę, ale im więcej czasu mijało, tym bardziej zaczynała w to wątpić, a widząc minę Jamesa, dodatkowo utwierdziła się w tym przekonaniu.

Za wszelką cenę starała się unikać jego oceniającego wzroku, ale na niewiele się to zdało. Od momentu, w którym z jej ust padła ta nieszczęsna propozycja, mężczyzna zdawał się wprost zabijać ją wzrokiem. Czuła jego przeszywające spojrzenie, które wprawiało ją w ogromny dyskomfort i poczucie winy. Możliwe, że zrobiła błąd nie informując go zawczasu i zrzucając na niego te rewelacje niczym bombę, ale bała się, że inaczej nie starczyłoby jej odwagi. Była pewna, że James próbowałby wyperswadować jej ten pomysł z głowy, a ona lubiła stawiać na swoim.

Charles dla odmiany wyglądał jakby znalazł się w siódmym niebie. Czy był równie łasy na władzę co Kendric? Z jakiegoś powodu zaproponował swoją kandydaturę, ale nie potrafiła odkryć co nim kierowało. Jeśli miałaby być całkowicie szczera, nie rozumiała dlaczego którykolwiek z kandydatów zdecydował się na taki krok. Może i należała do rodziny królewskiej, ale wiązać się z jakąś osobą na całe życie jedynie ze względu na jej tytuł? To wykraczało poza jej pojmowanie.

– Jesteście pewni? – dopytywał mężczyzna nie wiedząc na kim skupić wzrok. – Może chociaż poczekacie na zewnątrz? – zaproponował. – Jestem przekonany, że brodzenie w łajnie nie jest ulubionym zajęciem księżniczki.

– Wprost przeciwnie – wtrącił się James. – Obserwując jej poczynania stwierdzam, że uwielbia tkwić w nim aż po same uszy.

Charles mrugnął w zaskoczeniu i już miał otwierać usta, by coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Amelie wcale mu się nie dziwiła, nawet jej samej zabrakło słów.

– To niezwykle uprzejme z twojej strony, ale nie musisz się o mnie martwić, Charles. Widzimy się na boisku? – zapytała, na co mężczyzna potakująco skinął głową.

– Przyprowadzę do ciebie Dolly, gdy tylko będzie gotowa. To nie powinno zająć zbyt długo.

– Nie musisz się spieszyć – oznajmiła i posłała w jego stronę pokrzepiający uśmiech, który wydawał się nieco uśmierzyć jego zdenerwowanie. – Nigdzie nie uciekniemy – zapewniła, co spotkało się z prychnięciem ze strony jej ochroniarza.

Gdy Amelie zyskała pewność, że Charles oddalił się na tyle, by nie móc jej usłyszeć, wyszła ze stajni i wzburzona zwróciła się w stronę Jamesa, który podążył za nią.

– Chciałbyś coś powiedzieć?

– Wiele rzeczy, ale może zanim to zrobię zechciałabyś się wytłumaczyć?

Ochroniarz górował nad nią, wręcz osaczał ją, a przecież znajdowali się na świeżym powietrzu.

– Nie muszę tego robić – odparła krzyżując ręce na piersi niczym rozkapryszone dziecko.

Królewski ochroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz