~32~

483 26 33
                                    

Livia Pov

Po dwóch godzinach lotu, samolot wylądował na sewilskim lotnisku.
Ostatni raz spojrzałam w okrągłe okno znajdujące się na pokładzie po czym ruszyłam do wyjścia. Odebrałam bagaż i teraz zostało mi tylko dotrzeć do Los Palacios.
Zadanie na pozór proste, lecz nie wtedy, kiedy jest się samej w obcym mieście, jednakże dosyć szybko odnalazłam stacje kolejową i udałam się tam.

Czekałam na pociąg, gdy mój telefon zawibrował, przyszła masa wiadomości od Pedriego i Vivi z zapytaniami czy doleciałam i takie tam bzdety, lecz zauważyłam też kilka esemesów od Pabla. Pytał czy tęsknię, co robię i czy zjadłam. Standard.
Na wszystkie odpowiedziałam zgodnie z prawdą. No prawie.
Na drugie pytanie odpowiedziałam tekstem "idę na uczelnię".
To wcale nie tak, że jestem prawie  tysiąc kilometrów od uniwersytetu, a  niedługo u jego babci.

Wysłałam ostatnią wiadomość i w tym samym momencie pociąg zatrąbił, aby wszyscy pasażerowie wsiadali do wagonów. Tak też zrobiłam, oraz zajęłam miejsce przy oknie w przedziale. Maszyna ruszyła, a ja zajęłam się telefonem.

Po półtorej godziny jazdy, kolej zatrzymała się w południowej części Los Palacios. Ostatnim punktem mojej "wycieczki" było dotarcie do domu starszej kobiety.
Z tego co Pedri mi mówił, kiedy jechaliśmy na lotnisko, to wcale nie daleko od dworca, więc stwierdzilam, że się przejdę. Wystukałam w telefonie adres po czym ruszyłam w tamtą stronę.
Podczas spaceru przyszło mi powiadomienie o nieobecnościach na zdjęciach, ale szczerze mam to gdzieś, nawet jeśli rektorka nie raz straszyła wyrzuceniem studentów, którzy nie systematycznie pojawiają się na uczelni. 

Przecież niektóre osoby są ważniejsze niż studia..

Kolejne kilkanaście minut szłam przed siebie kompletnie nie znając tych wszystkich uliczek i budynków.
Aż wkońcu dotarłam do celu. Stanęłam przed średniej wielkości, białym domu z prześlicznym, kwiecistym ogrodem.
Wzięłam głęboki oddech po czym ruszyłam w stronę drewnianych drzwi.

Przycisnęłam guzik dzwonka, a już po chwili w progu stanął Pablo.
Wytrzeszczył oczy na mój widok, ja natomiast jedyne co zrobiłam to rzuciłam się chłopakowi w ramiona.

Home is wherever i'm with you..

Pablo Pov

Kolejny tydzień u babci Mirandy mijał tak samo, krzyżówki, tureckie seriale i planszówki. Prawie jak w dzieciństwie..
Kocham ten dom i nienawidzę jednocześnie, ponieważ tyle wspomnień i większość moich dziecięcych lat jest właśnie tutaj, a tym samym wszystko przypomina Rosalię..

Leżałem w swoimi pokoju rozmyślając na tym wszystkim, kiedy głos mamy wyrwał mnie z otchłani własnego mózgu.

–Pablo! Otwórz drzwi, tata pewnie wrócił!– Przewróciłem oczami na te słowa, przecież Aurora jest na dole, czemu ona nie może otworzyć?

Nie chętnie zszedłem na dół, a przechodząc obok kuchni rzuciłem siotrze wrogie spojrzenie na co ta się uśmiechnęła.

Złapałem niechętnie za klamkę i otworzyłem drewniane drzwi.
Moim oczom nie ukazał się tata, a Livia..
Byłem w totalnym szoku widząc dziewczynę w progu. Stałem jak wryty, natomiast brunetka rzuciła mi się na szyję. Też ją objąłem najmocniej jak potrafię.

Cholernie mi tego brakowało..

Livia Pov

Kolejne minuty upływały, a my wciąż staliśmy w uścisku.

–Przryjechałaś specjalnie aż z Barcelony, żeby się przytulić? – Zapytał z uśmiechem.

–Może. – Oddałam uśmiech. –Wchodź, bo zmarzniesz. –Brunet machnął ręką w stronę drzwi. Mimo, że znajdujemy się w Hiszpanii, to jest już jesień i robi się coraz chłodniej, a ja byłam w samej bluzie.

I hate you but...|| Pablo GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz