Rozdział 18 🖤

208 8 4
                                    

Elli.

Obudził mnie mocny promień słońca.
Nic nie pamiętam z wczoraj ani z nocy.
Rozejrzałam się po pokoju i nagle...
Co tu kur*a robi Gavira do jasnej cholery.
Zaraz go naprawdę rozszarpię po tym co wczoraj zrobił a teraz ma czelność spać w moim łóżku. I to bez koszulki.
I w dodatku bez spodenek!
Wogóle gdzie ja się patrzę.
Nawet nie pamiętam kto mnie odwiózł.
Ostatnie co pamiętam to to jak się pokłóciłam z Gavirą a później poszłam się zabawić.
A co się stało po tym to nie pamiętam.
Wstałam z łóżka i krzyknęłam.
- Co ty debilu tu robisz!
A ten nic nawet nie drgnoł.
Czemu chłopacy i mężczyźni wogóle nas nie słyszą.
Udają że żadna kara ich nie spotka.
Nie doczekanie ich.
Teraz się wk*rwiłam.
Wzięłam jego umięśnioną rękę.
Podkreślam umięśniową.
I ją ugryzłam.
Chłopak zrobił coś czego się nie spodziewałam.
Walnął mnie z petardy tą dłonią.
- Ał - wymknęło mi się.
Gavira szybko wstał i powiedział.
- Co ty do cholery robisz.
- Ja się pytam co ty robisz.
- Ugryzłaś mnie.
- A ty mnie walnąłeś.
- Bo mnie ugryzłaś.
- Wiesz jak mnie twarz boli.
- A ty wiesz jak mnie ręką boli.
- Coś za coś debilu.
- Sama jesteś debilem.
- Mów o sobie.
- Nie bo mówię o tobie.
- Czemu ty jesteś taki!
- Czemu ty taka jesteś!
- Czyli jaka
- Niedostępną, cały czas się obrażasz.
- Ja obrażalska. Chciała bym przypomnieć że to ty się wczoraj obraziłeś o kwiaty!
- Bo byłem cholernie zazdrosny.
- Byś nie był zazdrosny gdybyś wiedział od kogo były.
- No od kogo niby.
Popatrzyłam się na niego I zrozumiałam dopiero teraz że powiedział że był o mnie zazdrosny.
- No od kogo. - powtórzył.
- Od niego.
- Czyli kogo.
W moich oczach pojawił się bul.
- Mogłeś się domyślić.- powiedziałam- Ale tego nie zrobiłeś.
Wzięłam ubrania I poszłam do łazienki.
Gdyby tylko wiedział że to kwiaty od mojego koszmaru.
Śni mi się od 3 dni.
I jak sami możecie się domyślać jest to Kylian.
Umyłam twarz wodą i zmyłam makijaż.
- Mogę wejść - usłyszałam głos za drzwi.
- Nie.
- Proszę.
- No dobra właź.
Otworzyłam drzwi I jak zwykle zauważyłam Gavirę.
Chłopak usiadł na toalecie i widziałam że chciał coś powiedzieć.
- Możemy pogadać.
- Nie mam ochoty.
Pablo podszedł do mnie i złapał mnie za ręce.
- Wiem że schżaniłem ale przepraszam okej.
- O łał Pablo Martín Páez Gavira przyznaje się do winy.
- Nie żartuj sobie Hernandes.
- Nie żartuję tylko mówię prawdę.
- Wczoraj po naszej kłótni dużo myślałem i stwierdziłem że przesadziłem no i poszłem cię szukać. Szukałem i szukałem aż w końcu cię znalazłem.
Ale nie samą tylko z jakimś typem.
Całowaliście się.
- Ale.. - dziewczyna chciała mi przerwać Ale jej nie pozwoliłem.
- W tedy coś mi podpowiedziało że muszę cię zabrać od niego.
Dlatego powiedziałem że jesteś moja i gość musiał iść.
Nie byłaś z tego powody zadowolona i się ze mną kłuciłaś.
Aż w końcu coś powiedziałem.
Ale po tych słowach zorientowałem się że śpisz.
I może lepiej że spałaś.
- A co mi mówiłeś?
- Już nie ważne.
- I co się stało później.
- To co było później zostawię dla siebie.
- Mam nadzieję że nie wykorzystałeś pijanej?
- Co ty. Ja I wykorzystywanie.
- Gavira. Pytam poważnie.
- Nie no nic nie zrobiłem.
- Czyli to ty mnie tu przywiozłeś.
- Nie przywiozłem.
- To kto?
- No ja ale szliśmy pieszo.
- Co kurde?!
- Aż 2 godziny ale oczywiście było dłużej bo najpierw chciałaś siku później zaczęłaś śpiewać.
- Co zaczęłam śpiewać.
- Nie wiem ale chyba coś po Polsku a brzmiało to tak. ,, Temperatura "
- O boże święte.
Jak śpiewałam tą piosenkę to naprawdę było ze mną źle.
- A mówiłam coś?
- Tak i to dużo.
- O boże co?!
- No że jestem taki seksowny i że kiedy na mnie patrzysz aż ci ślinka cieknie.
- Niee ale wstyd. - złapałam się za głowę.
- Boże Hernandes ty naprawdę się nabrałaś.
- Ty głopoku żartowałeś?!
- No może.
- Zaraz cię kur*a zabiję.
- Lepiej nie bo dzisiaj mamy mecz.
- Mecz?
- No.
- A ojciec. Znaczy mój ojciec też tam będzie.
- Znaczy mój i twój ojciec nie wiem czy będzie.
- To mój ojciec.
- Może mój w przyszłości też.
- Boże.
- Chyba boże to twoje ulubione słowo.
- No chyba twoje.
- Od kogo ty nauczyyłaś się tak pyskować.
- Od najlepszych.
- Czyli?
- Od ciebie idioto.
- Nazwałaś mnie najlepszym.
- Ale w całe taki nie jesteś.
Na chwilę zapadła cisza.
Aż w końcu brunet ją przerwał.
- Czy te kwiaty były od tego zjeba.
Dobrze wiedziałam o kogo chodzi.
Tylko się na niego spojrzałam I kiwnęłam głową że tak.
- Zabiję go. Naprawdę.
- Nic już nie robimy Pablo. On taki jest.
- Ale nie będzie mi straszyć dziewczyny.
Po tych słowach wybuchnęłam śmiechem.
- No co No.
- ,, Nie będzie mi straszyć dziewczyny"- jeszcze raz zaczęłam go udawać.
- To nie jest śmieszne.
- Jest jest tylko ty nie masz poczucia humoru.
- Mam i to nawet duży.
- Co duży? - zapytałam.
To pytanie miało dwu znaczność.
- Ej Hernandes ty chyba już trochę przesadzasz co?
- Nie wydaje mi się.
- Wiesz że nadal siedzimy w toalecie.
- Wiem. I chcę się przebrać.
- Mogę się odwrócić.
- Nie musisz.
- Naprawdę.
- Musisz wyjść.
- Aha. - oj oj oj kruszynka się obraziła.
- Idź stąd kochanienki.
- Kochanienki- prychnął wychodząc z toalety.
Ale z niego dureń.

Shrews in love/ Pablo GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz