ROZDZIAŁ XI

43 6 0
                                    

SOPHIE

W końcu doczekała się deszczu. Nie wiedziała, jak dokładnie działał klimat na obszarze Spatium, ale przez lata zauważyła, że padało bardzo rzadko. Sophie już niemal zdążyła zapomnieć, jak cudownie jest słyszeć bębnienie kropel, rozbijających się o parapet i obserwować, jak zaciekle walczą, o to która pierwsza spłynie po szybie w dół. I choć większość domowników, była zawiedziona, że nie może rozprostować kości na świeżym powietrzu, ona wcale nie żałowała. Kochała rodzaj pogody, który inni mogliby uważać za brzydką. Być może dlatego, że tak bardzo przypominała jej prawdziwy dom.

W Archeonie często padało. Szczególnie wiosną niemal codziennie nad miastem zbierały się ciemne chmury, zwiastujące ulewę. Dotyczyło to również nocy, przed jej przybyciem do Walii. Wyraźnie pamiętała, jak mając zaledwie pięć lat, leżała w swojej komnacie, przykryta masą kocy i wpatrywała się w błyskawice, szalejące na zewnątrz. Wiatr targał zasłonami przy oknie, a za ścianą słyszała kłótnie oraz plany działań, ale czuła w sobie dziwny spokój. W końcu matka obiecała jej, że wszystko będzie dobrze. Mała Sophie uwierzyła jej, że gdy tylko epidemia minie, znowu się zobaczą. Nie miała co do tego wątpliwości.

Therese weszła do pokoju, a jej córka usiłowała udawać, że zasnęła, nie chcąc jej niepokoić. Królowa ― a w zasadzie Król, bo ten urząd od początku istnienia Archeonu sprawowały kobiety ― jednak, zbyt dobrze znała swoje dziecko. Przykucnęła, obok jej poduszki i zaczęła głaskać ją delikatnie po policzku.

― Denerwujesz się? ― spytała z wymuszonym uśmiechem jej matka, na co Sophie pokręciła głową. ― Grzeczna dziewczynka. Jutro Coran z kilkoma Cazadorami odeskortuje cię do mojej przyjaciółki, Asy. Zostaniesz u niej dopóki zagrożenie nie minie ― wyjaśniła po raz kolejny. ― Asa bardzo lubi dzieci. Będzie ci u niej dobrze. Nie musisz się niczym martwić.

― Kiedy wrócę do domu? ― spytała zaspanym dziecięcym głosikiem, kiedy Therese powstrzymywała łzy, szklące się w jej oczach. 

― Nie wiem skarbie. Jak tylko pozbędziemy się zarazy, Coran po ciebie wróci. Obiecuję ― szepnęła łagodnie, zakładając za ucho jej czarne włosy, bliźniaczo podobne do swoich własnych. ― Będziesz grzeczna?

― Będę mamusiu ― postanowiła, z całego serca pragnąc, by mogła być dumna z jej odwagi. Była zbyt mała, żeby zrozumieć, jak wielkim problemem stała się epidemia, która dotknęła jej królestwo. Panola rozprzestrzeniała się w szaleńczym tempie. Sprawiała, że wewnątrz ludzkich organów zaczynały rosnąć kwiaty, uniemożliwiając ich funkcjonowanie. Naiwna Sophie myślała, że jeśli postara się być dzielna, w jakiś sposób pomoże swojej matce.

            Latami starała się usprawiedliwić przed sobą, wściekłość na matkę, jaka ją ogarnęła, gdy obietnice nie zostały wypełnione. Była w końcu tylko dzieckiem, a przez pierwszy rok spędzony z Asą w Walii, nie dostały żadnych wieści od Króla, ani nawet jej herolda Corana, który przez lata pełnił funkcję osobistego guwernanta młodej księżniczki. Obie zastanawiały się, dlaczego jeszcze nikt po nią nie wrócił. Wówczas pewnego dnia przybyli Cazadorzy mający zabrać Sophie pod opiekę Dyrektora Atkinsa, tłumacząc im co stało się z Archeonem. Potocznie mówiło się o zawaleniu portalu, jednak doszło do rozszczepienia energii, w skutek czego przestał działać. Nikt nie wiedział, kto zniszczył tunel przestrzenny łączący Krainę z ziemią, ani tym bardziej jak go naprawić.

Kiedy dziewczynka zaczęła protestować, Asa zdecydowała się wychowywać ją, póki nie będzie musiała odbyć obowiązkowego szkolenia w  Spatium. Sophie była jej za to dozgonnie wdzięczna. Nie odnalazłaby się wśród starszych dzieciaków. Nawet pośród rówieśników, ciężko było jej znaleźć towarzysza. Pewnie dlatego, że była zbyt dojrzała jak na swój wiek i wszyscy wydawali jej się dziecinni.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz