ROZDZIAŁ XVI

48 5 0
                                    

SOPHIE

Obiecała sobie, że będzie panować nad nerwami. Chciała z godnością przyjąć krytykę, jakiej spodziewali się ze strony Burnova, gdy tylko wejdą do sali, pierwszy raz po Próbie Areny. Nie zamierzała burzyć się, ani wygarniać mu, że tylko on ponosi winę za ich fatalne wyszkolenie. Była jednak zbyt podminowana. Na dodatek Luke się spóźniał, a ona miała wrażenie, że chłopak robi to niemal z premedytacją. Zawsze bywał na czas, jakby urodził się z zegarkiem w ręce. Za to, kiedy wyraźnie zaznaczyła mu, żeby przyszedł pod salę wcześniej, by z nią porozmawiać, wszystko musiało być ważniejsze, niż jej sprawa.  

Siedziała pod ścianą z założonymi rękami, doprowadzona do białej gorączki, kiedy jej przyjaciel w końcu raczył wyłonić się zza rogu.

― Wybacz, Celeste mnie zatrzymała. Co jest? ― spytał, śpiesząc ku niej, gdy zaczęła zwlekać się z ziemi. Wzięła głęboki wdech, powstrzymując się przed złośliwym komentarzem na temat jego dziewczyny i powtarzając sobie, że jest pierdoloną oazą spokoju.

― Gadałam z Atkinsem na temat mojego pomysłu z wyprawą w poszukiwaniu quaqrum ― zaczęła enigmatycznym tonem.

― I?

― I się nie zgodził.

― A czego się spodziewałaś? ― spytał, niemal z kpiną w głosie, która tylko podminowała jej beznadziejny nastrój.

Założyła ręce na piersi.

― No nie wiem... Może tego, że mnie wesprze po tym, jak powiedział, że jest po mojej stronie?! ― spytała z ironią, czując jak krew wrze pod jej skórą. Musiała się uspokoić nim zobaczy ją reszta. W przeciwnym razie, czuła że niedługo zrobi komuś krzywdę.

― Spokojnie.

Zazwyczaj, kiedy ktoś starał się ją ostudzić, tego typu słowa nie działały, ale w tonie Luke'a było coś kojącego. Może chodziło o tą jego dystynkcję, a może o samą barwę głosu, ale najważniejsze, że poczuła jak powoli uchodzi z niej wściekłość na cały świat. Do tej pory potrafiły to tylko trzy osoby: Luke, jej matka i Colin...

― Żeby zyskać pozwolenie na poszukiwania, musiałby mieć zgodę od Araków, a wiesz, że jej nie dostanie ― przypomniał. ― Poza tym, musiałby być wariatem, żeby puścić cię na ziemię, po tym co się zdarzyło, kiedy nawet nie wiesz gdzie szukać...

― Zaczęłabym tam gdzie skończyła się wojna ― podsunęła mu, jakby to było oczywiste.

― Obszar trójkąta bermudzkiego jest ogromny, Sophie. Nie przeszukałabyś go całego nawet za milion lat. Nie wiemy, gdzie dokładnie rozegrało się ostateczne starcie Kye'a z Sethem. Prawie nikogo przy tym nie było ...

― Gdybym szukała zwykłego przedmiotu, pewnie tak, ale quaqrum jest stworzone z pierwotnej mocy Paternes. Jako dziedziczka ich mocy, na pewno mogłabym go jakoś wyczuć.

― Gdyby tak było, już ktoś by je odnalazł ― przypomniał z rezygnacją. Sophie rozejrzała się po korytarzu, sprawdzając, czy nikt nie przyszedł. Czuła, że chwyta się brzytwy, ale nie miała wyboru.

― A gdyby spytać o to Skyler... ― mruknęła. Luke zmrużył powieki, nie bardzo rozumiejąc do czego zmierzała. Dziewczyna westchnęła z irytacją. ― Kye jako ostatni miał przy sobie quaqrum. A przynajmniej tak twierdzi Whitethorne. Może ukrył go przed ostateczną walką, albo wspominał o nim jej matce...

― Skyler nie wie wiele o ojcu. Zadawanie jej takich pytań, nie jest dobrym pomysłem ― oznajmił stanowczo. ― Lepiej wymyśl coś innego.

Sophie spojrzała na niego podejrzliwie, nie spodziewając się po nim akurat takich argumentów. Jeśli już stawiałaby raczej na obawę przed złamaniem zakazu Atkinsa, niżeli dbanie o komfort psychiczny Skyler.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz