ROZDZIAŁ XLIV

25 6 0
                                    

CODY

Dyskusje trwały całą noc. W sali narad panowało zamieszanie. Do Cody'ego jednak ledwie docierały wymiany zdań Króla i Dworskiej Rady. Siedział w jednej z ław, niczym na sali rozpraw, bojąc się spojrzeć na Generała Dahlbergha. Póki nie musiał się odzywać, zdołał jakoś powstrzymać złość, frustracje i łzy. Nawet szok związany z wyjawieniem tożsamości Zwierzchnika, nie wstrząsnął nim tak, jak śmierć Mykaili. W jego głowie wciąż pobrzmiewał jej przeraźliwy krzyk. Nie potrafił się go pozbyć, choćby uderzył czołem o ścianę.

Odeszła i nic nie mogło tego zmienić.

Wszyscy wokół niego panikowali, obwiniając siebie nawzajem. Każdy nagle miał coś do powiedzenia. Wydawało im się, że mogli zaradzić temu, co się zdarzyło, ale prawda była zupełnie inna. Nie mogli, bo nikt nie sądził, że coś takiego będzie miało miejsce. Cody zamiast skupiać się na ich dociekaniach oraz planach, pragnął tylko przez chwilę nic nie czuć. Przez jego uszy przechodziło milion słów. Wszyscy obecni mieli pomysły na rozwiązanie sytuacji, ale jemu żaden nie wydawał się odpowiedni. W głowie miał tylko myśl, że jeśli czegoś nie zrobią, niedługo liczba ofiar Gildii diametralnie wzrośnie. 

― Musimy jak najszybciej namaścić księcia Diega, zanim sytuacja zrobi się niestabilna ― wykrzykiwała namiętnie Helena Pale, głośno manifestując swoją opinię, po tym, jak niedawno jej stare dewotyczne dupsko, zostało przyjęte do Rady Dworskiej. Kobieta nawet nie miała mocy, ale wywodziła się ze starej rodziny spektryków, a jej kuzyn Khanu Oleni wciągnął ją do grona. Od jej skrzeczącego głosu, Cody'ego rozbolała głowa. Chciał stamtąd jak najszybciej uciec. Na tą chwilę nic, co miała do przekazania go nie obchodziło.

― Ludzie się na to nie zgodzą! Zaczną wznosić bunty. Widzieli, co potrafi książę Codlen. Uważają, że to boska interwencja! Póki Diego nie przybierze drugiej formy... ― protestował stary Makoa Keoni, sprawujący urząd Najwyższego Kapłana Punawaii.

Dworska Rada była zwykłą bandą arystokratów, którzy nie mieli pojęcia o tym, co naprawdę działo się w Królestwie. Nie mniej jednak z jakiegoś powodu Aakarshan musiał uwzględnić ich głos, przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. 

― Na pewno niebawem opanuje te sztukę, zapewniam ― przerwał mu D'Argenson, patrząc na Diega, jakby zawarli niepisaną umowę. Chłopak niezauważalnie skinął głową, co Cody'emu wydało się żałośnie śmieszne.

Drugiej formy zwykle nie dało się osiągnąć na życzenie. Pełnię mocy wyzwalało ciało, w momencie gdy czuło się do tego gotowe, w czym mogły pomóc jedynie ćwiczenia nad mocą. Tym bardziej nie potrafił zrozumieć jakim cudem on sam tego dokonał. Cały ten moment pamiętał, jak przez mgłę. Wiedział tylko, że musi ratować Mykailę. Kiedy jednak rzucił się na piekielnika, poczuł upajającą moc i spokój. Jego ciało stało się chłodne i plastyczne. Zupełnie jakby jego duch opuścił ciało, a on przyglądał się temu z oddali. Przez te kilka chwil miał wrażenie, że nie jest tak słaby. Był potężny, o czym świadczyła fala, jaka przeszła przez cały plac, zabijając atakujące bestie. Nie wiedział, czy teraz dałby radę powtórzyć coś takiego. Nie miało to jednak żadnego znaczenia, bo osoba, którą chciał ochronić, umarła w jego ramionach. 

― Niemniej ceremonia zostaje całkowicie odwołana, póki nie podejmę decyzji ― oznajmił Król, głośnym tonem, podpierając głowę o ramię, ułożone na podłokietniku swojego tronu. ― Teraz mamy poważniejszy problem ― zwrócił się do Skyler, która siedziała w samym centrum, niczym świadek na przesłuchaniu. ― Czy jesteś absolutnie pewna tego, że Seth żyje i zamierza powrócić? 

― Tak powiedział mój kuzyn ― przyznała z determinacja w oczach.

― To kpina ― zauważył D'Argenson. ― Gdyby Seth faktycznie wysłał swojego syna, by zebrać wszystkie kamienie Paternes, nie pozwoliłby na zabranie Szafiru.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz