ROZDZIAŁ XXXII

24 5 0
                                    

SOPHIE

Spodziewała się bardziej przyjaznego powitania. Zamiast tego w wiosce, do której wkroczyli, zapanowała absolutna cisza. Cody wyglądał, jak duch. Jego opalona skóra, natychmiast przybrała blady kolor. Rozglądał się po otoczeniu, jakby nigdy wcześniej nie widział tego miejsca lub, co gorsza, nie rozpoznawał go. Coś było nie tak. Spojrzała na Luke'a, gotowego zarówno do odwrotu, jak i walki, ale on jedynie czekał.

Nie tak wyobrażała sobie Punawai. W Spatium mówiono, że Kraina jest zacofana, ale wszyscy żyją tam pod dostatkiem, podczas gdy miejsce, w którym nagle się znaleźli wyglądało, jakby przeszło przez nie wojsko wroga. Osadnicy patrzyli na nich wilkiem. Byli wychudzeni i przepracowani. Dzieci biegały bose, podczas gdy miedzy drzewami panował chłód. Czy to możliwe, że trafili do najbiedniejszego obszaru Królestwa? Sophie przeszedł dreszcz na myśl, że być może tak samo cierpią teraz jej ludzie, którzy po pandemii starali się wrócić do normalnego funkcjonowania. Chciała wierzyć, że się myli, a jednak patrząc na to wszystko... Kiedy Kye powiedział im, że nie wie, gdzie znajduje się quaqrum, mało brakowało a załamałaby się na oczach reszty drużyny. Ich uwagę  jednak zajęła Skyler, dzięki czemu ona mogła zacisnąć szczękę i wmówić sobie, że cała ta podróż nie poszła na marne. Mimo, że nie dowiedziała się gdzie znajduje się urządzenie, dzięki któremu mogłaby wrócić do Archeonu, ono wciąż istniało. Musiała je tylko znaleźć. Zaprzestanie dalszych poszukiwań nie wchodziło w grę. Znajdzie sposób, by dostać się do domu.

Skyler jako pierwsza odważyła się wystąpić do przodu tuż za Cody'm.

― Gdzie jesteśmy?

― W Północnej Osadzie ― odparł, rozglądając się na boki, jakby kogoś szukał.

Zupełnie nagle zerwał się z miejsca i ruszył biegiem w stronę Obdarowanej, stojącej przy walącym się płocie z misą pełną brudnych szmat. Sama miała na sobie skórzaną, wytartą sukienkę oraz tkaną narzutę. Jej siwe włosy były upięte w ciasny warkocz. Na szyi miała futrzany naszyjnik z kilkoma prostymi rzemieniami. Twarz kobiety była doszczętnie przepełniona bólem, póki Keihana nie wziął jej w ramiona.

― Kapila, co tu się stało? ― spytał, przechodząc na łacinę.

            Obdarowana zadarła głowę do góry i spojrzała na niego zmęczonymi oczami. Jej twarz przepełniało utrapienie, jakie można zobaczyć u ludzi zatroskanych losem swoich bliskich.

― Dobrze, że jesteś ― przyznała łamiącym się głosem. ― Dzień temu Król przysłał swoją Gwardię, by zabrać wszystkich naszych mężczyzn do pracy przy wydobyciu Agatu, w kopalni pod wulkanem. Nie ma komu pracować przy zbiorach. Zostali tylko najmłodsi i najsłabsi. Musisz z nim porozmawiać, książę... Nie damy sobie rady sami... ― zaczęła błagalnym tonem, trzymając się sztywno koszuli Cody'ego.

Chłopak na moment zamarł, z niedowierzaniem kręcąc głową.

― Jak to ich zabrali? Dlaczego? ― dopytywał przerażony chłopak, nie rozumiejąc, co zaszło podczas jego nieobecności. Sophie przysłuchując się uważnie podeszła bliżej, mając nadzieję, że dowie się czegoś więcej. 

― Kilka dni temu przyszło ogłoszenie, że mają stawić się na głównym placu do pracy przy wydobyciu Agatu ― rzuciła z pogardą sąsiadka Kapili, trzymając za rękę malutką córeczkę. ― Tych którzy się nie zjawili, strażnicy wyciągnęli z domów siłą.

― Jeśli któryś stawiał opór, bili ich jak psy... ― w oczach Kapili pojawiły się łzy, a jej głos lekko się załamał. Była tak wstrząśnięta, że samo mówienie sprawiło jej ogromny trud.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz