ROZDZIAŁ XXI

33 5 1
                                    

CODY

Pierwsze kilka sekund spadania było całkiem fajne. Zupełnie jakby Cody płynął po kilkumetrowej fali ku plaży w Punawai. Kiedy jednak stracił przytomność i obudził się związany trzy metry nad ziemią, razem z May i Sophie, cała sytuacja wydała się mniej przyjemna. Z obu stron ściskały go ciała towarzyszek, a łokieć którejś dziewczyny, boleśnie wbijał mu się pod żebra. Niedaleko od nich, w małej klatce dla ptaków, szalała jaszczurka, która na powierzchni ugryzła go w palec.

Masz za swoje niewdzięczny skurczybyku, pomyślał z dziką satysfakcją, mierząc gada protekcjonalnym spojrzeniem. Potem jednak zorientował się, że sam nie był w lepszej sytuacji. Został uwięziony w podziemnej jaskini, a naprzeciwko niego stały dwa wielkie włochate szczury. Pierwszy był odrobinę większy i mniej rozlazły. Drugi natomiast miał dłuższą sierść, w pewien sposób przypominając świnkę morską. Kiedy zrozumiał, co ich obserwuje, z przerażeniem zaczął wierzgać nogami. Nie wiedział zbyt wiele o Managunach, ale z pewnością nie miały przyjaznych zamiarów. Jeden z nich wpatrywał się w niego maleńkimi oczami, po czym poklepał drugiego po ramieniu. Przestraszony stwór niemal podskoczył w miejscu.

―  Co?! Obudził się trzeci, Anibusie?! ― spytał głośno niższy, gwałtownie kręcąc głową. Cody skrzywił się, słysząc jak przemawia po łacinie. Anibus ponownie poklepał go dwa razy, co musiało oznaczać „tak". Nie był całkowicie głuchy, jak większość managunów. W ten sposób najwyraźniej porozumiewał się z kompanem. ― Świetnie! Wybornie ― wyciągnął ze swojego brzucha, jak z kieszeni kangura, małe, okrągłe okulary i zmarszczył nos, usiłując przez nie przejrzeć. ― Przestań się ruszać, chcę ci się przyjrzeć! ― krzyknął, a Cody'ego dopiero po kilku chwilach dotarło, że chodziło mu o niego. Z przerażeniem w oczach, spojrzał na May, błagając o jakieś sprostowanie.

Jak tam trafili? Dlaczego dyndali na linie? Gdzie, na Paternes, była Skyler z Lukiem? I dlaczego biodro Sophie wbijało mu się tam, gdzie słońce nie dochodzi? Szepnął jej bezgłośnie pierwsze z pytań, na co ona tylko rzuciła mu przepraszające spojrzenie. Starała się zachować zimną krew, ale on widział w jej oczach, narastającą panikę.

― Nie mam pojęcia ― szepnęła żałośnie. Wtedy przyszło mu do głowy, że coś z tym wszystkim musiała mieć wspólnego wisząca obok nich jaszczurka.

― Wpadliśmy w pułapkę, kiedy May skaleczyła się ratując gada ― warknęła Sophie, słysząc jego ciche pytanie. Zwierzę w klatce znów zaczęło szaleć, a Anibus widząc to, szturchnął ją kijem. May zacisnęła zęby, szarpiąc się rozpaczliwe w geście sprzeciwu. ― Jesteśmy ich więźniami.

― Dokładnie tak ― przyznał ślepy managun, wykraczając do przodu, by lepiej im się przyjrzeć. Mimo to mrużył oczy, ciągle nie widząc najlepiej. ― Twoja przyjaciółka jest bardzo bystra, ślicznotko.

― Jestem facetem ― oznajmił Cody. Musiały zmylić go przydługie włosy, spływające teraz po obu stronach jego twarzy. Oprawca skrzywił, po czym zdjął okulary, by następnie przetrzeć je o chustkę, wyjętą z torby na brzuchu.

― Jest? ― spytał swojego towarzysza, po czym ten dwa razy klepnął go w plecy. ― Skoro tak mówisz.

            Cody jeszcze raz gorączkowo rozejrzał się dookoła. Najważniejsze było zachowanie spokoju. Dlatego choć serce biło mu jak szalone, zaczął zastanawiać się, jak wyjść cało z tej sytuacji. Nie mając pomysłu, postawił na to, co zwykle. Do tej pory tylko fart i urok osobisty, pozwalały mu wymigać się od kłopotów.

― W porządku, więc... Może się jakoś wykupimy? Mamy naprawdę ważną misję Panowie i bardzo zależy nam na czasie... ― próbował jakoś ich zagadać, ale managun tylko roześmiał się głośno.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz