ROZDZIAŁ XXXI

23 5 0
                                    

CODY

Po drugiej stronie, spodziewał się zobaczyć główny fort oraz zamek. Zamiast tego gdy wynurzył się spod wody, jego oczom ukazała się północna plaża, pół dnia drogi od centralnej części Punawai.

― Sukinsyn ― zaklął pod nosem, unosząc się plecami na powierzchni.

Diego nigdy nie ułatwiał mu życia. Zawsze znajdywał sposób na zdenerwowanie go albo poniżenie, co dawało mu pewnie jakiś rodzaj satysfakcji. Tym razem jednak grubo przesadził, każąc Hanalei'owi wysłać ich tak daleko od domu. Cody przeklął się w duchu za to, że nie sprawdził ustawień portalu. Już zaczął zastanawiać się, czy reszta jego towarzyszy nie została przypadkiem przeniesiona w prawidłowe miejsce, ale wtedy obok niego wypłynęła Sophie. 

― Dobra ― powiedziała, wypluwając wodę z ust. ― Co to do cholery był za cyrk, Keihana? ― spytała z pretensją, na co on machnął ramionami.

― Nie wiem ― rzucił. ― Mój braciszek widocznie bardzo nie chce mnie na ceremonii.

Dziewczyna rozejrzała się dookoła.

― Gdzie jesteśmy?

― Na północy ― odparł, ciesząc się, że chociaż doskonale zna teren. ― Strażnicy mogą połączyć ziemski portal z dowolnymi współrzędnymi w Punawai. Zazwyczaj jest to główny plac tuż obok zamku. Ale Diego postanowił zrobić nam kawał i kazać wyrzucić nas w tym miejscu... ― wyjaśnił szybko, kiedy spod wody wypłynęła May, chlapiąc na około i nieporadnie usiłując wytrzeć oczy. Podpłynął bliżej niej, pomagając dziewczynie utrzymać równowagę. Kolec wspiął się na jej głowę, trzęsąc przy tym jak mokry pies, przerażony otaczającą go wodą.

            Cody nagle poczuł spadającą na niego odpowiedzialność za towarzyszy. Tylko on wiedział dokąd mają zmierzać. Musiał doprowadzić ich do celu. Nie mieli już ani GPS'u Skyler, ani wiedzy Luke'a. Byli zdani tylko na niego, a jeśli pomyliłby drogę, to jego obwiniono by za spóźnienie. Presja męczyła go podobnie, co rywalizacja z Diegiem, a jednak znowu został do niej zmuszony. Ponownie poczuł się jak mały, sfrustrowany smarkacz, któremu starszy brat za wszelką cenę próbuje utrzeć nosa. 

― Wiesz, jak dotrzeć do zamku? ― spytała Sophie, chwytając May z drugiej strony, dzięki czemu w końcu przestała z przerażeniem wierzgać nogami.

― Tak ― przyznał. ― Czekamy na resztę i płyniemy do brzegu ― oznajmił niepewnie, oczekując złośliwego komentarza, ale ona tylko skinęła głową.

            Obok nich wypłynęła lekko oszołomiona Skyler. Pływała całkiem dobrze, ale włosy przykleiły jej się do twarzy, całkiem zasłaniając widok. Wstrzymała powietrze i zanurzyła się ponownie, by pojedyncze kosmyki opadły jej na plecy.

― Zawsze strażnicy nie chcą cię wpuścić do własnej Krainy? ― spytała z ironią. ― I czemu tu jest tak głęboko?!

― Też się zdziwiłem ― przyznał z westchnieniem.

Sophie ponowni rozejrzała się po falach.

― Gdzie Luke?

Na twarzy Skyler pojawił się niepokój.

― Skoczył równocześnie ze mną ― powiedziała, obracając się gwałtownie w wodzie. Sekundy jednak mijały, a jego wciąż nie było. Cody domyślał się, że coś musiało pójść nie tak.

― Cholera ― mruknął.

Bez ostrzeżenia zanurkował. Po otworzeniu powiek, jago oczy chwilę przyzwyczajały się do ciemności panującej w głębinach. Spłynął trochę niżej, z bijącym sercem wyszukując brakującego towarzysza. Sam miał dużo czasu. Potrafił wstrzymać oddech na bardzo długo, ale Luke nie miał takiej możliwości. Musiał się pospieszyć.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz