ROZDZIAŁ VII

58 6 0
                                    

MAY

Wstając, niemal zapomniała, że nie jest w pokoju sama. Kiedy otworzyła oczy, Skyler jeszcze spała. May nie miała zamiaru jej budzić, póki nie stanie się to konieczne. Po wszystkim co przeszła, zasłużyła na odpoczynek. Gdy zeszłego wieczoru leżała bezsennie na boku, dręczona plątaniną myśli, usłyszała jak dziewczyna cicho płacze. Pozwoliła jej jednak przejść to, bez zwracania na siebie uwagi. Nie każdy lubił przyznawać się do słabości. Szczególnie przed obcymi.

Mimo to May i tak podziwiała sposób, w jaki znosiła nowe realia. Podczas gdy Skyler z zaciśniętymi zębami, starała się słuchać i zapamiętywać najważniejsze rzeczy, ona już dawno skuliłaby się w kącie, płacząc z przerażania. Nie raz zdążyła się o tym przekonać. Zawsze łatwiej jej było wchodzić w cudze problemy, niżeli rozwiązywać własne. Być może dlatego tak długo zwlekała z odpowiedzią na listy Tamali.

Kiedy myślami po raz kolejny powróciła do starej przyjaciółki, poczuła się, jakby coś ciężkiego przygniatało jej pierś. Nie mogła dłużej tego w sobie dusić. Potrzebowała rozmowy z Codym. Był jedyną osobą, której mogła w tej sprawie zaufać, dlatego podniosła się z łóżka i na palcach podeszła do szuflady, gdzie ukryła listy. Razem z nimi schowała także ich wspólne zdjęcia. Skyler już raz spotkała Tamalę. Widziały się, podczas rozmowy w łazience, kiedy to rudowłosa wtargnęła do środka, z zamiarem ataku. Gdyby rozpoznała ją na fotografii, mogłaby poczuć się oszukana. Pomyślałaby, że jedyna osoba, od której dostała chociażby odrobinę otuchy, współpracuje z ludźmi, usiłującymi ją porwać. May nie chciała jej tego robić, ale również nie mogła wytłumaczyć dziewczynie sytuacji, w której się znalazła. W każdym razie jeszcze nie teraz.

Pochwyciła listy, równocześnie szukając w szafie spodni i koszuli, na wypadek gdyby miała natknąć się na kogoś w korytarzu. Cody'emu na pewno nie przeszkadzałaby jej koszula nocna, ale ona wolała się przebrać, żeby uniknąć zbędnych plotek. Wiedziała jak szybko potrafią się rozprzestrzenić w tak małej społeczności. Wychodząc na korytarz, policzyła w myślach ile ma czasu. Pół godziny przed śniadaniem powinna obudzić Sky. Sama także chciała się jeszcze odświeżyć, więc zostało jej średnio piętnaście minut na spotkanie z Codym.

May popędziła przez korytarz, mijając dziewczyny, które wstawały wcześniej, by zdążyć się pomalować przed zajęciami. Ona sama zawsze zostawiała to na ostatnią chwilę, biegając jak szalona do pokoju i z powrotem, kiedy czegoś zapomniała. Niektóre próbowały się z nią przywitać, ale tylko uśmiechała się do nich ciepło, w nadziei, że żadna nie będzie chciała nawiązać rozmowy. Miała dziś za mało czasu na pogawędki.

Nie zwalniając tempa, przewędrowała obok łazienek, oddzielających lewe skrzydło domu od prawego. Teraz przyszło jej wstąpić na korytarz, pełen śmiechu oraz męskiego dezodorantu. Pokój jej przyjaciela znajdywał się niemal na samym końcu, więc stawiając szybko drobne kroczki, miała nadzieję, że nie zwróci tu niczyjej uwagi.

Oczywiście mogła o tym jedynie pomarzyć, bo w tym momencie zza drzwi swojego pokoju wyszedł Spencer Virtenera, ściskający pod pachą ręcznik. W momencie kiedy ją zauważył, uśmiechnął się szeroko i uniósł dłoń w geście przywitania. Odpowiedziała mu wymuszonym uśmiechem, wiedząc, że nie zbędzie go tak łatwo. Pod tym względem był taki jak ona: za bardzo lubił ludzi i rozmowę z nimi. Nie ważne o jakiej porze, nie przeszedłby obojętnie.

― Jak się masz, May? ― rzucił z lekkością, zatrzymując się przed nią. ― Jak tam twoja nowa współlokatorka? ― zagadnął, unosząc do góry ciemne brwi. Mogła się domyślić, że o to spyta. Cały Dom był ciekaw nieprzytomnej dziewczyny, niesionej korytarzem przez Luke'a, do skrzydła szpitalnego. Usłyszała o tym zeszłego popołudnia od jednej z dziewcząt na obiedzie. Wszyscy chcieli dowiedzieć się czegoś więcej.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz