ROZDZIAŁ XXV

40 9 0
                                    

SKYLER

Czekając na powrót May, próbowała się zdrzemnąć, ale myśli krążące po jej głowie, nie dawały za wygraną. Chociaż lęk przed spotkaniem z ojcem niemal ją paraliżował, tak naprawdę ogromnie tego pragnęła. Chciała spojrzeć w jego oczy i mieć pewność, że nie przewidział tego, co się wydarzyło. Musiała upewnić się, że gdyby przeżył, całe jej życie wyglądałoby inaczej.

Ilekroć zaczynała myśleć o Kye'u oraz jego portrecie, wiszącym w bibliotece, przypominała sobie również Blue. Od wyruszenia ze Spatium nie przyśnił jej się ani razu. Nie dawał też znaków istnienia w realnym świecie. Wydawało jej się, że może przez to wszystko zaczęła już wariować, a jej ostatnia rozmowa z nim była faktycznie tylko snem. Bo jeśli istniał, dlaczego do tej pory się nie ujawnił? Tym bardziej uważając się za jej opiekuna. W ciągu ostatnich dni miała kilka dobrych okazji, żeby zrobić sobie krzywdę, a jego nie było. Skoro byli do siebie tak fizycznie podobni, czy mogli być ze sobą spokrewnieni? Skyler pomyślała jednak, że gdyby tak było, nie miałby powodu do ukrywania tego... Wracając myślami do rodziny, po raz kolejny poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Zostawiła babcie samą z Nicole. Mogła przewidzieć, że jeśli je opuści stanie się coś strasznego. Może jednak właśnie tak miało być... Może dzięki odwykowi ciotka choć trochę się otrząśnie i obie z babcią rozpoczną nowe życie. Mimo wszystko, żałowała że nie było im dane porozmawiać w Bradford. Po powrocie musiała się jakoś z nimi skontaktować...

Jej głowę zaprzątało tyle niewiadomych, że kiedy zostawała z myślami sam na sam, brakowało jej powietrza. Poczuła to po raz kolejny, włączając ekran telefonu. Musiała się przewietrzyć. Miała dość ciemnego pomieszczenia pełnego kurzu i uważania, żeby nie obudzić Sophie.

W końcu postanowiła wstać, by rozprostować kości i na zewnątrz zaczekać, aż wróci May. Najostrożniej jak tylko potrafiła, założyła na siebie skurzaną kurtkę, po czym prześlizgnęła się po brudnej wykładzinie w kierunku drzwi. Gdy oparła się o nie ciałem, zawiasy stęknęły cicho. Odwróciła się, by zerknąć na Sophie. Dziewczyna jednak cały czas wciąż pochrapywała, więc Sky pozwoliła sobie wyjść na zewnątrz. W pierwszej chwili myślała, że ma wolną drogę przez balkon, prowadzącą do schodów na parking, jednak po chwili zobaczyła czyjąś sylwetkę opierającą się o balustradę, przed drzwiami do pokoju chłopaków. 

Starała się uspokoić kołaczące serce, kiedy Luke zwrócił ku niej spojrzenie. W świetle latarni jego oczy miały butelkowy odcień. Nie wiedziała dlaczego tak lubiła, kiedy na nią patrzył. Wciąż miała do niego odrobinę żalu za to, co powiedział, nim weszli do jaskini managunów, jednak jego późniejsza troska zdołała zatuszować tą niewielką zadrę. Z jakiegoś dziwnego powodu zależało jej na jego uwadze. Wcześniej sądziła, że działał tak na większość dziewczyn. Dlatego starała się hamować to narastające uczucie, próbujące wmówić jej, że go lubi.

― To tylko ty ― mruknął od niechcenia, po czym ponownie odwrócił twarz w stronę ulicy i połyskujących świateł wieżowców.

― Tylko ja ― przyznała z westchnieniem, podchodząc bliżej. Niebo nad nimi zaszło chmurami, które dopuszczały do nich światło pojedynczych gwiazd. W powietrzu wisiała wilgoć. Nagle objął ich powiew wiatru, zupełnie jak przed letnią mżawką. Gdzieś w oddali Skyler usłyszała grzmot i pomyślała, że May powinna się pośpieszyć. Nadciągała burza.

Skyler oparła dłonie o barierki zachowując niewielki dystans. Zupełnie, jakby byli sobie całkiem obcy, co w gruncie rzeczy, stanowiło niemal prawdę.

― Nie możesz spać? ― zagadnęła po chwili, mając nadzieję, że rozmowa pomoże jej na chwilę zapomnieć o ojcu, Blue oraz tych wszystkich innych niewyjaśnionych rzeczach.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz