ROZDZIAŁ XLV

31 6 0
                                    

SKYLER

Po rozmowie z Cody'm przebrała się w czyste, lniane ubrania z domku dla gości. Do podróżnej torby spakowała to, co zostało z jej pięknej sukienki. Nic więcej nie miała. Przez chwilę myślała o skradzionym jej przez lichonie bestiariuszu Whitethorne'a, a w zasadzie Caspiana. Jej wuja, który z jakiegoś powodu ukrywał ich pokrewieństwo.

Potem bezsennie położyła się na łóżku, czekając aż nadejdzie świt, który miał zwiastować nową rzeczywistość. Taką w której nie tylko była zaginioną spadkobierczynią mocy, ale przede wszystkim członkiem drużyny, mającej walczyć o pięć kamieni przeciwko rebelii. To wszystko wydawało jej się tak nierealne i pokręcone, że ledwie potrafiła to sobie przyswoić. Już w momencie, kiedy zobaczyła Rendela na trybunach w swojej starej szkole, wiedziała że czekają ją zmiany. Teraz miało nie być odwrotu. Zapowiadała się bitwa, a ich drużyna była kompletnie rozbita. W dodatku czuła, że wciąż wiedzą zbyt mało, by móc mierzyć się z Gildią. Tajemnice, które powstały, by z pozoru chronić ich wszystkich, w efekcie wszystko skomplikowały. Kiedy już wydawało jej się, że wie kim tak naprawdę jest, na powrót stawała się zagubioną dziewczyną z Bradford. 

            Kiedy słońce wynurzyło się zza horyzontu, postanowiła zaczekać na pozostałych, ostatni raz przyglądając się zatoce z pomostu. Promienie odbijały się na wodzie, barwiąc ją na pomarańczowo. Mrużąc oczy, przyglądała się statkom, wysokim palmom wystającym z plaż i banderom łopoczącym na wietrze. Mogła przysiąc, że nigdy nie widziała niczego równie pięknego, jak wschód słońca w Amnis. Taki spokój po dniu walki, wydawał się czymś niespotykanym, czego w głębi duszy pragnęła. 

            Nagle drzwi domku naprzeciwko się otworzyły. W progu stanął Luke. Był ubrany w czystą lnianą koszulkę i podwinięte w nogawkach spodnie. Nie miał ze sobą bagażu. Gdy ich spojrzenia się zderzyły, szybko odwrócił wzrok w stronę zatoki. Jego piaskowe włosy były w nieładzie, a na twarzy, jaśniejącej w porannym słońcu, tężała nieustępliwość. Wyglądał, jakby nic z rzeczy które dręczyły Skyler go nie dotyczyło. Na powrót stał się pewnym siebie kapitanem z nieprzeniknionym planem, którego za wszelką cenę chciał się trzymać. Wiedziała, że kiedyś musiał nastać moment, w którym zostaną sam na sam, jednak teraz z nerwów, czuła ucisk w żołądku.

Mimo wszystko należało to wyjaśnić.

― Powinniśmy pogadać ― wyrzuciła z siebie w końcu, ruszając mu naprzeciw. On zrobił to samo, jednak gdy mieli spotkać się na środku, wyminął ją i ruszył ku plaży.

― O tym, że nie powiedziałaś mi, jak cały czas miałaś kontakt ze Zwierzchnikiem? ― spytał, nawet nie zwalniając kroku.

Ruszyła za nim, marszcząc brwi. Nie wiedziała, dlaczego na powrót stał się tak chłodny. Zauważyła to już, gdy chciała poruszyć temat klątwy, gdy wsiadali do sań w Śnieżnym Dworze, ale nie dał jej na to szansy. Wtedy tłumaczyła sobie, że to nerwy wzięły nad nim władzę, jednak teraz zrozumiała, jak bardzo się łudziła.

Coś się wydarzyło.

― Nie miałam pojęcia, że Blue jest Zwierzchnikiem ― odparła. Luke nie czekał aż go dogoni. Kierował się prosto na plac, skąd Cazador miał przeprowadzić ich do Grecji, a następnie otworzyć portal do Spatium.

― Tak? Ale nie przyszło ci do głowy, żeby podzielić się z nami informacją o twoim sennym przyjacielu ― odparł kpiąco, raniąc ją tym samym do żywego. Nie sadziła, że po tym co przeszła cokolwiek może ją jeszcze dotknąć, a jednak tak było.

― Nie miałam nawet pewności, że Blue naprawdę istnieje... ― wyznała, oczekując, że chociaż spróbuje ją zrozumieć.

― Cóż, istnieje i z tego co zauważyłem ma się całkiem dobrze.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz