LUKE
Oprócz kilku komplikacji w postaci zmiany planów, dwóch managunów oraz zepsutego autobusu, Luke w zasadzie nie miał na co narzekać. Kiedy z dwugodzinnym opóźnieniem dotarli na dworzec w Niemczech, sam cieszył się, że będą mogli na chwilę odsapnąć przed kolejnymi dziesięcioma godzinami jazdy. Po małej bitwie w podziemnych tunelach, wciąż bolała go głowa, co nie pomagało w pozbyciu się uporczywego poczucia winy. Starał się udawać opanowanego i po części nawet mu to wychodziło, ale tak naprawdę wiedział, że gdyby nie Skyler, sam nie ocaliłby reszty drużyny. Przeczucie, że powinien być przygotowany na taką sytuację, nie dawało mu spokoju. Opanowała go całkowita bezradność. Nie miał pojęcia, co powinien był zrobić.
Apogeum przygnębienia nastało jednak dopiero w McDonald's, kiedy jego drużyna cała i zdrowa zajadała się smażonymi kurczakami. Powinien odczuwać ulgę, że wszystko dobrze się skończyło, a zamiast tego, czuł jedynie złość na samego siebie. Nie wiedział, jak mógł dopuścić do sytuacji, w której niedawno utknęli? Co zrobiłby, gdyby nie udało im się uciec?
― Wszystko w porządku? ― spytała Sophie, kiedy May i Skyler odeszły od ich stolika, żeby nauczyć Cody'ego obsługi kiosku z zamówieniami. Podniósł na nią wzrok, usiłując wziąć się w garść.
― Tak ― odparł, mając ochotę się zaśmiać. Byli beznadziejnymi przyjaciółmi, okłamując się na każdym kroku. Wyznał więc w końcu: ― To był mój błąd.
― Co? ― spytała, marszcząc ciemne brwi.
― Pozwoliłem May iść po jaszczurkę. Widziałem to wszystko i nie wyczułem zagrożenia, choć nas ostrzegałaś ― powiedział niemal na jednym wdechu, obserwując pozostałą trójkę, stojącą kilka metrów dalej. ― Jak mają mi zaufać, skoro pozwalam sobie na takie błędy?
― Luke, nie mogłeś wiedzieć...
― Mogłem, czytałem wczoraj książkę Whitethorne'a ― tłumaczył uparcie.
― Skyler też ― przypomniała mu, ale tylko pokręcił głową. Skyler nie zależało tak bardzo, jak jemu. Mogła pozwalać sobie na drobne błędy, bo nie znała zasad tego świata. Dopiero stopniowo go odkrywała. On od dawna wiedział, jak musi postępować, a mimo to zawalił. Stracił czujność. ― Przestań nakładać na siebie tę cholerną presję. Jesteś liderem nie dlatego, że nie popełniasz błędów, tylko dlatego, że potrafisz je naprawiać.
Luke czuł, że od nadmiaru myśli niedługo pęknie mu czaszka. Sophie miała jednak rację. Musiał o tym zapomnieć i iść do przodu. Wciąż mógł się wykazać, dostarczając całą drużynę do Punawai. Ciągle mógł być dumny z samego siebie.
― Potrzebujemy cię ― dodała jeszcze, a gdy na jej twarzy wystąpił niemal troskliwy uśmiech, pożałował, że był wobec niej taki oschły na początku wyprawy. Wciąż był zły za to, że mu nie zaufała. Nie wiedział, jak zareagowałby gdyby wspomniała mu o planie z Wodospadem, ale z pewnością, nie pobiegłby na skargę do Atkinsa. A przynajmniej chciał wierzyć, że by tego nie zrobił. Mimo to mógł zareagować inaczej. Wiedział, że chociaż udawała brak wyrzutów sumienia, wciąż gryzły ją od środka.
Do stolika wrócili pozostali. Skyler z tacką jedzenia usiadła naprzeciwko niego. Gdy zobaczyła jego minę zmarszczyła ciemne brwi.
― Co jest? ― spytała z niepokojem, a on po prostu potrząsnął głową.
Wciąż było mu głupio przez to, co powiedział, nim wpadła na pomysł, jak zejść do tuneli managunów. Nie miał zamiaru skrzywdzić Skyler. Był przerażony zniknięciem ich towarzyszy. Chciał zachować spokój, a ona nie pomagała, z pretensją oczekując, że coś wymyśli. Próbowała przekazać mu odrobinę własnej paniki, a jego nie było stać na to, by zwyczajnie ją przyjąć. Zazwyczaj nie zdarzało mu się szybciej mówić niż myśleć. Był rozważny i wyważony, ale w tamtym momencie, czuł jakby całe jego ciało chciało ją od siebie odepchnąć. Dlatego powiedział to, co powiedział.
CZYTASZ
DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy ya
FantasíaTOM PIERWSZY PENTALOGI Z UNIWERSUM PIĘCIU KRAIN. Kiedy Gildia Wyzwolonych zaczyna się odradzać, zarządcy Pięciu Krain przypadkiem odnajdują na ziemi ogromne skupiska eteru. Okazuje się, że wytwarza je pewna nieokiełznana spektryczka. Zlecają więc g...