ROZDZIAŁ XIX

65 9 1
                                    

MAY

Zapach ryb, niesiony przez morską bryzę, drażnił nozdrza, przyprawiając wszystkich opróczCody'ego o mdłości. Chłopak jednak praktycznie wychował się w wodzie, a handelwewnętrzny, prowadzony od wieków w Punawai, opierał się głównie na wędkarstwie.Dlatego jako jedyny nie krzywił się, kiedy dotarłszy do portu w Dover, wysiedli zsamochodu Cece i ruszyli wybetonowaną ścieżką w stronę pomostu. Na wodzie poobu stronach, unosiły się rybackie kutry, wypełnione po brzegi sieciami.

            May zdecydowanie czułaby się bezpieczniej podróżując drogą powietrzną, jednak był to jeden z zakazów jakie dostali. W końcu gdyby zwyczajnie wsiedli do samolotu i po kilku godzinach wylądowali w Grecji, niczego by się nie nauczyli. Miała wrażenie, że Arakowie chcieli maksymalnie utrudnić im zadanie. Albo zwyczajnie odciągnąć od ważniejszych spraw, którymi na tą chwilę, nie powinni się zajmować.

Odkąd opuścili Spatium, nieustannie odczuwała niepokój. Ciągle miała przeczucie, że gdzieś w tłumie widzi Tamalę. Co rusz, popadała w paranoje, widząc rudowłose kobiety, przechadzające się wzdłuż falochronów. Dlaczego Gildia miałaby ich nie śledzić? Nie łatwiej byłoby im wyeliminować przeciwników, póki byli pozornie bezradni? Atkinsowi wydawało się to niemożliwe, ale to nie on miał z nimi do czynienia. Tylko świadomość, że w plecaku Luke'a znajduje się Sign odrobinę uspokajała jej rozedrgane serce. Chciała tylko bezpiecznie dotrzeć do celu. Kiedy jednak przypominała sobie, co muszą zrobić, żeby ich wyprawa do Wodospadu Dusz miała jakikolwiek sens, czuła jak uginają się pod nią kolana. Dlatego starała się skupić na pięknie piętrzących się za jej plecami skał, przykrytych od góry warstwą soczystej zieleni. Siła wiatru, jaką czuła pod rękami, nie dawała jej ponieść się defetyzmowi. Wolała ślepo wierzyć, że będzie dobrze, niżeli zakładać inaczej.

Kilka kroków dalej, z każdej strony, zaczęła otaczać ich mętna woda, w której odbijały się szyldy rybackich stoisk. Dookoła wędkarze sprzedawali swoje łupy pod każdą możliwą postacią. I choć czuła, jak burczy jej w brzuchu, ani myślała spojrzeć w ich kierunku. Mdliło ją na sam widok szeregu pstrągów, zawieszonych nad piecami. W oddali na linii horyzontu widziała powoli znikające statki towarowe. Prywatne łodzie z kolei zaczynały zbliżać się do brzegu, by zacumować, przed zapadnięciem zmroku.

W końcu zatrzymali się przy ogromnym, biało niebieskim promie, gdzie przed wejściem na pokład ochroniarz sprawdzał bilety. Przepuszczał ludzi pojedynczo za szarą linę, rzucając przy tym zdawkowe: „Miłego rejsu". Całą grupą stanęli obok kolejki, obserwując pasażerów, w pośpiechu ciągnących za sobą torby i walizki. Skyler w towarzystwie Cece poleciła im zaczekać. W tym czasie one miały udać się po bilety. Cody w momencie zaoferował, że dotrzyma im towarzystwa, ale May na szczęście zdążyła złapać go za ramię i zatrzymać przy sobie.

― Nie potrzebują do tego obstawy ― zaśmiała się, pozwalając dziewczynom ruszyć przed siebie. Chłopak nie domyślił się, że to miało być dla nich osobiste pożegnanie, bez zbędnych słuchaczy. May doskonale je rozumiała. Widziała, jak rozbita była Cece. Chciała móc towarzyszyć Skyler. Z drugiej strony, zdawała sobie sprawę, że nie może przy niej być i nagle stała się znacznie mniejszą częścią jej świata. Dawno temu dokładnie tak samo było z Tamalą.

Teraz kiedy patrzyła na Cece i Skyler coś ścisnęło ją w dołku. Wiedziała, że nie była sama. Miała Maxima, rodzinę, Cody'ego, Skyler, a nawet resztę drużyny... Mimo to zapragnęła na chwilę wrócić do Kazuni, w momencie gdy miała siedem lat, a życie jeszcze wydawało się proste.

― Myślisz, że będą o mnie gadać? ― spytał Cody, gdy dziewczyny znikały za przeszklonymi drzwiami budynku informacji. May spojrzała na niego z rozbawieniem.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz