LUKE
Podczas wizytacji D'Argensona, popełnił błąd. Powinien był szczegółowo rozeznać się w temacie. Stworzyć uniwersalny plan i przekazać go drużynie, bez względu na to, z czym przyszłoby im walczyć. Zamiast tego zdał się na los, a kiedy po drodze próbował ułożyć jakąś strategię, głowę zaprzątnął mu stary arystokrata swoimi bajerami. Nie dał mu nawet szansy na wydukanie, że chce pogadać przez chwilę z resztą zespołu. Cały czas nawijał o tym, jak niezmiernie się cieszy z poznania go. Kiedy w końcu zszedł do tunelu, było za późno, by cokolwiek ustalić.Tym razem musiało być inaczej. Chciał, by byli przygotowani na każdą ewentualność. Poniekąd odpowiadał za nich wszystkich, więc musiał jakoś uświadomić swojemu zespołowi, że to misja, a nie wycieczka po kontynencie.
Przed opuszczeniem pokoju, jeszcze raz sprawdził swój plecak. Pod stosem ubrań miał spakowane przybory toaletowe, mapy, jedzenie, które przygotowała im Pani Coreno oraz ― co najważniejsze ― pieniądze od Atkinsa: funty, euro, korony i parę innych walut, które miały im się przydać. Chłopak nie wiedział, skąd znalazły się w skarbcu Spatium, ale nie wnikał w to zbytnio. Zapiął plecak i zaczął rozglądać się po pokoju, próbując ustalić, czy mógł o czymś zapomnieć.
W tym momencie usłyszał ciche pukanie do drzwi. Celeste z zadziornym uśmiechem wślizgnęła się do środka. Jak na dzień, w którym miał rozpocząć podróż, przy boku ludzi, których nie znosiła, wyglądała na niezdrowo podekscytowaną.
― Masz wszystko? ― spytała, podchodząc do niego, by złożyć mu na ustach raptowny pocałunek. Oplotła smukłymi palcami jego szyję, dając ich ciałom ostatnią szansę zetknięcia się przed kilkudniową rozłąką.
― Nie mogę doczekać się, aż poznasz resztę rodziny. Dziadek cię polubił, a to już dobry znak ― dodała, siadając na brzegu pościelonego łóżka, w czasie gdy on starał się nie dać po sobie znać, jak bardzo to wszystko jest mu nie na rękę.
― Mówił jeszcze coś o mnie, kiedy go odprowadzałaś? ― spytał z zakłopotaniem, drapiąc się w kark.
― Że jako jedyny zachowałeś trzeźwość myśli podczas próby. Widzi w tobie ogromny potencjał. Ale to wiedziałam od początku ― odparła z dumnym uśmiechem. ― W końcu mój chłopak nie może być byle kim ― zachichotała, ale widząc, jak bardzo jest spięty, odrobinę spoważniała. ― Rozchmurz się, oni nie gryzą. Tylko połykają w całości, pomyślał Luke. Jej słowa go nie przekonały. Odwlekał powiedzenie jej, że nie ma zamiaru jechać z nią na Akuma ka, aż jego prokrastynacja zemściła się na nim w bardzo perfidny sposób. Teraz jedyne co mógł zrobić, to mieć nadzieję, że w pałacu będzie zbyt wiele zamieszania, by znaleźć chwilę na rodzinne spotkanie. Tym bardziej, kiedy nie był pewny, czy ich związek miał jakikolwiek sens. Ta relacja go męczyła, ale mimo wszystko przyzwyczaił się do jej obecności. Lubił mieć ją obok siebie z tak samo egoistycznych pobudek, co ona. Dlatego dopóki nie był niczego pewien, wolał nie sprawiać jej zawodu. A sobie oszczędzić przedstawień.
― Wiem ― rzucił, jak gdyby nigdy nic, po czym spojrzał na tykający cicho zegar, przyczepiony do ściany. Niemal westchnął z ulgą, odnajdując pretekst by wykręcić się od tej niewygodnej rozmowy. ― Muszę iść.
Celeste podniosła się, kiedy on zabrał z łóżka plecak, gotowy do wyjścia.
― Odprowadzę cię ― zadeklarowała, łapiąc go pod ramię i ruszając na korytarz.
― Nie musisz, miałaś dzisiaj pomagać Etinette wybrać ubrania na wyjazd ― przypomniał jej, czując że to nie jest dobry pomysł, by widziała się z jego drużyną. Znał dziewczynę zbyt długo, by uwierzyć, że tylko grzecznie pocałuje go na pożegnanie i bez żadnych scen ruszy do siebie.
CZYTASZ
DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy ya
FantasyTOM PIERWSZY PENTALOGI Z UNIWERSUM PIĘCIU KRAIN. Kiedy Gildia Wyzwolonych zaczyna się odradzać, zarządcy Pięciu Krain przypadkiem odnajdują na ziemi ogromne skupiska eteru. Okazuje się, że wytwarza je pewna nieokiełznana spektryczka. Zlecają więc g...