ROZDZIAŁ III

47 7 0
                                    

MAY

Gdy usłyszała pukanie do drzwi, odruchowo zgięła kartkę na pół i wepchnęła ją do górnej szuflady biurka, układając obok pozostałych listów. Nie wiedziała skąd wziął się w niej lęk przed przyłapaniem. Przecież nawet gdyby właśnie w progu stanął Atkins, nigdy nie wpadłby na to, że trzymała w dłoniach coś niewłaściwego. Ot zwykły kawałek pergaminu. Nieustannie towarzyszyła jej jednak, przyprawiająca o wyrzuty sumienia myśl, że koresponduje z wrogiem. To ona nakazywała jej ukrywać wiadomości, równocześnie licząc, że kolejne nie nadejdą.

Zwróciła głowę ku wejściu do pokoju, by zobaczyć, jak zza drzwi wyłania się sylwetka jej przyjaciela. Cody mozolnie wślizgnął się do środka z wyrazem ekscytacji na twarzy. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem. Miał na sobie lniane szorty oraz rozpiętą do obojczyków koszulę w pionowe paski.

― To nie jest najodpowiedniejszy strój na pierwszą wyprawę ― rzuciła w jego stronę, nie kryjąc rozbawienia. ― Bradford leży w Anglii, a tam jest chłodno o tej porze roku. Lepiej załóż coś jeszcze ― poradziła, usiłując odwrócić swoją uwagę od listów.

Nie chciała, żeby chłopak zorientował się, że wciąż o nich myśli. Podczas ich ostatniej rozmowy, prosił ją, by zwyczajnie je zignorowała. Ona jednak nie potrafiła, do czego się nie przyznała. Nie tak łatwo było zapomnieć o osobie, którą się kochało.

― Jeśli się zakryję, pozbawię naszą nową koleżankę szansy zobaczenia mnie w najlepszej wersji ― zaprotestował, patrząc na nią z oburzeniem w niebieskich oczach, ale po chwili równocześnie parsknęli śmiechem. Podszedł bliżej, omiatając wzrokiem uporządkowane książki na jej biurku. ― Jesteś gotowa?

― Prawie, jeszcze muszę się przebrać ― odparła, starając się przełknąć zdenerwowanie. ― Nie wiem, co okaże się najbardziej praktyczne...

― Ubierz cokolwiek. Mamy tylko zabrać dziewczynę do Spatium. Zaraz wrócimy ― rzucił, wzruszając ramionami, a ona westchnęła cicho, zastanawiając się, skąd w nim tyle spokoju. Z teoretycznego punktu widzenia, miał oczywiście rację. Zadanie jakiego otrzymali nie należało do najbardziej skomplikowanych. Musieli przedostać się portalem do Bradford, odnaleźć spektryczkę i zabrać ją ze sobą powrotem. W praktyce było to jednak znacznie bardziej skomplikowane. Tym bardziej, że napięcie wisiało w powietrzu i mimo wcześniejszych ćwiczeń, wciąż nie ustalili, kto wtajemniczy dziewczynę, w całą sytuację. Mimo wszystko nie mogła powstrzymać kłębiącej się w niej szczypty ekscytacji, na myśl że będzie miała okazję zobaczyć cząstkę Ziemi i jej mieszkańców w normalnym otoczeniu. Dotąd robiła to jedynie przemieszczając się z Kazuni do Spatium, ale poległo to w głównej mierze na przekroczeniu bramy stałego portalu i otwarciu drugiego, który z każdego miejsca prowadził właśnie tutaj.

― Jak możesz podchodzić do tego z takim spokojem? ― rzuciła, choć w rzeczywistości specjalnie jej to nie dziwiło. Cody nigdy nie przejmował się rzeczami, którymi powinien. W odróżnieniu od niej był raczej mało obowiązkowy, a wszystkie problemy obracał w żart. Nauczyła się jednak rozpoznawać, kiedy dowcipy były efektem głupiego poczucia humoru, a kiedy maskował nimi zdenerwowanie. Tego dnia jednak naprawdę nie zdawał sobie sprawy, z tego co na nich czekało.

― Dlaczego mam się denerwować czymś na co nie mam wpływu? ― spytał w odpowiedzi, wzruszając ramionami. ― Widzę to tak: Dotrzemy na miejsce. Nasz dowódca od siedmiu boleści, jak zwykle porozstawia nas po kątach. Później zrobię coś, za co będzie mógł się na mnie wyżywać przez następny tydzień. Podrażnię Sophie, a następnie zgarniemy tą małą spektryczkę i wrócimy tutaj.

― Wszyscy mówicie o niej jak o worku ziemniaków, albo paczce do zabrania ― zauważyła z niedowierzaniem. ― To żywa, czująca dziewczyna... Nie zastanawiasz się, jak jej to powiedzieć? Jak wyjaśnić, że jest z jedną z nas? ― spytała, marszcząc brwi w błagalnym tonie, ale on tylko wykrzywił nieporadnie usta.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz