ROZDZIAŁ XIII

47 5 1
                                    

CODY

Najlepszą rzeczą w niedzielnych porankach był proces wstawania. A właściwie brak konieczności robienia tego na czas. Mógł wtedy leniwie przeciągać się w łóżku, bez świadomości, że jeśli nie zerwie się z niego dziesięć minut przed lekcjami, prowadzący zajęć spojrzy na niego krzywo. 

Kiedy jednak ospale przetarł oczy i spojrzał na budzik, ustawiony na szafce nocnej, zrozumiał, że ominęło go śniadanie. Oczywiście mógł poprosić swoją ukochaną Ralian, żeby zrobiła mu coś do jedzenia, ale nie miał wątpliwości, że gdyby tylko stanął w progu kuchni, rzuciłaby w niego patelnią. Kobiecie bardzo zależało na tym, by myślał, że go nie lubi. On jednak swoje wiedział.

Kochała go równie mocno, co wszystkich podopiecznych.

Przeciągając się, utkwił wzrok we wczorajszych ubraniach przewieszonych przez oparcie krzesła. Przyjrzał im się uważnie, równocześnie zastanawiając, czy nadawały się do ponownego założenia. Odpowiedź brzmiała: nie. Śmierdziały, jakby przebiegł w nich maraton, po  upalnym dniu spędzonym na zewnątrz. Atkins kazał mu poprowadzić zajęcia dla Puerów. Dzieciaki nie traktowały go ani trochę poważnie, ale z pomocą May i Skyler udało mu się nad nimi zapanować. Nie miał jednak zbyt wielu pomysłów na sensowne zadanie, dlatego cały dzień trenowali zwinność, uciekając przed falami nadchodzącymi z rzeki. Mieli szczęście, że dyrektor nie chciał sprawdzić jak sobie radzą. Gdyby tylko zobaczył do jakiej rzeczy Cody wykorzystywał swoją moc, z pewnością wlepiłby chłopakowi szlaban.

Postanowiwszy, że w najbliższym czasie zrobi pranie, zabrał z szafy pogniecioną luźną koszulę oraz bermudy, które jako jedyne wyglądały na czyste. Przebierając się wyjrzał za okno. Pogoda dopisywała, a większość domowników, od rana bawiła się na zewnątrz, gospodarując jakoś swój czas. Mógł obstawiać, że May i Skyler już dawno siedziały na kocu, czytając książki. Wiedząc, że bez niego dziewczyny zanudzą się na śmierć, postanowił do nich dołączyć.

Odkąd Sky pojawiła się w Spatium, wszystko stało się znacznie ciekawsze. Oczywiście kochał May bezgranicznie. Była przy nim zawsze i mimo, że zazwyczaj to ona pilnowała jego, traktował ją jak młodszą siostrę. Jednak kiedy tylko zobaczył figlarne iskierki w oczach Sky, poczuł, że się dogadają. Była mniej świętoszkowata niż jego przyjaciółka. Od razu więc wydała mu się idealną kompanką do żartów. Zwyczajnie pasowała do ich dwuosobowego zespołu. Gdyby Drużyna Pięciorga była skomponowana tylko z ich trójki, może i nie osiągnęliby zbyt wiele, ale z pewnością komunikacja nie sprawiałaby im takiego problemu.

Po szybkim prysznicu, ruszył po schodach prosto do wyjścia, pod pachą niosąc notatnik, z którego w razie nudy, zacznie robić samoloty, by May pokierowała ich lot prosto w kark drzemiącego na hamaku Burnova. Robili tak już setki razy, a kapitan za każdym budził się, przeklinając „te cholerne owady" mające upodobanie w jego krwi. Na myśl o jego oburzonej minie, Cody'emu niemal lżej zeskakiwało się ze stopni. Kiedy w końcu wyszedł na zewnątrz, jego ciało objęły promienie słońca. Nie były tak uciążliwe jak dzień wcześniej. Wiatr przypominał lekką bryzę w Punawai. Tą samą, którą można było poczuć wieczorami, wracając z plaży w przemoczonych ubraniach z deską surfingową pod pachą.

Na środku trawnika, wśród wielu innych zobaczył May i Skyler. Obok nich na bluzie wylegiwał się Spencer. Cody już miał rzucić się biegiem w ich stronę, by wcisnąć się między nie na miękki koc, kiedy nagle usłyszał za plecami swoje imię. Z początku nie rozpoznał głosu i skrzywił się na myśl, że to Pani Generaldief odkryła brak jego ostatniej zaliczeniowej pracy, której do tej pory nie zrobił. Kiedy jednak się odwrócił, zobaczył swoje kuzynki. Rok młodszą Olinę oraz dwa lata młodszą, bliźniaczo podobną do siostry, Lokelani. Obie dziewczyny miały ciemne włosy i oczy w kolorze wód leśnego jeziora. Nie ominęła ich też śniada karnacja, charakterystyczna dla punawaiczyków. Były córkami siostry Aaliyaha ― ojca Cody'ego. Młodszymi wnuczkami Króla. Z jakiegoś powodu ich dziadek faworyzował jednak chłopców. Cody'ego i jego brata. Być może dlatego, że w przyszłości to jeden z nich miał przejąć koronę. To babcia, za życia rozpływała się nad jego siostrą i kuzynkami.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz