ROZDZIAŁ XV

57 5 0
                                    

SKYLER

Ocknęła się leżąc pod drzewem. Dokładnie tam, gdzie powinna upaść, podczas ostatniego spotkania z Blue. Czując niemal fizyczny ból, z sykiem stanęła na nogach. Rozejrzała się po wrzosowej polanie. Mimo wszystkiego, co przeszła w ciągu ostatniego czasu, w jej głowie nic się nie zmieniło. Sen wyglądał dokładnie tak samo, jak wcześniej. Fioletowe niebo zaciągnięte chmurami, górowało nad jej głową niczym kurtyna, a ciepły wiatr, targał jej włosy, kierując się wprost do przepaści, nad którą zazwyczaj przesiadywali. Miała wrażenie, że ciągnie ją w stronę otchłani. Jakby coś wzywało ją do środka. Przestrzeń zdawała się jednak dziwnie cicha i pusta. Czegoś w niej brakowało.

Rzuciła się biegiem przez polanę. Poczuła jak wzbiera w niej panika. 

― Blue?! ― krzyknęła ile sił w płucach, wypatrując jego postaci.

Nie słysząc odpowiedzi poczuła przeszywający strach. Był jedyną stałą w jej życiu. Myśl, że mógł odejść, kiedy dostała się pod właściwą opiekę, przerażała ją. Jakaś cząstka jej wciąż go potrzebowała.

― Blue!

            Zmartwiona, zatrzymała się nad krawędzią przepaści i spojrzała w dół ku ciemności, zdającej się nie mieć końca. Świst wirującego powietrza przypominał upiorne, nieznane zawodzenie, odbijające się echem od dna. Nagle poczuła strach przed upadkiem, który nigdy wcześniej nie towarzyszył jej w tamtym miejscu. Zawsze było bezpieczną przestrzenią, w jej umyśle, gdzie nic złego nie mogło się wydarzyć. Gdzie opiekował się nią przyjaciel.

Teraz spowijał je mrok.

― Dawno się nie widzieliśmy ― usłyszała za sobą znajomy głos, który napełnił ją zarówno ulgą, jak i wściekłością. Odwróciła się, by spojrzeć prosto w ciemne, błyszczące oczy, ale chłopak stał dalej, niż mogło jej się wydawać. 

― Zostawiłeś mnie ― ruszyła do niego szybkim krokiem, jakby zaraz miał rozmyć się w powietrzu. Opór wiatru spowalniał jej kroki. 

Porzucił ją na ponad miesiąc. Była sama w nowym miejscu. Nie mogła porozmawiać z nikim, kto potrafiłby ją zrozumieć. Nawet jeśli w rzeczywistości nie istniał, potrzebowała go. Dla niej samej brzmiało to jak absurd, ale to właśnie czuła. Żal do przyjaciela, za to, że opuścił ją na tak długo. Musiała go z siebie wyrzucić.

― Mówiłeś o  spotkaniu, a potem wydarzyło się to wszystko ― powiedziała z wyrzutem. Stanęła naprzeciwko niego, mając ochotę pchnąć go, jak on zrobił to, gdy siedzieli na kwitnącej wiśni. Nagle przypomniała jej się ich ostatnia rozmowa.

― Wykorzystałaś moją lekcję ― uśmiechnął się dumnie, zupełnie ignorując jej słowa. ― Niszczenie to jednak korzystna umiejętność, nieprawdaż?

            Skyler przyjrzała mu się z konsternacją, czując jak uchodzi z niej powietrze. Wyglądał inaczej niż dotąd. Bardziej dostojnie i jakby... wyraźniej. Miał na sobie czarną marynarkę oraz golf. Ciemne loki nie opadały mu swobodnie na czoło. Były zaczesane do tyłu, odsłaniając w pełni jego piękną twarz.

Zaczął przechadzać się wśród wrzosu, palcami muskając dłuższe łodygi. Z początku nie zrozumiała, do czego nawiązywał. W końcu jednak zdała sobie sprawę, że musiał mieć na myśli to, w jaki sposób uwolniła się ze stalowych więzów żelaznego mężczyzny, gdy po raz pierwszy została zaatakowana. Czy było możliwe, żeby ją obserwował i jej nie pomógł? Otrząsnąwszy się z odrętwienia, stanęła z założonymi rękami, czując jak zalewa ją frustracja.

― Skąd o tym wiesz? ―  wyrzuciła z siebie. ― Kim ty w ogóle jesteś? ― spytała, a on ledwie raczył podnieść na nią, przerażająco spokojny wzrok.

DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy yaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz