MAY
― On naprawdę mnie kochał, May ― Skyler szlochała w jej ramionach. ― Chociaż nawet mnie nie znał... ― wydukała, gdy ona gładziła ją po głowie, usiłując podnieść z wody.
Przed kilkoma sekundami, moc dziewczyny, eksplodowała z jej wnętrza, niszcząc wszystko dokoła. Drzewa, kamienie, a nawet trawa pod ich stopami na przestrzeni kilkunastu metrów, zmieniły się w popiół. Maleńkie elementy rozbitej materii, unosiły się w powietrzu niczym kurz. Otoczenie wyglądało jak po uderzeniu bomby. Otaczał ich proch oraz zgliszcza. Tylko wodospad ze względu na swoje właściwości, wciąż spływał w dół, zalewając brzeg.
Materia omal nie rozerwała ciała Skyler. Dała pokaz niewiarygodnej siły, pustosząc wszystko, co stanęło na jej drodze. Imała się każdej rzeczy, prócz ich ludzkich ciał, ukrytych za kopułą ognia utworzoną przez Luke'a. Gdyby w odpowiednim momencie nie zdołał ich ochronić, kto wie, co stałoby się i z nimi. Burnov ostrzegał, że moc Skyler jest niespotykanie silna, nawet jak na spektryczkę eteru z królewskiej linii. Nikt jednak nie przypuszczał, że bez kontroli stać ją na coś takiego. Miała przed sobą dużo nauki. W przeciwnym razie, gdyby nie ujarzmiła swojej mocy, mogłaby zagrażać im wszystkim, bardziej niż samej sobie.
May tuliła ją w wodzie i gładząc po plecach, usiłowała uspokoić. Dopiero kiedy podszedł do niej Cody, zrozumiała, że muszą wyciągnąć ją stamtąd we dwoje. Skyler była tak słaba, że nie mogła ustać o własnych nogach. Gdy doczołgali się do brzegu, zdołała wydusić z siebie, że jest w porządku, choć wszyscy wiedzieli, że wcale nie było. May zdążyła poznać ją na tyle, by to wiedzieć. Podała jej butelkę wody zabraną z motorówki i siedziała obok, szukając odpowiednich słów na dodanie otuchy. Problem polegał na tym, że nie dało się powiedzieć nic właściwego. Skyler czekała na spotkanie swojego ojca siedemnaście lat, a teraz miała nie zobaczyć go już nigdy więcej. Serce May ścisnęło się w piersi, gdy tylko pomyślała, jak ona czułaby się, mogąc więcej nie spotkać rodziców ani sióstr. Bezgranicznie ich kochała. Nawet Ayumi, która ciągle usiłowała dać jej do zrozumienia, że nie potrzebuje troski. Jej rodzina nie była idealna, ale dodawała odwagi i wiary nawet w najgorszych chwilach. To dzięki nim wyszła z choroby.
Nie tylko ona rozumiała, co przechodziła Sky. Wszyscy w ciszy, pozwalali jej dojść do siebie. Nawet Cody siedział z głową spuszczoną w dół, głaszcząc Kolca po pancernych łuskach, oczekując na dalszy ciąg wyprawy. Minuty mijały, a słońce zaczęło pochylać się nad drzewami, otaczającymi zatokę.
― Powinniśmy wrócić na łódź przed zachodem słońca ― oznajmiła Sophie, jako pierwsza podnosząc się z ziemi. Odkąd Kye powiedział, że nie wie, gdzie w tym momencie znajduje się quaqrum, jej twarz zmieniła się w kamienną maskę. Cokolwiek czuła, nie pokazywała tego po sobie. Ukryła rozczarowanie, zamiast wyrzucić je, nim doprowadzą ją do ruiny. May chciała podjąć się próby porozmawiania z nią, jednak wiedziała, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by poruszać ten temat. Niektórzy ludzie sami musieli przepracowywać pewne problemy, a dziewczyna bez wątpienia do nich należała.
― To prawda ― dodał Luke, również wstając. ― Jesteś gotowa? Dasz radę to naprawić ― zwrócił się do Sky, wskazując otoczenie. Dziewczyna bezsilnie pokręciła głową. Jej wzrok wciąż był nieco nieobecny i pusty, jednak starała się trzymać gardę.
― Nie sądzę, żebym potrafiła ― odparła w końcu. Sama najwyraźniej nie rozumiała, jak tego dokonała. Doszczętnie zniszczyła krajobraz parku, ale skoro nie była w stanie go odbudować, nie mieli na co czekać. Wciąż musieli dotrzeć do Punawai. Kolec ześlizgnął się z kolan Cody'ego i przewędrował na ramię May, gotowy do drogi.

CZYTASZ
DOM ŻYWIOŁÓW// fantasy ya
FantasíaTOM PIERWSZY PENTALOGI Z UNIWERSUM PIĘCIU KRAIN. Kiedy Gildia Wyzwolonych zaczyna się odradzać, zarządcy Pięciu Krain przypadkiem odnajdują na ziemi ogromne skupiska eteru. Okazuje się, że wytwarza je pewna nieokiełznana spektryczka. Zlecają więc g...