Rozdział Dwudziesty

13 2 0
                                    

Marco

Odwiedzałem ją rzadko musiałem zająć się interesami, ale wiedziałem, że jest w dobrych rękach swojej mamy no i mojego brata, ale co do niego to nie byłem pewien.

Rano zadzwonił do mnie lekarz ze szpitala:

L: Witam Panie Rizzoni przepraszam, że dzwonię tak wcześnie.

M: Czy coś się stało Mii?

L: Nie. Właśnie dostałem jej wyniki i z tego co widzę jest już wszystko w porządku i postanowiłem ją dzisiaj wypisać do domu. Zaraz będę mieć obchód i ją powiadomię

M: To fantastycznie. Mnie nie będzie w szpitalu, ale za to

L: Ale za to jest pański brat, szczerze to nie wierzę, że jesteście braćmi.

M: To jest cały Marcello. Panie doktorze dziękuję panu za opiekę nad Mią.

L: Panie Rizzoni nie ma za co, dobrze pan wie, że jestem na pańskie zawołanie. Do widzenia.

M: Do widzenia. Rozłączyłem się.

Byłem szczęśliwy, że już dzisiaj wyjdzie ze szpitala i wróci do mojego domu.

Zobaczyłem stertę dokumentów na biurku i aż ręce mi opadły, kurwa, kiedy ja to skończę powiedziałem na głos, przez dwa miesiące byłem tylko w szpitalu przy Mii a teraz muszę to nadrobić. Spojrzałem na zegarek była 10:00 pomyślałem, że Mia już wie, że wychodzi ze szpitala, a ja ciągle przeglądałem dokumenty i podpisywałem, gdy nagle ktoś zapuka do mojego gabinetu. Proszę wypowiedziałem zmęczonym głosem.

Nie chce przeszkadzać oznajmiła Sara, ale chciałabym Ci powiedzieć, że dzwonił Marcello, że Mia dzisiaj wychodzi i muszę przywieźć jej rzeczy. Czy chcesz jechać ze mną?

Przepraszam, ale nie mogę mam za dużo pracy. Weź jednego z moich ludzi, żeby Cię zawiózł do szpitala. A później wrócisz z Mią tutaj.

No właśnie Marco o tym chciałabym z tobą porozmawiać.

Ale o czym spojrzałem na nią ze złością.

Nie denerwuj się, ale pomyślałam, że jak już mój były mąż nie żyje i Mii nic nie grozi to chciałabym wrócić z nią do domu.

No przecież wrócicie tutaj.

Nie zrozumiałeś, chce wrócić z nią do naszego domu tam, gdzie przez ostatnie 5 lat mieszkałyśmy.

Ale Saro wstałem od biurka i udałem się do barku, nalałem sobie whisky do szklanki i spojrzałem się na kobietę. Przecież tutaj jest też wasz dom.

Nie Marco! Byłyśmy tutaj ze względu na mojego byłego męża, chciałeś nas chronić i jednocześnie go złapać. Udało Ci się to kosztem mojej córki. Wiesz co poczułam jak zobaczyłam ją całą we krwi i leżącą na podłodze?

Rozumiem, ale......

Nie ma żadnego ALE panie Rizzoni już spakowałam siebie i Mię i wracamy do domu do swojego domu i do tego życia, które miałyśmy nim poznałyśmy was.

Zacisnąłem ręce w tedy szklanka pękła a bursztynowa ciecz rozlała się na podłogę nim się zorientowałem kobiety już nie było, słyszałem, jak samochód odjeżdża.

Zrozumiałem w tedy że nie pożegnałem się z Mią chciałem jej wszystko wytłumaczyć, już nigdy nie spojrzę w jej zielone oczy. Już nigdy nie przejdzie po mnie dreszcz pożądania, które czułem w jej obecności. Chodź to wszystko co się stało było przeze mnie, to wiedziałem, że nie odpuszczę w końcu jestem Rizzoni i zawsze to co chciałem otrzymywałem.


W Blasku KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz