Baltimore&Crew

2.3K 104 648
                                    

Bezsprzecznie mogę powiedzieć, że wygrało właśnie to ff. Skoro większość zadecydowała to niech demokracji stanie się za dość. A poza tym, wesołych świąt słońca. Oto mój prezent dla was: ten rozdział <3

''Każdy kryje jakieś historie, które zostawiły ślad na czyjejś tożsamości. Tak jak ten zamek skrywający tysiące tajemnic, tak ty starasz się je ukryć. Ale zawsze znajdzie się choćby ten jeden wścibski wariat, który postanowi cię odkryć, tak samo jak te tajne, zamkowe korytarze.'' 

Felix stał nieopodal głównego wejścia do szkoły. Skryty w cieniu drzewa obserwował nadjeżdżające zewsząd auta. Ostatni przejaw współczesności w tym miejscu. Wiedział, że za tymi wielkimi wrotami, które pełniły główne wejście do placówki, czeka już na niego wicedyrektorka. Ale jakoś w tej chwili nie ciągnęło go do przekroczenia progu jego nowej szkoły. Tylko dlaczego? Przecież truł własnej rodzicielce przez cały poprzedni rok, że chce się tu uczyć? Więc co go blokowało? Jeszcze raz spojrzał na opływowe i połyskliwe samochody wjeżdżające raz po raz na przedplac szkoły. To właśnie one były sprawcami jego niemałych obaw. No może nie do końca one, a bardziej ludzie wysiadający z nich. I tu pojawia się następne niedopowiedzenie. Bo wysiadający wcale nie byli ludźmi. Byli istotami cienia, żyjący w całkowicie innym świecie niż śmiertelnicy. W świecie wypełnionym magią, krwią, pełnią i śpiewem. W świecie kryjącym się za tym zwykłym, normalnym, gdzie szary człowiek chodzi do pracy, robi zakupy i ogląda telewizję.

Ale tutaj było inaczej. Nikt nie krył się z niczym, wręcz obnosił się ze swoim pochodzeniem. Bo szkoła Baltimore&Crew to było jedyne miejsce w promieniu tysiąca set kilometrów, a może nawet i na kontynencie, gdzie nikt z niczym nie krył się. Bo do tej szkoły rodzice wysyłali swoje magiczne dzieci: Wampiry, Wilkołaki, Syreny i Czarodziejów.

Felix jeszcze raz westchnął pod nosem i zbierając w sobie całą odwagę wychynął z cienia dębu, i skierował się do potężnych drzwi wejściowych, do której podążało mnóstwo innych uczniów. Lee czuł się nieswojo patrząc na witających się między sobą nastolatków ubranych w granatowe mundurki. Sam na sobie miał taki sam. Wchodząc po szerokich schodach muskał palcami kamienne kolumny stojące co kilka schodków. Znał je dobrze, ich chłód uspokoił jego rozszalałe serce, poczuł się pewniej. Mimo, że dopiero w tym roku zaczynał naukę w tej szkole na drugim roku, to przecież całe zamczysko znał doskonale. Mieszkał tu odkąd skończył trzynaście lat. Jego przybrana matka pracowała tu i mieszkała przez cały rok akademicki, w rezultacie on razem z nią. W ostatnie wakacje ubłagał ją o wysłanie go na normalny rok akademicki do szkoły, by wreszcie nauczył się jakiś przydatnych rzeczy o magii i czarowaniu.

Dlatego teraz zmierzał po schodach do głównego wejścia, którym jeszcze nigdy nie miał okazji wchodzić do zamku. Słowo zamek jest tu nie adekwatne do faktycznego stanu rzeczy. To można by prędzej nazwać kompleksem zamkowym z wielkimi połaciami dzikiej puszczy ''Ignis Arboes'' zwanej potocznie ognistym lasem oraz dostępem do Jeziora Łez Słonych, którego powierzchnia pokryłaby spokojnie osiem stadionów piłkarskich. Sam kompleks składał się z kilku części, a dokładniej z 5 budynków. Największy, główny, w którym znajdowało się większość sal, gabinet dyrektorki, wielka aula oraz kantyna, znajdował się w centralnej części. Połączony z nim trzema korytarzami przechodziło się do Wieży Życzeń, w której mieszkali czarodzieje i czarownice. Z wieży i głównego budynku można było wyjść na główny dziedziniec. Gdy szło się dalej po lewej stronie stała wielka Czerwona Rezydencja, siedziba wampirów. Wokół niej porastał ogród. Za rezydencją znajdywał się Szary Pałac, w którym mieszkały syreny. Stamtąd prowadziła najkrótsza droga do jeziora. Po całkowicie przeciwnej stronie, na skraju ognistego lasu, jak drzewo, wyrastał ostatni budynek nazywany Księżycowym Dworkiem. W nim pomieszkiwały wilkołaki.

Dziedzictwo Krwi {Hyunlix}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz