Opatrzył rany tylko dla zasady no i żeby przypadkiem nie odkryć swoich umiejętności. Pod białymi bandażami czuł jak rany powoli zasklepiały się. Zdziwiło go tylko, że tak szybko nastąpił proces leczenia, ale szybko o tym zapomniał. Musiał skupić się na swoim zadaniu. Taszczył teraz na plecach kołczan pełen strzał oraz łuk. Dodatkowy balast nie robił na nim różnicy bo na treningach Feurick kazał mu czasami biegać z głazami na plecach. Jedynie co czuł to to jak jest obolały po starciu z mechanicznym bykiem. Poruszając się dalej po dachach budynków zmierzał do świątynnego wzgórza.
O dziwo nie zauważył nikogo po drodze. Czyżby już wszyscy tam dotarli? Dachy się skończyły, a zaczął się stromy klif. Półka skalna nie zachęcała w ogóle do wspinania się po niej, ale nie chciał marnować czasu na szukanie jakiejś lepszej drogi. Ściągnął kołczan z ramienia. Gdy wcześniej oglądał strzały rzuciła mu się taka z dziwnym grotem i małą obręczą przytwierdzoną do drzewca. No tak, wystarczyło mieć tylko jakiś sznur. Tego nie musiał długo szukać. Do dachu starego domostwa była przyczepiona lina na pranie. Bez żadnych oporów pociągnął ją w swoją stronę, przymocował do strzały i zaczął się modlić by jego zdolności łucznicze zdały tym razem test. Naciągnął cięciwę do granic możliwości przy tym napinając barki. Musiał uważnie wycelować, w miejsce gdzie zaczynały się lepsze możliwości do wspinania się. Wypatrzył punkt i z duszą na ramieniu puścił cięciwę. Kąt był dość ciężki, a trafienie z takiej pozycji niemal graniczyło z cudem, ale strzała jakoś wbiła się w szczelinę skalną i zaklinowała się. Był to niemal cud, albo po prostu coś Felixowi pomogło. Chwycił niepewnie linę. Cóż nie miał większego wyboru. Opierając stopy o skały zaczął mozolnie wchodzić po ścianie. Skupiał się jedynie na stawianiu stóp w bezpiecznych miejscach, więc nawet nie zerkał w dół. Dotarł do momentu lekkiego przechylenia terenu i wtedy właśnie lina się skończyła. Musiał wchodzić już o własnych siłach. Wystające korzenie i coraz częstsze kawałki ubitej ziemi pomagały mu w tej dziwnej wspinaczce. Wreszcie teren zaczął się wyrównywać, a Felix znalazł się wreszcie na wielkim tarasie skalnym czyli na świątynnym wzgórzu. Te budowle były jeszcze większe niż na dole w mieście cały rynek ze Stoa (budynki wkoło rynku w starożytnej gracji) czy hipodromem. Majestatyczne budowle z kolumnami w trzech porządkach z kopułami i licznymi zdobieniami sprawiały, że człowiek chciał ugiąć się pod ich naporem.
Felix przemykał w ich cieniu i sprawdzał teren, ale nikogo nie zauważył co jeszcze bardziej wzmogło w nim niepokój. Musiał wymyślić gdzie skarby różnego pokroju mogły być przechowywane. Czy znał jakiegoś boga od skarbów? Hmm... Samo runo zostało zesłane przez Zeusa w postaci baranka, który uratował dwójkę dzieci. Ale czy taki skarb został by schowany w świątynni największego boga, gdzie każdy przychodził się modlić? No raczej nie. Więc może miejsce, które odstraszało a jednocześnie było skrytką? Idealnym miejscem byłaby świątynia poświęcona Hadesowi.
No to teraz musiał ją znaleźć. Przechodząc obok budynków wypatrywał jakiś znaków szczególnych, ale nigdzie nie mógł wypatrzeć niczego podobnego dla Hadesa. Ten bóg należał do wielkiej trójki, powinien mieć świątynię dość wyróżniającą się. Felix zawędrował niemal na koniec wzgórza a budynki, świątynie i inne nie były ani trochę podobne do tego czego konkretnie szukał. Gdy chciał się już poddać zobaczył mały otwór w ziemi, a bardziej klapę.
Podszedł do nie zaciekawiony. Obok widniała tabliczka z wyrytym dziwnym znakiem, jakby półkole osadzone na kresce a w nim czarne, wypełnione koło. Była to zapewne runa grecka. Felix nie potrafił jej odczytać, ale jego instynkt podpowiadał mu żeby zejść jednak na dół. Ledwo mieszcząc cały łuk wszedł do dziury i zatopił się w ciemnościach. Wzrok szybko się dostosował bo odkąd przestał brać tabletki na wyciszanie wilczej natury jego zmysły wyostrzyły się nadnaturalnie i włączały instynktownie.
CZYTASZ
Dziedzictwo Krwi {Hyunlix}
FantasyCztery nacje, które żyją ukryte w cieniu ludzi od wieków: Wampiry, Wilkołaki, Syreny i Czarodzieje. Wszyscy kryją się za woalem normalności. Ale jest jedno miejsce, w którym nikt nic nie ukrywa i nie udaje. No może poza nowym uczniem drugiego roku...