Rozmowy dnia powszedniego

856 96 362
                                    

Przewracał się z boku na bok. Było duszno i zastanawiał się czy nie otworzyć okna w dormitorium. Ale nie chciało mu się podnosić czterech liter by ulżyć sobie tej duchoty. Nagły powiew świeżego powietrza zdziwił go, po chwili do jego nozdrzy doszedł dobrze znany już zapach. Słodkie cytrusy pomieszane z wonią zakwitłych róży. Potem zrozumiał, że nie jest sam. Podniósł się na łokciach omiatając wzrokiem pokój. Nie musiał długo szukać. Do komnaty wpadała jasna łuna księżyca i rozświetlała większość wnętrza. Nieproszony gość stał w kącie, tuż przy lustrze.

Jak on u licha dostał się tutaj? To było jedyne pytanie, które nurtowało Felixa. Oboje wpatrywali się w siebie i żaden z nich nie poruszył się o choćby milimetr.

- Na wszystkich kami (bogów), Hwang skąd żeś się tu wziął?!- rzucił wściekłym szeptem gdy spojrzenie starszego stało się nie do wytrzymania. Lecz ten nic nie odpowiedział tylko ruszył w jego stronę.

Ciemność nocy utrudniała w trzeźwym osądzie, a Lee zorientował się, że jest w niebezpieczeństwie dopiero gdy Hyunjin był nachylony nad jego twarzą. Został zamknięty pomiędzy dwoma wyprostowanymi ramionami opierającymi się o zagłówek łóżka.

- Co ty robisz idioto?- znów zapytał szeptem, który ledwo wydostał się z zaciśniętego gardła. Nie dostał wszakże żadnej odpowiedzi.

Twarz Hyunjina przybliżyła się tylko o parę dobrych centymetrów do tej jego. Tęczówki starszego błyszczały przytłumioną czerwienią, a złote plamki tylko dodawały im piękna. Hwang zwilżył swoje usta i jeszcze bardziej zmniejszył dystans dzielący ich. Felix wstrzymał oddech. Odpowiedzi nie raczył dostać, ale ten drobny szczegół wyleciał mu z głowy totalnie gdy poczuł jak ich nosy stykają się. Wampir jeszcze raz rzucił powłóczyste spojrzenie w stronę oczu Lixa i spuścił wzrok na usta w kształcie serca.

Moment gdy ich usta się spotkały był elektryzujący. Starszy wpił się w jego wargi jakby zależało od tego jego życie. Lee nie wiedział co się działo, w jego głowie wybuchł totalny tajfun burząc porządnie poukładane myśli. Czuł jak starszy podgryza jego dolną wargę prosząc o dostęp. Nie za bardzo zdawał sobie sprawy co robił. Otworzył usta i pozwolił starszemu przejąć kontrolę. Ten padał jego wnętrze i zachęcał do wspólnego tańca. Felix czuł jak starszy tym pocałunkiem wysysa z niego energię. Gdy w końcu zabrakło im tchu oderwali się od siebie. Pomiędzy ich ustami powstał cienki mostek śliny iskrzący się w blasku księżyca. Czarodziej widząc go zrozumiał co właśnie przed chwilą się wydarzyło. Dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie a ciężki oddech wydostał się z ust, powodując, że to cienkie połączenie urwało się. Ale Lee nadal czuł, że w jakiś sposób ta dziwna więź wytworzona pocałunkiem została. Ze strachem spojrzał ponownie w oczy wampira. Były puste, niemal martwe, nie błyszczały się już tak pięknie jak przed chwilą.

- Coraz bliżej. Za niedługo...- chropowaty głos, w ogóle nie przypominający tego Hyunjina wydostał się spomiędzy jego warg.

Przemożna fala strachu wzięła go w swoje objęcia i wycisnęła resztkę tlenu z płuc. Czuł jakby tonął, nie gorzej. Jakby najdrobniejszy jego kawałek ciała zamieniał się w kamień.

Obudził się zlany potem. To był tylko sen. Oddychał ciężko, czuł się jak szczupak wyrzucony na piasek. Obrzucił całą komnatę wystraszonym spojrzeniem jakby spodziewając się, że zasta tutaj tego natręta Hyunjina. Ale nie zobaczył nic, ani nic nie usłyszał oprócz miarowego oddechu swojego współlokatora. To był tylko sen.

Następnego ranka był średnio wyspany i miał zły humor. Wszystko go drażniło, a najbardziej mordy każdego napotkanego z rana wampira. Nie pomagał fakt, że noga nadal pulsowała tępym bólem i próbowała się regenerować co oznaczało zużywanie dość pokaźnych zapasów energii. Czarę goryczy przelało spotkanie dwóch czarodziejów z ostatniej klasy. Wpadł na nich przez przypadek w bocznym korytarzu prowadzącym do drugiego wejścia na kantynę.

Dziedzictwo Krwi {Hyunlix}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz