Za woalem codzienności

944 93 304
                                    

Han wiedział, że to co robi to najgłupsza rzecz na świecie. Zdawał sobie też sprawę, że wielu ludzi gdyby się dowiedziało co on wyrabiał z własnej woli patrzyłoby już na niego do końca życia z obrzydzeniem. A co by powiedział Felix gdyby się tylko dowiedział? Han wolałby nawet nie rozważać takiego scenariusza. Fakt, byli teraz pokłóceni, a Ji unikał piegusa jak ognia, ale to tylko dlatego, że martwił się o niego. Ten głupi wyskok z torbą, ten idiotyczny pomysł... Han naprawdę nie chciał by jego najlepszy przyjaciel przechodził przez to samo co on. Nie daj bogowie, a by wampiry złapały Lixa na gorącym uczynku.

No dobra ale wracając do kluczowego problemu. Co robił właściwie Han? Oddawał się ostatniemu zajęciu, któremu w ogóle nie powinien. Ale to był jego pomysł. To on nalegał na Minho, że chce mu się jakoś odwdzięczyć. No to się właśnie odwdzięczał, własną krwią. I nie powinien się nikomu przyznawać, nawet przed samym sobą, ale podobało mu się to. To uczucie gdy zimne kły wpijały się w jego skórę, gdy ciepłe wargi przesuwały się wzdłuż szyi. Gdy Minho wysysał z niego krew czuł się jak na haju. Dowiedział się później, że to za sprawą jadu, którym wampiry unieruchamiały swoje ofiary. To uczucie uniesienia, ta euforia uderzająca do jego zmaltretowanego umysłu. Uzależnił się od tego uczucia, to były te rzadkie momenty kiedy zapominał o bólu, o wszystkich problemach. Uciekał do Lee wtedy gdy szkolne wydarzenia aż za nadto dawały mu w kość. W jakiś sposób ta ucieczka w ramiona, a bardziej kły starszego była jego ostatnią deską ratunku utrzymująco go na powierzchni.

Poznali się bliżej na początku drugiego semestru pierwszej klasy. Han słyszał, że Minho powinien być w klasie wyżej, ale z tajemniczych przyczyn zrezygnował z niej i poszedł o rok później. Od samego początku on i Hwang wyrobili sobie reputacje. Nikt nie chciał z nimi zadzierać. A Han... No cóż. On również wyrobił sobie pewną renomę, a bardziej wpakował się w niezłe tarapaty już na początku swojego pierwszego roku.

Ich pierwsze spotkanie odbyło się na tyłach szklarni. Han opierał się o kawałek muru siedząc na ziemi. Bolało go wszystko, żebra, ręce, żołądek, każde miejsce które oprawcy zdołali dosięgnąć. Jego poszarpana koszula i mundurek ledwo na nim wisiały. Dodatkowo wokół niego utworzyła się mokra plama, wynik wylania na jego głowę wiadra z brudną wodą po myciu zasyfionej podłogi szklarni. Nie miał już siły nawet płakać. Z zamkniętymi oczami modlił się o śmierć. I prawie ją dostał, bo cichy szmer obok niego przyprawił go o zawał serca. Otworzył natychmiast oczy i zobaczył postać. Jeszcze jego mu tu brakowało, ale nie odezwał się ani słowem. Minho otaksował go spojrzeniem całkowicie obojętnym.

- Chcesz zapalić?- zapytał, a Jisung zaczął się zastanawiać w jakim niby uniwersum się znalazł.

- Nie pale jakiegoś śmiertelniczego gówna.- rzucił by wampir odczepił się od niego. Ten oschły ton wyszedł mu przypadkowo, to była jego reakcja obronna organizmu. Zawsze udawał twardego by ci silniejsi odwalili się jak najszybciej. Czasem to działało, a czasem nie, a czasem przysparzało mu następnych problemów.

Lee Know był lekko zaskoczony tym bojowym nastawieniem. Jeszcze nigdy nie zwrócił się do niego w tak otwarty sposób. Przykucnął przed zmaltretowanym nastolatkiem i chwycił jego mokre włosy.

Han gratulował sobie w duchu, że właśnie znowu jego cięty język wpędził go do grobu. Minho wyglądał jakby miał za chwilę przywalić jego głową w beton, o który się opierał. Zdziwił się niebotycznie gdy poczuł delikatne przesuwanie palców po jego czaszce.

- Masz rozcięty łuk brwiowy i ranę na czubku głowy. Idź z tym do medyka.- powiedział.

Han przypatrywał się jego tęczówkom, które błądziły po jego ranach. Nie wiedzieć czemu poczuł wściekłość. Wyrwał kucającemu wampirowi paczkę z papierosami. Wyciągnął jednego.

Dziedzictwo Krwi {Hyunlix}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz