Przygotowania

847 96 234
                                    

Felix już po pierwszym tygodniu miał dosyć. To coś co serwował mu Feurick to wcale nie był trening, to była rzeźnia. Najtrudniejsze nie było wcale wstawianie na piątą rano. Najtrudniejsze było nie zasypianie na lekcjach po morderczej dawce ćwiczeń. Po tych porannych sesjach czuł się jakby ktoś przejechał go walcem, a potem zebrał grabiami i wywalił do śmietnika. Naprawdę tak się czuł gdy szedł ledwo żywy na śniadanie, a pod koszulą po jego plecach spływał niewytarty pot. Obrzydliwe uczucie. Z wyznaczonym jadłospisem miał lekki problem. Musiał wmuszać w siebie porcję jedzenia, których jeszcze nigdy w takich ilościach nie pochłaniał. Natomiast z zasypianiem o dwudziestej pierwszej nie miał żadnego problemu. Po całym dniu treningów, bo jednego z samego rana i drugiego wieczorem, oraz po nieustających lekcjach Felix był tak padnięty, że od razu po umyciu się wykładał się na łóżko i zasypiał. Ale nie ważne jakby był zmęczony od czasu do czasu śnił mu się Hyunjin. Nieustannie w takim samym wydaniu. On w jego dormitorium, czasami tylko stał i się przypatrywał, czasami wodził swoimi długimi palcami po ciele Felixa jakby badając jego mięśnie, a czasami w sennej scenerii Lix znowu kosztował tych pełnych warg. Ale to ostatnie zdarzało się rzadko.

I.N pytał co Felix robił tak z samego rana i gdzie znikał po południu. Lee wiedział, że nie będzie mógł trzymać tego przed młodszym w ciągłej tajemnicy. Ale zwlekał z powiedzeniem prawdy, do czasu pewnego śniadania.

Na sam koniec miał wykonać pięćdziesiąt uderzeń pięściami w pień drzewa. Bardzo bolesne zajęcie i wymagające dużej ilości energii. Za każdym razem gdy Feurick widział, że uderzenia Felixa słabną smagał go po ciele ostrymi podmuchami wiatru. A to było bardziej bolesne niż uderzanie w pień. Po całej mordędze okazało się, że wyjątkowo dzisiaj zajęło mu to dłużej co oznaczało, że jeżeli chce zjeść musiał iść na kantynę bez kąpania się. Ledwo biegnąc owijał sobie kostki świeżymi bandażami, które wręczył mu profesor. Zaznaczmy tylko, że profesor wiedział doskonale ile ciało przeciętnego czarodzieja mogło wytrzymać i dbał o zdrowie swojego wychowanka. Gdy podczas sesji ćwiczeń Felix doznawał jakiś kontuzji profesor od razu leczył je na ile potrafił i podawał mu lecznicze maści. Noga Felixa całkowicie się zagoiła, o dziwo coraz więcej ruchu dobrze wpływało na jej stan.

Wpadając do sali, starał się jak najmniej zwracać na siebie uwagę. W drzwiach prześlizgnął się pomiędzy dwoma wampirami i usiadł na swoim stałym miejscu. Zaczął szybko jeść, chociaż śniadanie ledwo przechodziło mu przez gardło. Był już w połowie posiłku gdy wreszcie zjawił się Jeongin. Siadając obok niego skrzywił nos.

- Stary, daje od ciebie jak z dziesięciu męskich szatni po treningach. Co ty niby robisz, co?

- Miałem nadzieję, że nie jest tak źle.- westchnął i pociągnął nosem sam go marszcząc.- Muszę przed lekcjami pójść się wykąpać...

- Nie zdążysz.- przerwał mu młodszy zatapiając łyżkę w misce z płatkami.- Mamy dziesięć minut do lekcji. A pierwszą mamy z Valahielem. Na to raczej nie chcesz się spóźnić.

- Rany boskie to co mam zrobić? Przecież nie pójdę tak! Ten stary cap za sam mój zapach wstawi mi szlaban. Nie ważne, którą opcję wybiorę i tak dostanę sprzątanie biblioteki, albo co gorsza kibli na drugim piętrze.

Po tym wywodzie poczuł lekki dreszcz przebiegający po kręgosłupie. Ktoś się w niego wpatrywał. I nie ktoś.

Hwang wszedł właśnie do kantyny i pierwsze co poczuł to wszechogarniający go zapach. Znał go już bardzo dobrze, ale nigdy jeszcze nie był tak intensywny. Wyszukał wzrokiem Felixa, który dzisiaj wyglądał jakoś inaczej. Jego wciąż mokre włosy odgarnął właśnie w tył. Hyunjin stwierdził w duchu, że blondyn wyglądał całkiem pociągająco. I jak na zawołanie Lee spojrzał się właśnie na niego. Hwang uśmiechnął się wyniośle i wpatrzył w drobną postać.

Dziedzictwo Krwi {Hyunlix}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz