Rozdzial XIV

53 1 4
                                    

W niewielkim pomieszczeniu panował półmrok, a jedyne błyszczące światło unosiło się nad kamiennym przedmiotem podobnym do misy lub zlewu bez kranu. Myslodsiewnia znajdowała się na ciemnej komodzie. Czarnowłosa kobieta zbliżyła się do naczynia z fiolką w ręku. Jej paznokcie były długie pomalowane na czarno, a skóra blada i sucha. Otworzyła powoli fiolkę, a dziwna niebieska substancja wylądowała wewnątrz naczynia. Kobieta odgarnęła burzę loków i schyliła się, a wraz z dotknięciem tafli wody została wciągnięta. Była teraz obserwatorką i widziała młodsza wersje siebie.
Znajdowała się teraz w zniszczonym pokoju. Ściany były stare obdrapane, z grzybem przy suficie. W rogu stało łóżku z materacem, z którego wystawały sprężyny, a po drugiej stronie zniszczona szafa. Szyba w oknie była pobita, a zasłonki pełne kurzu i dziur. Ogólnie pomieszczenie było pełne brudu i śmieci.
Do pokoju wbiegła drobna prawdopodobnie bezdomna kobieta i podobnie wyglądający mężczyzna. Byli ubrani w dziurawe brudne swetry, stare buty i przetarte jeansy . Mężczyzna miał za długie posiwiałe włosy, kilkumiesięczny zarost i podbite oko, kobieta była szczupła, a jej cera i włosy były zaniedbała. Oboje upadli na podłogę trafieni jasnym światłem z różdżek . Bellatrix zobaczyła wtedy młodszą wersję siebię.
Była dużo młodsza, jej twarz była pozbawiona tych zmarszczek i suńcie pod oczami, które powstały po Azkabanie. Tu ledwo skończyła Hogwart. Jej czarne włosy były spięte w koka, ubrana była w ciemną przylegającą bluzkę i długa czarna spódnicę, a na nogach miała buty na lekkim podwyższeniu. Trzymała w ręku różdżkę, a na jej palcu już widoczna była srebrna obrączka ślubna. Obok niej pojawił się starszy, ale wciąż młody mężczyzna. Ciemnowłosy. Przystojny. Czerwonooki. Ubrany w koszulę i czarne spodnie. Czarny Pan. Jego wyglad był jeszcze normalny, chociaż wzrok przypominał już węża. W tym momencie nie miał jeszcze tylu horkruksów. Objął zimną dłoń dziewczyny przytrzymując jej różdżkę skierowaną w stronę kulących się pod oknem mugoli. Wciąż stojąc w tyle położył jej drugą rękę na ramieniu i szepnął do ucha - Bellatrix znasz zaklęcie- wciąż trzymał jej drugą rękę z różdżką, a wtedy ona po raz pierwszy wypowiedziała te niewybaczalne słowa.
- Avada Kedavra - powtórzyła dwa razy zabijając parkę. A początkowy szok w jej oczach przemienił się w radość i cień szaleństwa.
- Świetnie Bella - Czarny pan odsunął się od niej i podnosząc jej lekko jej twarz za brodę spojrzał w oczy.

Wtedy Bellatrix wróciła do rzeczywistości, odsunęła się od myslodsiewni, a po policzku spłynęła jej pojedyncza łza, którą szybko otarła. Chciała wreszcie od 14 lat poczuć coś innego niż pustkę i smutek. Ale nawet wspomnienia nauk z jej Panem nie dawały jej szczęścia. Tak cholernie tęskniła za życiem, które wiodła przed Azkabanem. Tęskniła za NIM. Za każdą chwilą, spotkaniem i jego dotykiem.
Przed skazaniem stworzyła sobie kolekcję kilkudziesięciu fiolek. Nie chciała utracić w więzieniu tych miłych wspomnień. Przeszło jej przez myśl jaką okropna matka musiała być skoro ciąży i pojawienia się na świecie córki nie zalicza, do tych najszczęśliwszych. Nie zachowała ich i nie mogła przypomnieć sobie wszystkich szczegółów. Gdy próbowała przypomnieć sobie coś z tego okresu jedyne, co jej przychodziło do głowy to poczucie bycia niesprawną. Źle znosiła ten czas, nie mogła uczestniczyć w każdym spotkaniu smierciozercow i misji. Jakby nie była sobą...Nawet nigdy nie chciała tego przechodzić, ale usuniecie tego małego czarodzieja czystej krwi ze swojego łona byłoby jak zdrada.

——
trochę tych rozdziałów jeszcze mam do wstawienia, więc krótszy ale będą też dłuższe, anyway hope u like it

Panna Riddle Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz