Rozdział XV

58 2 0
                                    

Malfoy Manor od rana było sprzątane i zapełniało się różnego rodzaju świecidełkami i dekoracjami świątecznymi.
- Gdzie jest ten cholerny skrzat?!- krzyknęła Narcissa przechodząc po domu.
W kuchni i salonie wciąż panował bałagan, a śmieci z kosza nie zostały wyniesione. Stworek miał zająć się tym godzinę temu oraz przynieść świąteczną zastawę ze strychu, a nigdzie go nie było. W dworku pracowała jeszcze, oczywiście  trójka innych skrzatów, ale każde miało swoje zadania. Bańka - chuda skrzatka z podłużną twarzą, zajmowała się pieczeniem pierników, Krążek- krępy skrzat odgarniał śnieg sprzed domu, a druga mała skrzatka Balbina sprzątała pokoje.
Jak na zawołanie w salonie pojawiła się zgarbiona, niska i widocznie już postarzała postać. Skrzaty w teorii nie powinny opuszczać domu właścicieli, ale Skrzatek był przypisany do rodziny Black i bywał też przy Grimmauld Place 12 w ich domu rodzinnym, chociaż buntował się przeciwko rozkazom Syriusza, który  został wydziedziczony z rodziny. W sumie zwykle pojawiał się tam by odwiedzić samo miejsce.
- Stworek, stworek ma ważną info....- Narcissa przerwała mu trafiając go krótkim cruciatosem.
- Zajmij się swoją pracą, którą zleciłam ci kilka godzin temu, bo następnym razem Bellatrix się tobą zajmie- powiedziała Narcissa.
- Pani Narcisso ... błagam, Stworek ma ważną informację - Narcissa spojrzała na niego z gniewem, a skrzat zakrył się rękami przerażony- Chodzi o Harry'ego Pottera...
- Mów - powiedziała zniecierpliwiona- Tylko szybko.
- Harry Potter przebywa na Grimmauld Place 12 wraz z Syriuszem Blackiem... Pan Syriusz ma dobrą relacje z Potterem- powiedział wciąż zakrywając się rękami, a Narcissa podniosła lekko brew zainteresowana. Wiedziała, że trzeba poinformować o tym Czarnego Pana. Zdawało się, że Syriusz się dobrze ukrywa, ale jak widać nie trudził się za bardzo.

****

W tym samym czasie dziewczyny udały się na zakupy na ulicę Pokątną.
Padał lekko śnieg, do świąt były dwa dni i miała teraz super klimat. Budynki były przyozdobione światełkami, bombkami, choinkami lub zaczarowanymi Mikołajami, a z niektórych miejsc unosił się zapach piernika lub innych potraw. Chociaż nie musiały,bo mógł zrobić je, któryś ze skrzatów to chciały udać się jeszcze na świąteczne zakupy, wyjść z domu, a Rachel chciała również zobaczyć się Nathanem Hathaway'em - swoim chłopakiem. Temperatura była na minusie, ale mimo to ulicą przechodziło wielu czarodziejów, wszyscy ubrani w różnego koloru płaszcze, czapki i szaliki.
Shirley Riddle na te wyjście ubrała długą czarna sukienkę, która sięgała jej do kostek, martensy  i ciemnozielony płaszcz do połowy uda. Miała też szalik w kolorach Slytherinu oraz czarne rękawiczki bez palców i nauszniki w tym samym kolorze.
Natomiast Rachel Lestrange ubrała czarną, ale jeansową krótką spódniczkę, markowe kabaretki. Na nogach miała buty za kostkę z podwyższeniem, a czarny  płaszcz pozostawał rozpięty i odsłaniał ciemnozielony sweter z kaszmiru. Miała na sobie również szal,  który zawinęła tak, że chronił nie tylko szyję ale i włosy, pozostawiają kilka kręconych kosmyków przy twarzy (tzw balaclava).

- Cześć, Easton Zabini - wraz z Nathanem do dziewczyn podszedł inny chłopak i przedstawiając się wyciągnął rękę do Riddle, a później przywitał  się z Lestrange, będącą teraz w objęciach swojego chłopaka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


- Cześć, Easton Zabini - wraz z Nathanem do dziewczyn podszedł inny chłopak i przedstawiając się wyciągnął rękę do Riddle, a później przywitał  się z Lestrange, będącą teraz w objęciach swojego chłopaka. Nie musiał się jej przedstawiać. Znali się już, bo Easton przyjaźnił się z Nathanem.
Nathan miał czarne włosy i porcelanowa cerę, a jego kolega kontrastowo był ciemnoskóry , a jego włosy były niespotykanie białe i lekko kręcone. Miał on w sobie coś hipnotyzującego . Riddle kojarzyła go skądś.
- Hej, Shirley Riddle - przedstawiła się.
- Tak tak, wiem kim jesteś. Byliśmy razem na spotkaniu - ściszył lekko głos by inni przechodnie ich nie uslyszeli - Wiesz jakim...
Miał rację. Stąd Shirley go znała, był on na ostatnim spotkaniu Śmierciozerców.
- Oh tak racja - powiedziała z niepokojem obserwując jak Rachel oddala się z chłopakiem coraz bardziej.
- Wiesz co Shirley, spotkamy się za dwie godziny w  Krzywym Zwierciadle ?- Rachel odwróciła się do koleżanki, miała  na myśli jeden z pubów na Nokturnie, w którym nie spotykało się zdrajców krwi i mugolaków.
- No cóż no dobrze...- powiedziała Riddle zwalniając kroku i niepewnie patrząc na chłopaka. W sumie nie miała wyboru się nie zgodzić, bo Rachel była już daleko z przodu zajęta rozmowa z Nathanem, ale nowa sytuacja ją trochę zmieszała. Myślała, że spędzi czas z Lestrange, nie spodziewała się, że będzie musiała poznawać kogoś nowego. Nie wiedziała nawet o czym zacząć rozmowę.
- Okej no to jakie masz plany ? Co byś chciała odwiedzić - spytał chłopak bez widocznego zakłopotania nowa sytuacja- Osobiście poszedł bym od razu na Nokturn.
Dziewczyna nie miała planu, szczerze nie wiedziała też co chciała robić Rachel poza spotkaniem z chłopakiem. Co mogła chcieć jej matka i Malfoy'owie na święta ? Przecież mieli wszystko.
- Hm myślę, że możemy tak zrobić - zawrócili idąc w stronę ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
Była to ulica prostopadła do Pokątnej. Przejście do niej znajdowało między dwoma zamkniętymi zniszczałymi lokalami. Ulica pozbawiona była klimatu świątecznego, a wszyscy przechodnie chodzi w ciemnych szatach i kapturach. Zabini złapał skołowaną Shirley za rękę i poprowadził w stronę sklepu Borgin and Burkes. Dziewczyna była na tej ulicy w zeszłym roku, ale nie czuła się zbyt pewnie, mimo swojego pochodzenia. Nie wiedziała gdzie jest jaki punkt i czy ktoś przypadkiem jej nie zaatakuje. Przechodnie rzucali czasem złowrogie spojrzenia spod kapturów. Blondyn nie zwracał na to uwagi.
- Chyba kojarzysz mojego młodszego brata Blaise'a? - dziewczyna kiwnęła głową. Przyjaciel Malfoy'a. Faktycznie byli do siebie podobni, z tą różnicą, że jej rozmówca był blondynem i był wyższy.- Chce mu kupić coś śmiesznego, ale takiego wiesz... hm czarno magicznego. Tu powinno się coś znaleźć.
-Ile lat was dzieli? - spytała zauważając, że nie kojarzyła zbytnio chłopaka ze szkoły.
- Cztery. Ukończyłem Hogwart dwa lata temu- odpowiedział i otworzył dziewczynie drzwi do sklepu.
Ciężko było określić asortyment sklepu, bo półki od podłogi do sufitu były pełne różnych przedmiotów. Różne zakurzone pewnie wiekowe książki, biżuteria, kule, figurki, słoiki z dziwną zawartością, z martwymi stworzeniami w formalinie lub innym specyfiku, zaraz obok słoiki i fiolki z płynami, gdzieniegdzie stały jakieś czaszki, a na ścianach wisiały obrazy, które podobnie jak te z Hogwartu śledziły wchodzących wzrokiem. Wszystkie postacie miały jednak zaszyte usta. Uwagę Shirley przykuła kula, przypominała takie, który przy potrząśnięciu wypełniały się śniegiem, jakie widziała w sierocińcu w okresie świątecznym. Wpatrywała się w nią ale zamiast białego pyłu wewnątrz widoczne były przerażające krzyczące  twarze, wykrzywione z bólu oraz  ciemny czarnyogień. Już wyciągała rękę, by podnieść i bardziej przyjrzeć się przedmiotowi, gdy usłyszała - Nie radzę panienko- Za nią stał sprzedawca.
Stary mężczyzna pasujący wyglądem do sklepu.  Miał potarganą, nieuprasowaną  szatę i rozczochrane włosy, a jego wiek napewno był wyższy niż 60 lat. Miał pomarszczone czoło i groźną minę.
- Co to takiego? - spytała Shirley, widząc gwiazdki przed oczami, gdy przestała patrzeć na kulę.
- Im mniej panienka wie, tym lepiej śpi. Proszę za mną, tutaj będzie cos, co może się panience Riddle spodobać - powiedział i poszedł kawałek, a dziewczyna zdziwiona, że ją zna poszła za nim.
Wyciągnął z kartonu woreczki z czymś co wyglądało jak zasuszony wąż i podał dziewczynie - Do misy z wodą, garść... - przegrzebał drugi karton- Cholera gdzie to jest...o... garść tego- podał dziewczynie drugi tym razem czarny woreczek z proszkiem i zamyślił się - Właściwie cały ten woreczek, powinno być akurat 15 gram i po 24 godzinach zobaczy Panienka.- Shirley zawahała się, ale wzięła od mężczyzny zakurzony woreczek.
Easton wrócił z głębi sklepu trzymając w ręce zawinięty rulon, książkę i karton z jakimiś szklanymi przedmiotami. Podeszli do lady i wyciągnął z niego dwie kolby laboratoryjne i coś co przypominało kompas.
- Hm w sumie reszty nie wezmę - Powiedział, gdy zobaczył cenę reszty przedmiotów z kartonu - I jeszcze to - Pokazał sprzedawcy książkę i rulon, które trzymał pod pachą.
Pan Borgin wywrócił oczami, ale oczywiście skasował i zapakował mu szkło w ochronną folię i torbę. Z głębi sklepu również w stroju wskazującym na to, że tu pracuje wyszedł Grabbe. Widocznie dorabiał sobie tutaj. „W sumie nie każda rodzina czystej krwi byla tak bogata jak Malfoy czy Lestrange „ przeszło przez myśl dziewczynie. Chłopak nic nie mówiąc, nie patrząc na Shirley, podszedł i zaczął zabierać odłożone rzeczy.
- Tylko nic nie stłucz - syknął sprzedawca obserwując chłopaka. Wydał Shirley resztę za jej zakupy, a ona schowała zawiniątka do kieszeni płaszcza.
- Masakra, mam nadzieję, że Blaisowi się spodoba... Oskubał mnie nieźle, Dałem za to 30 galeonów - powiedział do dziewczyny, gdy już wyszli - Ale głupio mi już było tyle odkładać.
Zaśmiał się, a dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Sama też nie sprawdziła ceny zanim zapłaciła, sprzedawca dobrze przekonywał, bo nie planowała nic tam kupić.
- Może pomóc ci coś nieść ?- spytała patrząc jak chłopak męczy się z książką i rulonem, który wyślizguje mu się spod pachy i nie czekając na odpowiedź wzięła przedmioty.
- Jeśli możesz, trochę tego nie przemyślałem- stwierdził Zabini. W obu rękach trzymał juz wielką torbę z zakupami.
Shirley przyjrzała się książce Klątwy i uroki .
Jakoś nie wyobrażała sobie Blaise'a czytającego książkę, więc palnęła
- Twój brat będzie czytał? - i już chciała przeprosić, bo poczuła że nie powinna była tak mówić. Przecież go nawet nie znała, a sama nie lubiła jak w sierocińcu się z niej wyśmiewali. Ale chłopak zaśmiał się i wytłumaczył, że to akurat kupił dla ojca, bo go o to prosił.
- A to co ? - spytała zatrzymując się i chcąc rozwinąć rulon.
- Nie nie nie, nie patrz. Jak rozwiniesz to twoja twarz ostanie uwieczniona na papierze, wraz z informacją, że jesteś poszukiwanym czarodziejem- powiedział na co dziewczyna mruknęła „ciekawe" .
Następnie weszli do Graty i szmaty sklepu podobnego do mugolskiego vintage sklepu z tą różnicą, że było tam wiele unikatowych szat i czarodziejskich przedmiotów. Tematy do rozmów o dziwo im się nie kończyły. Chłopak był bardzo rozmowny i głównie to on opowiadał dziewczynie o swojej aktualnej pracy w Ministerstwie, czy to o rodzinie czy o historiach z Hogwartu. Potem weszli do lokalu, w którym mieli się spotkać z Rachel i Nathanem, gdy śnieg zaczął mocno padać i było już całkiem ciemno.
- Mieliśście być pół gopdziny temu - powiedziała lekko pijanym głosem Rachel trzymając w ręku szklankę z magicznym drinkiem. Siedzieli przy stoliku w rogu tego ciemnego obskurnego pubu, ona przytulona do chłopaka, a przed nimi była druga wolna kanapa. W lokalu było głośno, pełno czarodziejów i czarownic. Wszyscy wyglądali jak spod ciemnej gwiazdy.
Easton poszedł do baru zamówić coś dla siebie i dla Shirley, ignorując Rachel krzycząca, żeby wziął kolejkę shotów.
Spędzili tam następne kilka godzin, nie patrząc na zegarek. W końcu Rachel dopięła swego i kilka razy napili się po shotcie. Lokal był obskurny, ale jako jeden z niewielu sprzedawał alkohol tak młodym osobom, więc finalnie poza magiczną wódką wleciały drinki i ognista whisky.
Śmiechy i rozmowy przerwał im wkurzony Lucjusz, który podszedł do ich stolika
-Co to ma być Lestrange ! Chyba miałyście wrócić do 18?-
Rachel spojrzała na niego, ledwo patrząc na oczy. Chłopcy cali poczerwienieli, a Easton spojrzał na swój zegarek. Była dwudziesta druga. Był najstarszy i poczuł się odpowiedzialny za resztę, zaczął przepraszać pana Malfoya, który ignorując go siłą szarpnął podpitą Lestrange. Shirley wstała sama i ubrała szybko swój płaszcz, też kręciło jej się w głowie, ale nie była w takim stanie jak Rachel. Ta ledwo  stała na nogach i miała problem z trafieniem ręką do rękawa płaszcza, który trzymał jej chłopak.
- Wychodzimy- warknął Lucjusz ciągnąc dziewczynę za ramię.
Chłopcy pożegnali się niezręcznie, ale pan Malfoy rzucił w ich stronę tylko groźne spojrzenie i szybkim tępem wyszli.
- Co to miało być?! Chcesz nas narazić na gniew   Czarnego Pana ?! Już myśleliśmy, że ktoś was złapał !?-  powiedział wkurzony Malfoy, gdy byli już na ulicy, a Rachel wygięła się na bok i zwymiotowała. Shirley próbowała pomóc jej z włosami, ale było już za późno.
Miała brudne kosmyki włosów  i buty. Lucjusz   spojrzał się na nią z obrzydzeniem  i gdy skończyła deportował ich pod Malfoy Manor.

długi rozdział prawie 2 tysiące słów, hope I u like it :)

Panna Riddle Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz