Grudniowe słońce przebijało się przez ciemne zasłony pokoju. Rachel przymknęła oczy, chciała jeszcze spać, bolała ją głowa, ale odwracając się na bok poczuła jak brudna jest. Niechętnie wstała i zobaczyła, że wciąż jest we wczorajszym ubraniu. Jej włosy były posklejane, a w powietrzu unosił się zapach potu i gorzelni. Poczuła też nieprzyjemny posmak w ustach.
Przesada, co ja ze sobą zrobiłam przeszło jej przez myśl. Wzięła z szafy materiałowe spodnie w czarno szarą kratkę i ciemna bluzę i poszła pod prysznic. Mało pamiętała z zeszłego wieczoru.
Gdy dotarli do domu czekała na nich Narcissa i Rudolf Lestrange. Ciotka wydawała się zaniepokojona, nic nie powiedziała, chyba zbyt obawiała się przerywać monologu Rudolfa, o tym jaki wstyd przynosi dla rodziny.
Gdy doprowadziła się do porządku zeszła na parter i jej oczom ukazała sie ogromna choinka stojąca przy schodach, wiele świecących dekoracji i zapalonych świec. Weszła do kuchni i zobaczyła, że jej matka oraz Narcissa jedzą obiad.
- Która godzina ?- spytała zdziwiona Rachel. Była pewna, że nie spała tak długo.
-Szesnasta słońce - powiedziała z ironicznym uśmiechem Bellatrix, a nastolatka usiadła obok niej i oparła bolącą głowę na rękach.
- Chcesz coś na ból głowy? - spytała Narcissa.
- Nie dawaj jej nic. To bedzie kara za to, że chciała przynieść wstyd mojemu nazwisku, upijając się w jakiejś melinie - powiedział Rudolf pojawiając się w pomieszczeniu, a Bellatrix spojrzała na niego złowrogo.
- Nic nie chciałam - powiedziała nastolatka przecierając oczy ręką.
- Trzeba myśleć o konsekwencjach- powiedział Rudolf szukając czegoś w szafce kuchennej.
Bellatrix dopiła kieliszek wina i wstała, zostawiając prawie całą porcję makaronu z sosem i owocami morza. Po Azkabanie nie miała apetytu i przyzwyczajona do tamtejszych racji żywnościowych, bardzo mało jadła. Podeszła do Rudolfa i objęła go od tyłu. Mężczyzna w pierwszej chwili był zadowolony, ale potem poczuł jej zimne palce zaciskające się na szyji.
- Mam ci przypomnieć do jakiego stanu potrafiłeś się doprowadzić Dolf? - Powiedziała opierając brodę na jego ramieniu, była o wiele niższa od niego, ale i tak czasem przerażała mężczyznę.
- Bańka daj mojej córce eliksir na kaca - odsunęła się od niego i krzyknęła, a skrzatka pojawiła się w kuchni po chwili.***
Bellatrix zapukała w ciemne dębowe drzwi gabinetu Sami Wiecie Kogo. Gdy usłyszała wejsc otworzyła je i weszła do środka.
- Panie mój - Powiedziała upadając na kolana, wiedziała, że Lord nie będzie zadowolony, że mu przeszkadza.
Mężczyzna przypominający aktualnie bardziej węża niż ludzka postać stał tyłem do drzwi przy oknie. Obok stało duże biurko pełne jakiś map i papierów. Powolnym krokiem zbliżył się do swojej najwierniejszej sługi. Kobietę ogarnął lęk i masa myśli, że nie powinna była mu przeszkadzać, może to głupie, a powod jest zbyt blachy. Patrzyła w podłogę, a gdy zobaczyła na niej rąbek jego szaty i poczuła, że jest on tak blisko, ogarnęła ją tęsknota. Nie chciała o nim myśleć, nie mogła o nim fantazjować, przecież on mógł sprawdzić jej myśli.
- Co cię sprowadza Bellatrix ?- powiedział zimnym tonem.
- Panie mój... Harry Potter - przełknęła ślinę przerażona wyczekując cruciatousa- Dowiedziałam się ostatnio, żeton jest w stałym kontakcie z... z Syriuszem Blackiem. Panie, pomyślałam, że powinieneś wiedzieć. Można to wykorzystać - lekko podniosła wzrok, ale Czarny Pan nie patrzył w jej stronę.
- Tak Bella, to nic nowego, Lucjusz widział Blacka z Potterem na pokątnej - powiedział Voldemort, a Bellatrix od razu pomyślała o tym, że jej kuzyn potrafił zmieniać się w psa.
Idiota, aż tak by się nie pilnował pomyślała .
- Dokładnie tak, a za głupotę się płaci - Odparł Lord, czytajac jej myśl - Coś jeszcze ?
Bellatrix zakłopotała się. Myślała, że wnosi coś nowego. Chciała spędzić ze swoim Panem choć minutę więcej.
Co prawda od jej wyjścia z Azkabanu minął tydzień, ale widziała go tak mało razy. Lord spędzał większość czasu w swoim gabinecie planując jak pokonać Pottera. Narazie było tylko jedno spotkanie, na którym co prawda Voldemort pochwalił wytrwałość Lestrange'ów, a dla kobiety to było za mało... Ale przecież nie miała na co liczyć.
- Panie... ja chciałabym zgłosić moją córkę, ona nadawałaby się na Śmierciozercę- powiedziała znowu spoglądając na niego. Liczyła, że ten pomysł spodoba się jej Panu, ale on spojrzał na nią złowrogo.
- A czy ja ci wyglądam na przedszkolankę ?- Kobieta poczerwieniała i opuściła głowę szepcząc cicho „nie oczywiście, że nie Panie mój" - Ile ona ma lat? Trzynaście ?
- Będzie mieć piętnaście, ona jest naprawdę uzdolniona.... panie mój - Powiedziała cicho i poczuła jego różdżkę, na szyi, a następnie na przełyku i podbródku zmuszając ją, by spojrzała na niego.
- Uzdolniona mówisz ? To wiele znaczy w twoich ustach Bellatrix - drewniany przedmiot wbijał się w jej podróbek, a kobieta przełknęła ślinę nerwowo- Wolałbym nie mieć wśród swoich uczniów... Ale pomyślę nad tym, możesz wyjść.
Odsunął się, a kobieta wstała i ukłoniła się mówiąc po raz kolejny „Panie mój" zostawiając Voldemorta samego w pomieszczeniu.***
CZYTASZ
Panna Riddle
Fanfiction#97 w Opowiadania - 06.06.2017 #42 w Opowiadania - 22.06.2017 EDIT Czy po prawie 7 latach przypomniałam sobie o tej książce i teraz staram się ją zakończyć bez nadmiaru cringe?możliwe :) Chłopiec , który przeżył i pokona Czarnego Pana czy ta, któr...