rozdział trzeci.

122 11 0
                                    

Ostatnim, czego bym się spodziewała, było to, że Caden zemdleje. Nim z politowaniem pokręciłam nad nim głową, przyjrzałam się swojemu odbiciu w telefonie.

Miałam lekkie wory pod oczami i nie najświeższy makijaż, ale nie wyglądałam wcale tak źle, by na mój widok mdleć.

Choć może padł z wrażenia?

Jego reakcja kompletnie niechęciła mnie do jakichkolwiek dalszych wybryków. Chciałam dzień zakończyć subtelnie, choć dobitnie, a później po prostu wyjść i wrócić do domu. Sięgnęłam po jedną z luźnych karteczek leżących na jego biurku, a wysilając się na styl pisma możliwie najbardziej zbliżony do tego z wczoraj, napisałam dla niego krótką wiadomość. Głupie „Na następnym treningu postaraj się trochę bardziej, niż na ostatnim" powinno być dla niego wystarczająco zaskakujące.

Tygodnie spędzone na badaniu terenu, jak i granic chłopaka samego w sobie; niezliczone dni działania w cieniu i kompletnej ciszy... To właśnie one podsyciły wszystkie grasujące we mnie demony do podsuwania mi na myśl występków coraz śmielszych. Brawura była mi wielkimi literami wypisana na czole, jednak nie obchodziło mnie to już.

Zbyt wiele czasu spędziłam na przygotowywaniu się, by móc się teraz pomylić. Znałam każdy najmniejszy szczegół jego życia, przewidywałam przyszłe kroki, rozmyślałam opcje ucieczki w razie niepowodzeń... Nie mogłam się pomylić.

Siedziałam w ciszy na tyle długo, że aktualnie nie zamierzałam się hamować, skutecznie wprowadzając przy tym w życie wszystkie występki, dotychczas kategoryzowane jedynie jako fantazje.

Caden miał się wreszcie przekonać, że częściej niż słońce, widywały go pewne skryte w cieniu oczy.

Wsunąwszy mu karteczkę do ręki, ruszyłam w kierunku drzwi, a zastany przede mną widok ucieszył mnie cholernie mocno. Westchnęłam pod nosem, po czym zamknęłam za sobą drzwi i przekręciłam klucz w zamku, po czym wsunęłam go sobie do stanika.

– Poradzisz sobie – szepnęłam pod nosem, delikatnie unosząc lewą brew – Łatwo jest dorobić klucze, zaufaj mi.

Wiążąc buty starałam się rozplanować kolejne dni, uwzględniając w tym już niestety całą rodzinę Grantów. Zważywszy na bieg ostatnich wydarzeń i wysoce prawdopodobne rozstanie Cadena i Camille, coraz mocniej skłaniałam się ku jednej z prostszych wizji kotłujących mi w głowie na przestrzeni ostatnich miesięcy.

Może by tak spróbować go uwieść?

Nic nie podburzało męskiego ego równie mocno, jak świadomość bycia wykorzystanym, porzuconym... Bycia zdegradowanym. Choć brunet jeszcze do zeszłego roku szczycił się sławą szkolnego fuckboya, byłam niemal pewna, że znalezienie się po drugiej stronie lustra mogłoby mu nieco zagrać na nerwach.

Sam w sobie był cholernie przystojny, zwłaszcza gdy był względnie trzeźwy i przytomny, więc cały proceder mógłby mi pozwolić na upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu. Z dnia na dzień odczuwałam, jak moje fizyczne potrzeby obrastają w siłę, z czym słodko nieświadomy Caden mógłby mi pomóc.

Czemu zatem miałabym nie spróbować?

Drogę przez las przemierzyłam dziś wyjątkowo wolnym spacerkiem, a nie typowym dla mnie truchtem. Zbyt mocno zajmowały mnie myśli o poprawności planowanego posunięcia.

Nurtowało mnie, czy za sławą szkolnego podrywacza szły również umiejętności. Do granic możliwości ciekawiło mnie, co takiego miał w sobie Caden, że lgnęło do niego aż tyle dziewczyn; nieraz siostra opowiadała mi o tym, ile z jej koleżanek bezpowrotnie traciło dla niego głowę.

Ciemniejsza strona bieliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz