rozdział dwudziesty pierwszy.

46 7 0
                                    

twitter: @dekliinacja + #csbwatt

miłego czytania!

– Dzieciak, nie stresuj się tak – parsknęłam, po czym palnęłam otwartą dłonią w jego udo. – Przecież do końca roku szkolnego zostało w chuj czasu i jeśli nie zdasz tego testu, będziesz miał jeszcze z pięć innych do ogarnięcia. Wyrówna się.

– Nie stresuję się. Wydaje ci się, bo nie spałaś i masz jakieś paranoje – burknął, ostentacyjnie unosząc na mnie brwi. – Zresztą ze mnie też wyłazi to, jak mało ostatnio sypiam i po prostu wyglądam gorzej, a poza tym...

– A poza tym to przestań już szczekać, Grant, i nie graj już na siłę cwaniaka. Imponować to ty możesz niuniom pokroju tej młodej z imprezy, nie mi – zaśmiałam się w tonie zbliżonym do jego, po czym złączyłam nasze spojrzenia. – Serio coś potrafisz. Wychodziły ci zadania gdzieś pomiędzy czwartą trzydzieści, a piątą piętnaście...

– Wtedy akurat natchnęło nas po sesji płaczu.

– Drugiej sesji płaczu – dopowiedziałam, kręcąc głową z rozbawieniem. – Grant, myśmy nie płakali nad trupem tyle, co nad matematyką, rozumiesz to?

– Dlatego właśnie chciałbym cię gdzieś zabrać dziś wieczorem – rzucił niespodziewanie, uśmiechając się podstępnie. – Jestem w dość sporym szoku, że spędziłaś ze mną czas i to w taki sposób. No, a przy okazji mnie ani nie wkurwiałaś, ani nie atakowałaś... Muszę się zrewanżować.

Caden, spędziłam z tobą ten czas, bo to była część mojego planu. Ledwie zdawałam matematykę, więc wiedziałam, co podpowiedzieć, żeby wyniki wychodziły nie takie, jak trzeba.

– Chcesz mnie gdzieś zabrać? Ty? – prychnęłam, w głowie rozkładając na czynniki pierwsze każdy możliwy podstęp. – Skąd ta nagła zamiana nastawienia względem mojej osoby?

– Mógłbym ci zadać to samo pytanie, ale nie obchodzą mnie szczegóły. Przestałaś mnie nachodzić jak ostatnia świruska i nie robisz mi szczególnej krzywdy, więc ja tobie też nie będę. Ty jesteś spoko, to i ja.

Aktor z ciebie taki, jak i matematyk.

– Przejdź do konkretów.

– Przyjadę po ciebie o dziewiątej...

– Nigdy w życiu nie zbliżysz się do mojego miejsca zamieszkania, Grant. To ja będę u ciebie o dziewiątej – przerwałam, unosząc na niego lewą brew.

– Nieważne. Widzimy się wieczorem, jeśli tylko nie skoczę z okna przez to kurestwo – mruknął, po czym rzucił na mnie szybkie spojrzenie. – Dzięki, że zostałaś, serce.

– Serce? – bąknęłam, niemalże dławiąc się powietrzem.

– Serce – przytaknął, uśmiechając się dumnie. – Serce mnie przez ciebie boli, jak sam skurwysyn, głowa zresztą też. No, a ty masz tu taką bliznę – dodał, przejeżdżając dłonią po mojej łopatce – w kształcie serduszka. Tak więc serce.

Zmarszczyłam brwi, a chłopak spojrzał jedynie na zegarek i wysiadł z samochodu, po czym pognał w stronę szkoły.

– Zapytaj o genezę tej blizny, a przebiję ci łeb na wylot – stęknęłam pod nosem, po czym wsparłam głowę na kierownicy. Kompletnie nie obchodziło mnie to, że klakson spłoszył sporą grupkę mijających mnie uczniów.

Ciemniejsza strona bieliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz