Rozdział 24

481 68 10
                                    


Dzień po tym, jak markiz zepsuł Whitney wycieczkę do muzeum, odwiedziła ją ostatnia osoba, jakiej spodziewała się u niej w domu. W zasadzie była w szoku, kiedy w salonie ujrzała hrabinę Althrop.

Oczywiście domyśliła się, po co starsza dama przyszła, dlatego nie zamierzała dać się zastraszyć we własnym domu. Hrabina może być sobie na nią zła, słusznie czy nie, ale dla Whitney jasne było to, że jej racje były ważniejsze niż histeria markiza Anglesey'a.

Czy musiał nasyłać na nią swoją ciotkę? Kim właściwie była? Jakiś ogarem piekielnym, który miał ją nauczyć posłuszeństwa. W duchu prychnęła zniesmaczona, ale jednocześnie przybrała uprzejmie obojętny wyraz twarzy.

— Dzień dobry — przywitała się cicho, na co hrabina w końcu zwróciła na nią uwagę.

Whitney spostrzegła, że hrabina patrzy na nią uważnie, ale nie widziała ani w jej twarzy, ani w postawie żadnej przygany czy może jakiegoś niesmaku. Odetchnęła z ulgą, ale nie na długo, bo kiedy w końcu wymieniły uprzejmości, hrabina przeszła do rzeczy.

— Podobno widziano ciebie i mojego siostrzeńca po muzeum — zakomunikowała spokpojnym, wyważonym tonem.

Panna Woodland lekko zesztywniała, ale starała się nie pokazać po sobie, że słowa hrabiny wywołały w niej jakąkolwiek reakcję. Obawiała się, że gdyby tylko pokazała słabość, kobieta na pewno by to wykorzystała, więc uśmiechnęła się do niej lekko i kiwnęła głową.

— Owszem, to prawda. Przypadkowo widzieliśmy się w muzeum, ale zapewniam panią, że to spotkanie było przypadkowe i to nie ja je zainicjowałam.

— Wyglądało, jakbyście się kłócili. O co poszło?— indagowała, ale Whitney nie zamierzała jej mówić prawdy.

W zasadzie nie była pewna, czy cokolwiek powinna była jej powiedzieć, lecz hrabina nie wyglądała na taką, która wyszłaby bez uzyskania satysfakcjonującej odpowiedzi, więc w końcu zdecydowała, że powie jej okrojoną wersję ich rozmowy.

— W zasadzie markiz Anglesey uznał, że muzeum i nagie rzeźby nie są odpowiednie dla dam, które najchętniej zamknąłby w piwnicy i wypuszczał je tylko na ślub z jakimś obcym mężczyzną! — Ostatnie zdanie wypowiedziała z ogniem i oburzeniem, które czuła na samą myśl o tym, co ten bęcwał wczoraj opowiadał.

— Mój siostrzeniec to bardzo honorowy i zasadniczy mężczyzna. Dba o swoją rodzinę i przede wszystkim o reputację, a z panny to jest niezłe ziółko. Widzę, jak ci oczka latają na przyjęciu, więc nie dziw się, że nie podoba mu się twoje zachowanie — prychnęła hrabina Althrop. Patrzyła na nią z uwagą, jakby chciała sprawdzić, czy żadna reakcja nie ucieknie jej uwadze, dlatego Whitney wstała gwałtownie i wbiła w nią wściekłe spojrzenie.

— Ale co on ma do tego, skoro nie jestem z nim w żaden sposób związana? Przecież może mnie ignorować tak samo, jak ja staram się ignorować jego. Nic mi nie jest winien i będę tak się zachowywała, jak mi się podoba.

— Młoda damo, chyba zapominasz, z kim rozmawiasz, i tylko przez wzgląd na szacunek i troskę o zdrowie twojej matki, nie każę jej sprowadzić na dół. Od chwili, kiedy matka przestała sprawować nad tobą opiekę, balansujesz na granicy skandalu. Lepiej uważaj. Plotki o tobie i o Marcusie krążą już po socjecie. Wicehrabina Chilston powiedziała mi, że obydwoje szukaliście u niej listy — to nie może być przypadek.

— Proszę? — zapytała panna Woodland zaskoczona tym, co usłyszała. — Jaką listę?

— No listę gości z balu, na którym obydwoje byliście, dziewczyno — prychnęła pogardliwie jej rozmówczyni, jakby miała dość dociekliwych pytań małego dziecka.

Znajdziesz mnie o północy [Blizny#2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz