Rozdział 60

457 74 12
                                    


Mam dwie sprawy.
1. Ponieważ w tym tygodniu wypada długi weekend, to postanowiłam, że dodam rozdziały we czwartek, piątek i niedzielę ;) 
2. Mam pytanie; co myślicie, żeby już do końca wrzucać dwa rozdziały tygodniowo? Powiedzmy w środę i niedzielę?  Zostało ich ponad 10, więc już niewiele z perspektywy kolejnych wydarzeń ;) 


****


Kiedy wrócił w końcu do domu, nie wiedział co powinien zrobić. Wizyta u panny Woodland nieco pokrzyżowała jego wcześniejszy plan dnia, ale w końcu dzień jeszcze się nie skończył.

Ponieważ niepokoiła go wizyta Nelsona u Whitney, postanowił go odwiedzić, żeby chociaż dowiedzieć się, czego właściwie od niej chciał. Wierzył pannie Woodland w to, co powiedziała, ale jednocześnie czuł, że wizyta Billa nie była podyktowana jedynie ciekawością. Wciąż jednak uważał, że Evans stał za wszystkim... A może obydwaj siedzieli w tym interesie?

Musiał najpierw to jakoś sprawdzić.

Wysłał wiadomość do sir Marsha z prośbą o dowiedzenie się, gdzie zamieszkał Nelson, nawet jeśli tylko przyjechał na chwilę, musiał mieć jakieś lokum. Lloyd miał spore znajomości w kręgach wojskowych, więc wiedział też do kogo napisać, żeby zorientować się, gdzie ulokował się Nelson. Zawładnął nim wstyd, bo nie interesował się byłymi podwładnymi, a powinien, bo przecież sporo razem przeszli.

Pomasował skronie, bo czuł, że nadchodziła migrena, która zapewne położy go na kilka godzin, a na to nie mógł sobie pozwolić.

Trzy godziny później dostał wiadomość od sir Marsha z adresem i obietnicą, że będzie na siebie uważał.

***

Miejsce, gdzie mieszkał Nelson było dość ponure. Kamienica, w której znajdowało się jego lokum, była stara i brudna, a do jej ścian przytulały się równie stare i zniszczone domy. Wokół czuć było smród fekaliów i... śmierci.

Spojrzał na gromadę brudnych dzieci, które bawiły się nieopodal. Zignorowały go i odbiegły dalej, jakby przeszkadzał im w ważnych sprawach.

Wszedł do budynku i zmarszczył brwi. Zatęchłe, przesiąknięte moczem powietrze wbijało mu się boleśnie w nozdrza i próbowało zostać w jego umyśle na zawsze. Przytknął dłoń do nosa, ale i tak to nie pomogło.

Korytarz był obszerny, chociaż obskurny, z brudną podłogą i odrapanymi ścianami. Za kontuarem spał starszy mężczyzna, a na ladzie dostrzegł stos poplamionych dokumentów i sterty brudnych naczyń. Za plecami miał półki wypełnione równie starymi książkami rachunkowymi co on.

Zignorował odźwiernego i poszedł na górę w poszukiwaniu odpowiedniego pokoju.

Zapukał do drzwi, które rzekomo miało prowadzić do mieszkania Nelsona i odczekał chwilę. Z głębi pomieszczenia dobiegł go śmiech, a potem kroki, a kiedy Bill stanął przed nim w progu, poczuł dziwnie znajomy zapach. Nie miał pojęcia, co tak śmierdziało, ale był pewny, że skądś go znał, ale nie wiedział skąd. Machnął jednak na to ręką, bo co innego go obecnie zajmowało.

— Anglesey? A co ty tu robisz?! — zawołał wytrącony z równowagi, aż Marcus zmarszczył brwi, zaskoczony jego napastliwym tonem.

Bill poprawił rozpiętą koszulę i wygładził rude włosy, lecz wciąż wyglądał jakby przeszkodził mu w drzemce. Szybko jednak okazało się, że nie spał, a robił wręcz coś odwrotnego.

Znajdziesz mnie o północy [Blizny#2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz