Rozdział 69

346 76 16
                                    


Jak mówiłam w poprzednim rozdziale - spodziewajcie się niespodziewanego ;) 

***

Miał wrażenie, że dryfował gdzieś na granicy jawy i snu, że siedział na małej tratwie na środku Oceanu Indyjskiego, a nad sobą słyszał czyjś kojący głos, który mówił mu, że go kocha i żeby wrócił. Znał ten głos, to była Whitney, ale jej słowa, choć piękne, to jednocześnie były nieprawdopodobne, dlatego dotarło do niego, że śni.

Obudził się gwałtownie, zaskoczony nagłym atakiem bólu każdej możliwej części ciała. Głowa mu pękała, bolały oczy, nadgarstki, a także żebra.

— Obudziłeś się! — Znajomy głos krzyknął radośnie, a kiedy odwrócił się w stronę skąd płynął, zobaczył jedynie niebieską suknię i rude fale, które nagle otoczyły go zewsząd.

To była Whitney.

Zaskoczony próbował ją odruchowo objąć, ale wtedy zrozumiał, że jedną rękę miał na temblaku, a druga była zbyt słaba, żeby ją unieść. Jęknął przeciągle, gdy ból się wzmógł.

— Och, przepraszam cię! Nie chciałam zrobić ci krzywdy — powiedziała i odsunęła, a jemu nagle zrobiło się wyjątkowo przykro z tego powodu, chociaż i tak nie mógł jej tulić do siebie, skoro był tak poturbowany.

Wspomnienia z ostatnich wydarzeń wróciły do niego tak gwałtownie, że niemal zadrżał na myśl o tym, że już było wszystkim, a kobieta, którą kochał właśnie siedziała obok niego na łóżku i wyglądała na całą i zdrową.

— Marcusie? — zapytała z wahaniem, ale nie był w stanie wydobyć z siebie słowa, bowiem łzy ścisnęły go kolczastą dłonią za gardło.

— Przepraszam, Winnie. Tak bardzo, bardzo cię przepraszam. Wybacz mi, że Nelson cię skrzywdził. To wszystko moja wina. Gdyby nie ja, nic by się z tego nie wydarzyło. — Kiedy raz zaczął mówić, nie mógł skończyć. Cały czas miał wrażenie, że dobierał niewłaściwe słowa, które wyraziłby, co w tej chwili czuł.

— Ale o czym ty mówisz? To, co się stało nie było twoją winą. Sam wiesz, że byłam zaangażowana w tę sprawę bardzo mocno i nie słuchałam cię, kiedy mówiłeś, że coś może mi grozić. Nie przepraszaj mnie, bo, jak widzisz, z nas dwojga, to ty jesteś najbardziej poturbowany. Powiedz mi lepiej, jak się czujesz?

— Dobrze — odparł tylko poruszony słowami narzeczonej.

— Przecież widzę, że nie. Każę zawołać Hostley'a, żeby cię zbadał, skoro już się obudziłeś.

— Naprawdę nie musisz tego robić. Dam sobie radę.

— Marcusie, jesteś ranny i nie chcę słyszeć, że nie zamierzasz pozwolić się zbadać. Jesteś cały połamany albo pobity.

Whitney, jak chyba zawsze, nie posłuchała go i wstała, żeby zadzwonić po służbę. Po chwili wróciła do niego i ostrożnie usiadła na skraju i dopiero wtedy zorientował się, że wokół panował przyjemny półmrok. Za oknem dostrzegł szare niebo i krople deszczu, które w miarowym takcie odbijały się od okna.

— Ile spałem?

— Dwa dni. Zaraz podadzą kolację.

— Dwa dni?! — Nawet nie próbował kryć zaskoczenia, ale z drugiej strony nie powinno go to dziwić.

— Tak. Hostley powiedział, że musisz odpoczywać i wyleczyć te wszystkie złamania i pobicie.

Whitney odsunęła się od niego nagle, a potem odwróciła twarz, jakby nie mogła na niego patrzeć i chciał coś na ten temat powiedzieć, ale wtedy ramiona panny Woodland zadrżały. Podniósł się do pozycji siedzącej i nie zważając na ból i niewygodę, otoczył ją ramionami, mocno do siebie przyciągając.

Znajdziesz mnie o północy [Blizny#2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz