Pov. Winter
Gapiłam się na niego z rozchylonymi ustami, nie mogąc wydusić z siebie ni słowa. Wyglądał na równie zszokowanego jak ja, gdy oglądał swoje opalizujące skrzydła. Uniósł swoje błyszczące ślepia na mnie, a jego kąciki ust powędrowały do góry. Uśmiechał się do mnie? Moje ciało zadrżało z ekscytacji, a z moich ust wyrwał się cichy pisk, które po chwili zakryłam dłonią, by nie wydać z siebie kolejnych upokarzających dźwięków. Przechylił głowę w bok, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Wzięłam głęboki oddech, zbierając w sobie odwagę.
- Cześć. - Mówiąc to, pomachałam do niego jedną ręką delikatnie, nie chcąc go spłoszyć. Wskazując na siebie palcem, dopowiedziałam: - Jestem Winter. A ty?
Kiwnęłam brodą w jego stronę, przybierając na usta uśmiech. Nie chciałam by uznał mnie za wroga, więc musiałam zachowywać się jak najprzyjaźniej. Zrobił krok w moją stronę, a na mojej skórze automatycznie pojawiła się gęsia skórka. Na dworze robiło się coraz zimniej, lecz wątpię, by to było spowodowane temperaturą.
- Czeesc.. - odpowiedział nie potrafiąc dobrze wymówić i uniósł swoją czteropalczastą dłoń w geście przywitania.
Byłam cała podekscytowana, że powtórzył po mnie choć to. Zachęcona tym, powtórzyłam jeszcze raz, starając się brzmieć jak najwyraźniej: - Cześć.
- Cześć? - Tym razem udało mu się idealnie wymówić słowo. Zachwycona zaklaskałam w dłonie, kiwając energicznie głową. Widząc mój entuzjazm, sam poszerzył swój uśmiech, ukazując mi swoje perliste uzębienie i kły, które były ostrzejsze i dłuższe niż u człowieka.
Oczy rozszerzyły mi się na ich widok i nagle zapragnęłam ich dotknąć. Z tą myślą zeszłam do niego, uważając by się nie przewrócić. Stanąwszy przed nim dopiero dotarła do mnie potęga jego postury. Był strasznie wysoki i barczysty, a jakby tego było mało, pod skórą rysowały się mocno zarysowane mięśnie, wyglądające jakby zostały wyrzeźbione z kamienia. Przy nim czułam się mała i krucha, choć miałam metr siedemdziesiąt. By spojrzeć w jego skrzące się blaskiem oczy, musiałam wysoko zadrzeć głowę do góry. Wyrażały one wszystkie jego emocje; ciekawość, zachwyt, wyraźne pożądanie, ale prócz tego troskę i swego rodzaju uczucie, którego nie umiałam nazwać.
- Mogę? - Podniosłam dłoń, pokazując mu swoje zęby, a potem na jego przymknięte już wargi.
Jego klatka unosiła się i opadała, a ja w oczekiwaniu podziwiałam z bliska jego niesamowite ciało, tak bardzo różniące się od ludzkiego, a jednak w jakimś stopniu je przypominające. Miałam nieodpartą ochotę wodzić palcami (i nie tylko nimi) po jego łuskach i skórze, którą pokrywał króciutki meszek, na pierwszy rzut oka wręcz niewidoczny, a także skrzydłach przypominających te elfie z bajek, które w tej chwili były rozpostarte i emanowały przecudownym blaskiem.
Po chwili pokiwał wolno głową i ukazał mi swoje zęby, ciągle mi się uważnie przyglądając. Nabierając w płuca powietrza, ponownie uniosłam drżącą z ekscytacji dłoń, delikatnie dotykając opuszką jego kła. To wystarczyło, by jego oczy rozbłysły jeszcze bardziej, płonąc pragnieniem. Będąc zaciekawiona nacisnęłam na zaostrzoną końcówkę i zasyczałam, gdy przebiła ona moją skórę. Cholera, jakie ostre! Przyciągając ją czym prędzej do piersi, chuchnęłam na rankę, na której pojawiła się kropelka czerwonej cieczy.
Kosmita zmarszczył brwi dostrzegając krew na moim palcu. Sięgając dłonią po moją, złapał ją swoimi czterema palcami i przyciągnął do swoich warg, by zaraz wysunąć końcówkę języka i z największą ostrożnością zlizać szkarłatną plamkę. Zafascynowana przyglądałam się jego fioletowemu językowi, który poruszał się zwinnie po mojej skaleczonej opuszce. Wyobrażając sobie co ta część jego ciała mogła ze mną zrobić, zarumieniłam się, a w podbrzuszu rozlało się ciepło.