Letni Festiwal w moim rodzinnym miasteczku jest tradycją pielęgnowaną od pokoleń. Za dzieciaka kochałam chodzić na niego z mamą i tatą dopóki się nie rozeszli. Mama wyjechała do innego miasta, bo znalazła sobie nowego partnera, a tata wziął mnie pod opiekę. Mieszkałam u niego, aż do końca podstawówki, potem postanowiłam, że chcę się usamodzielnić i przez całe liceum mieszkałam sama w akademiku, który mój ojciec opłacał. Po zdaniu matury, wróciłam do naszego rodzinnego domu na wakacje.
Teraz wraz z Stevenem, moim ojcem, chodzimy po wszystkich atrakcjach jakie oferuje Letni Festiwal, ciesząc się ze wspólnie spędzanego czasu. Opowiadam mu o moich znajomych, wspominam śmieszne sytuacje ze szkoły średniej, dyskutuję z nim na różne tematy począwszy od pogody po politykę. Od zawsze był tym rodzicem, który bardziej przejmuje się i dba o swoje dziecko. Dzięki niemu nigdy niczego mi nie brakowało. Przez ten czas intensywnych przygotowań do matury, nie mogłam go często odwiedzać, dlatego strasznie się za sobą stęskniliśmy i teraz nadrabiamy zaległości.
- Skarbie, idziemy coś zjeść? Podobno w tym roku przygotowali stoisko z jakimiś japońskimi przekąskami. Podobno jedne są zrobione z macek ośmiornicy, wyobrażasz to sobie?
Chichoczę widząc jego minę, gdy o tym mówi.
- Tato, chodzi ci o takoyaki? - pytam, choć wiem, że nie będzie wiedział co to jest.
- Tako-co? - Marszczy brwi, jednak na jego ustach widoczny jest wesoły uśmiech.
- Słyszałeś. - Drażnię się z nim i daję mu kuksańca w ramię, na co łapie za nie z udawanym jękiem bólu. Parskam, przewracając oczami. - Nie chcę jeść, ale jak ty chcesz to idź. Ja pójdę trochę potańczyć. Dobra?
Kiwa głową, po czym życząc mi dobrej zabawy oddala się w kierunku stoisk z przeróżnymi potrawami i przekąskami. Uśmiecham się do siebie, bo odkąd zobaczyłam tego bruneta, co śpiewa dziś wieczorem, zaprzysięgłam sobie, że zrobię co w mojej mocy by go uwieść. Gdy go widziałam, przygotowywał się wtedy do występu - sprawdzał mikrofon, śpiewając kawałek piosenki. Jego głos był głęboki, lekko zachrypnięty, sprawiający, że damskie serca przyspieszały dla niego. Jednak jeden fakt był najistotniejszy - był dorosłym mężczyzną, sporo po trzydziestce. Były marne szanse, że zainteresuje się taką gówniarą jak ja. Jednak nadzieja umiera ostatnia, prawda?
Wchodząc do lokalu, w którym on występuje, czuję się jakbym robiła coś grzesznego. Do moich uszu dociera głośna muzyka i t e n głos, a mi robi się gorąco. Przedzieram się bliżej sceny, chcąc czym prędzej ujrzeć właściciela tego boskiego głosu. Gdy w końcu go dostrzegam zamieram, nie mogąc oderwać od niego oczu. Ciemne włosy wystają mu spod kowbojskiego kapelusza, rozpięta do połowy koszula ukazuje umięśnioną klatę, a dżinsowe spodnie opinają jego długie nogi. Rozchylam usta, podziwiając jego świetnej kondycji ciało.
Po pierwszej nucie rozpoznaję zaczynający się otwór. Mimowolnie moje ciało porusza się w rytm Hurts So Good Johna Mellencampa. Przygryzam wargę, kiwając głową do muzyki, i nie spuszczam wzroku z bruneta. Gdy zaczyna śpiewać nową piosenkę, rozgląda się po widowni, uśmiechając się do słuchaczy. Widząc jaki jest wyluzowany i jaką radość sprawia mu śpiewanie, przyznaję przed sobą, że podoba mi się jeszcze bardziej.
- Now that I'm gettin' older, so much older. I long all those young boy days... - Nagle zawiesza na mnie spojrzenie i posyła mi szelmowski uśmiech, a moje głupie serce zaczyna dudnić w piersi jakby chciało zagłuszyć melodię lecącą z wielkich głośników. Dokańczając zdanie, puszcza mi oczko: - ...with a girl like you.
Starając się nie wyjść na idiotkę, uśmiecham się do niego nieśmiało, dalej podrygując w rytm. Jeszcze chwilę mi się przygląda, po czym wyciąga mikrofon ze statywu i gdy zaczyna się refren, zeskakuje ze sceny. Kieruje się wprost w moją stronę, na co miękną mi kolana, a żołądek robi fikołka. Dziewczyny spoglądają w moją stronę zazdrośnie, ale nie zwracam na nie uwagi. Wraz z ubywaniem odległości pomiędzy nami, zanika otoczenie wokół nas. Patrzymy sobie w oczy, czujemy to wzajemne przyciąganie i nic więcej się nie liczy, wokół nas zbudowaliśmy swoją idealną bańkę.