Siedząc na miejscu najbliżej okna w naszej ulubionej kawiarni, przyglądam się wracającemu mężczyźnie z naszym zamówieniem. Dalej ciężko jest mi uwierzyć, że ten profesor jest moim mężczyzną. Zatrzymując się przy stoliku, kładzie na nim jedną kawę dla siebie, owocową herbatę dla mnie i dwa kawałki jabłecznika po jednym dla każdego, posyłając mi przy tym troskliwe spojrzenie. Dobrze mnie zna i wie, że się stresuję. Dzisiaj mieliśmy pojechać do domu jego rodziców na rodziną kolację, gdzie będą również jego dwaj młodsi bracia z żonami.
- Dopiero jest poranek, skarbie. Nie przejmuj się na zapas i częstuj się. - Puszcza do mnie oczko, zasiadając na krześle na przeciwko mnie. - Nie będziesz tam sama. Będę cały czas przy tobie i będę cię pilnował jak Cerber.
Parskam, a moje kąciki ust podnoszą się w delikatnym uśmiechu.
- Wiem, Henry, ale...
- Żadnych "ale", jedz. - Przysuwa do mnie talerzyk z apetycznym ciastem. - Czy kiedykolwiek cię zawiodłem?
- Wtedy, gdy postawiłeś mi czwórkę z kolokwium - mówię poważnie, ale widząc jego zakłopotaną minę, zanoszę się chichotem. - Żartowałam, kochany.
- Wiesz, że nie mogłem tylko tobie stawiać ciągle najwyższych ocen. Musiałaś mieć choć jedną niższą. - Kręci głową z zaciśniętymi ustami, ale znam go i wiem, że w ten sposób próbuje powstrzymać cisnący mu się na usta uśmiech.
Zagryzam wargę, spoglądając na niego spod wachlarza pomalowanych maskarą rzęs. Rumieni się, patrząc na moje pomalowane błyszczykiem usta. Złapał haczyk.
- Jesteś taki uroczy z tymi rumieńcami, że mam większą ochotę na ciebie niż na to ciasto, a przecież dopiero co, to robiliśmy.
Niewinny uśmieszek gości na mojej twarzy, gdy patrzę jak próbuje powściągnąć swoje emocje. Bierze głęboki oddech, poprawiając się na swoim miejscu, a jego twarz przybiera czerwony odcień. Nigdy nie znudzi mi się widok zawstydzonego Henrego.
- Ja też wolałbym coś innego zjeść na drugie śniadanie, skarbie - mruczy, z ustami przy filiżance z kawą, by nikt inny tego nie słyszał, patrząc wprost w moje oczy.
Teraz to ja wiercę się na krześle, czując wilgoć pomiędzy udami. Sięgam po widelczyk i nabieram kawałeczek jabłecznika.
- Twoja mama, by mnie zabiła, gdyby wiedziała jak cię zdeprawowałam.. - mamroczę nim wkładam w usta sztuciec ze słodyczą.
Patrzymy sobie w oczy przez chwilę, myśląc o tym samym, po czym jednocześnie chichoczemy, a goście kawiarni rzucają nam dziwne spojrzenia, ale nie przejmujemy się tym.
~*~
- A co jak mnie nie polubią? - pytam, nerwowo przestępując z nogi na nogą przed drzwiami jego rodzinnego domu.
Wzdycha, wzmacniając uścisk na mojej dłoni, a kciukiem robi kółeczka na mojej skórze, by choć trochę ukoić moje nerwy.
- Kochanie.. - szepcze do mojego ucha. - Bardzo chciałbym, by zaakceptowali nasz związek, ale wiem dobrze, że moi rodzice...
- Będą mieli wątpliwości do mnie? - Unoszę brew z smutnym uśmiechem, zerkając na niego. - Bo jestem od ciebie dużo młodsza?
Zaciska usta, powoli potakując.
- Są tradycyjni, ale to nie zmienia moich uczuć do ciebie, skarbie. - Całuje mnie czule w czubek głowy. - To, co powiedziałem z rana dalej jest aktualne. Będę cały czas przy tobie.
Wypuszczam drżący oddech, a potem odwracam się w jego stronę, dając mu szybkiego całusa w policzek, a potem w usta.
- Dziękuję - szepczę z wdzięcznością przy jego wargach, muskając je przy tym.